Piotr Cywiński dla wPolityce: Mój list otwarty do Jana Kulczyka. „Owszem, można być Polakiem i jednocześnie Europejczykiem”

fot. Piotr Cywiński
fot. Piotr Cywiński

Szanowny Panie Janie,

leży przede mną Pańska wizytówka: „Kulczyk Holding, Jan Kulczyk, Chairman”, z adresem w Berlinie. Wręczył mi ją Pan na początku lat dziewięćdziesiątych, na marginesie wizyty prezydenta Lecha Wałęsy w Niemczech.

Pan wtedy dobrze zapowiadającym się biznesmenem, którego kilkanaście lat później magazyn „Forbes” umieścił na pierwszym miejscu listy najbogatszych Polaków. Cieszyła mnie Pańska operatywność, przedsiębiorczość i sukces finansowy, przede wszystkim z tego względu, że nie zmienił Pan nazwiska na Jan „Kultschyk” i reprezentował w RFN nową grupę Polaków, już nie tych, którzy mając nierzadko dyplomy wyższych uczelni, zmuszeni przez sytuację w naszym kraju pracowali na czarno na niemieckich polach i budowach, lecz dynamicznych, bez kompleksów, którzy powoli stawali się za Odrą równorzędnymi partnerami i pracodawcami dla niemieckich robotników.

Wspominam o tym nie bez powodu, do napisania tego listu otwartego skłoniła mnie Pańska ostatnia wypowiedź w panelu dyskusyjnym na temat: „Migracje we współczesnej Europie - pułapka czy szansa”, a mianowicie konstatacja: „Nie można być, instytucjonalnie, jednocześnie Europejczykiem i Litwinem, Polakiem czy Czeczenem, bo tego się nie da połączyć”.

Jak Pan m.in. wywodził, my, Polacy, „jesteśmy trochę sztuczni, mentalnie zbyt przywiązani do ziemi”, co jakoby miałoby być przeszkodą w odniesieniu sukcesu za granicą:

Problem polega na tym, że w naszej mentalności, mentalności Europy, sprawy związane z kulturą, językiem, religią, wszystkie aspekty nieekonomiczne, odgrywają czasem większe role niż ekonomiczne

Innymi słowy, umiejętność racjonalnego gospodarowania, nauka o prawach społecznych rządzących produkcją, wymianą i rozdziałem dóbr materialnych, bo tak brzmi definicja ekonomii, powinna być przedkładana nad poczucie przynależności, nad narodową tożsamość, kulturowe korzenie i inne - jak Pan to ujął - „aspekty nieekonomiczne”.

Gdy swego czasu rozmawiałem z kanclerzem Gerhardem Schröderem na podobne tematy w kontekście unijnej integracji, zadałem mu następujące pytanie: „Czuje się pan w pierwszym rzędzie Niemcem, czy Europejczykiem?”. Kanclerz odpowiedział bez wahania:

Naturalnie, że czuję się Niemcem. I będąc Niemcem jestem równocześnie przekonanym Europejczykiem. Pojęcie Europejczyka, jako narodowości nie istnieje

Całość tej rozmowy można znaleźć w archiwum tygodnika „Wprost”. Ten sam kanclerz, choć „aspekty ekonomiczne” przemawiały za otwarciem niemieckiego rynku pracy dla Polaków, wymógł w imię „ochrony interesów niemieckich pracobiorców” na Unii Europejskiej maksymalnie długi tzw. okres przejściowy, który został wykorzystany co do ostatniego dnia…

O poczuciu społecznych więzi w RFN, zbiorowej mentalności i przywiązaniu Niemców do ziemi, do miejsca urodzenia, do swoich stron rodzinnych - „Heimatów” przekonał się Pan zapewne niejednokrotnie, choćby na przykładzie tak pielęgnowanej przez nich historii i tradycji, i to nie tylko w środowiskach powojennych uciekinierów i wysiedleńców z byłych terenów III Rzeszy, co akurat w naszym kraju może wywoływać ambiwalentne odczucia.

Zdaje Pan sobie zapewne sprawę, że gdyby bezrobocie w Niemczech wynosiło tyle, ile w Polsce, gdyby miliony Niemców musiało jeździć „za chlebem” do obcych krajów, upadłby każdy gabinet rządowy. A mimo to bagatelizuje Pan: „Dwa miliony Polaków do Wielkiej Brytanii to raptem 5 proc. naszego społeczeństwa. To nie są przerażające sumy”.

