Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski po raz siódmy przedstawił swoje doroczne expose przed polskim Sejmem. Interesujące były w nim refleksje na temat celów politycznych, wręcz „misyjnych”, Rosji. Można się nawet z nimi zgodzić. Pytać jednak należy, dlaczego diagnoza ta dotarła do głów Donalda Tuska, jego ministrów, prezydenta Bronisława Komorowskiego i liderów PO dopiero teraz. Wcześniej przecież Rosja miała być głównym, wiarygodnym naszym partnerem na Wschodzie, a jej lider, Putin, miał być „naszym człowiekiem w Moskwie”.
To ambasador Rosji był pierwszym zagranicznym gościem premiera Tuska, a pierwsza jego wizyta na Wschodzie miała miejsce w Moskwie, a nie - jak w przypadku wszystkich poprzednich premierów - w Kijowie lub Wilnie. Tam, na Wschodzie, takie symbole, takie znaki, czyta się jako deklaracje polityczne. Polska Tuska zrezygnowała z bycia ambasadorem państw leżących między nami a Rosją, uznała Rosję za głównego partnera, postanowiła „nie wałęsać się po górach Kaukazu”. A po 10 kwietnia 2010 roku wpadła w „klątwę smoleńską”, dostarczyła Rosji instrumentów do poniżania naszego kraju. Rosja pokazała krajom leżącym między nią a Polską, jakie jest nasze miejsce w szeregu państw świata. Po tym, jak daliśmy się potraktować po Smoleńsku przez Rosję, trudno uwierzyć Ukrainie, Gruzji, Mołdawii, że to Polska może być skutecznym ich ambasadorem w dążeniu na Zachód, co wymaga twardej konfrontacji z Rosją.
A przecież wystarczyło poważnie potraktować oficjalne dokumenty państwa rosyjskiego i deklaracje jego przywódców, by wiedzieć, że Rosja świadomie wybrała kurs na rewizjonizm porządku światowego, w tym granic. Że za głównego przeciwnika geopolitycznego uznaje Zachód, w tym nas, a nie na przykład Chiny czy islamski fundamentalizm. Że w związku z tym skorzysta z każdej okazji do poniżania kraju NATO-wskiego, jego dumnego przywódcy, jego generałów.
Jeśliby dziś Polska chciała odbudować swój prestiż, godność i szacunek w relacjach z Rosją, powinna wnieść o wyrzucenie Rosji z Rady Europy. Co w tej instytucji robi jeszcze kraj, który dokonał I rozbioru terytorium innego państwa europejskiego, szykuje się do drugiego lub podporządkowania