Owszem, to są przerażające sumy, to są dramaty milionów rodzin, rozłąka, niejednokrotnie upokorzenia, konieczność adaptacji do kultury i tradycji na obcej ziemi, skąd wielu naszych rodaków nigdy nie wróci, a ich dzieci staną się - w wariancie optymistycznym, jeśli nie będą musieli się wstydzić za nasz kraj - cudzoziemcami polskiego pochodzenia.

Pozwoli Pan, że posłużę się innym, osobistym przykładem. Mój syn znalazł się w RFN w wieku niespełna dziesięciu lat. Znał wówczas może kilka słów po niemiecku, przyswojonych z serialu „Czterech pancernych i psa”, jak „halt!” i „Hände hoch!”… Dziś, prócz języka ojczystego, włada biegle niemieckim, angielskim, francuskim, a także, acz w stopniu podstawowym, kilkoma innymi, w tym językiem chińskim.

Studiował w Niemczech, w Polsce, we Francji, w USA i w Chinach, a w wieku 29 lat obronił na Uniwersytecie w Wiedniu doktorat na temat korelacji prawa unijnego, amerykańskiego i chińskiego w zakresie holdingów.

Nie była to droga usłana różami. Gdy zapisałem go do renomowanego Aloisiuskolleg w Bonn, a był to szczytowy okres tzw. Polenwitze - fali antypolskich dowcipów w RFN, koledzy stawiali mu na ławce kosz na śmieci… Nosiłem się nawet z zamiarem zabrania go z tej elitarnej szkoły.

Jej rektor przekonał mnie jednak, abym tego nie robił. Jak uzasadniał, jego uczniowie wywodzą się z „różnych domów” i są „różnie wychowani”, a zadaniem szkoły jest „właściwe ukształtowanie ich postaw”.

Z czasem niemieccy koledzy z klasy, wyszydzający wszystko co polskie, stali się najlepszymi przyjaciółmi mojego syna i są nimi do dziś. Podczas studiów starał się odciążyć nasz domowy budżet i nie wstydził się po zajęciach oporządzać schorowanych starców w domu opieki, myć okien, czy stać za barem.

Wspominam o tym dlatego, że byłoby mu o wiele łatwiej, gdyby miał „niemieckie papiery”, które rdzennych studentów upoważniały do korzystania z różnorakich przywilejów. Dziś pracuje w jednej z brukselskich, miedzynarodowej kancelarii i nie miałby żadnych problemów z uzyskaniem obcego obywatelstwa w Europie czy za oceanem, nadal jednak posiada wyłącznie polski paszport, zaś jego współpracownicy i interesanci uczą się poprawnej wymowy jego polskiego imienia i nazwiska.

Polska młodzież ma dziś inne, może niedoskonałe, ale nieporównanie lepsze warunki do realizacji jej ambicji, niż w czasach, gdy Pan rozkręcał za granicą swoje pierwsze interesy, a mój syn zaczynał naukę w szkole podstawowej.

Nikt nie rodzi się stadionowym żulem, to właśnie jest kwestia wychowania. Właśnie od młodzieży, którą tak kochał wyświęcony niedawno Jan Paweł II, zależy jaki będzie i jak będzie w przyszłości postrzegany nasz kraj.

Dla wielu młodych ludzi jest Pan uosobieniem człowieka sukcesu, dlatego proszę darować sobie nauki o „nieekonomicznych aspektach” polskiej tożsamości - młódź mogłaby jeszcze wziąć sobie do serc tego rodzaju wskazówki. Że ponownie posłużę się cytatem z Pana wypowiedzi:

Nie można być, instytucjonalnie, jednocześnie Europejczykiem i Litwinem, Polakiem czy Czeczenem, bo tego się nie da połączyć

Owszem, da się. Można być Polakiem i Europejczykiem, a szacunku w świecie nie zdobywa się poprzez wyrzeczenie się - jak Pan to ujął - „sztucznego, mentalnego przywiązania do ziemi”. Poczucie przynależności narodowej i patriotyzm nie są bynajmniej tożsame z nacjonalizmem, szowinizmem i dyskredytacją innych narodów. Atencja i uznanie w cywilizowanym świecie nie wynikają i nigdy nie powinny wynikać z wynarodowienia.

Jako „ilustrację” przesyłam Panu, polskiemu biznesmenowi, fotografię mojego syna - być może zdobędzie się Pan na to, aby powiedzieć samemu sobie: oto jeden z młodych Polaków, który wypłynął na szerokie wody i na szczęście nie wziął za dobrą monetę moich rad…

Z pozdrowieniami,

Piotr Cywiński

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych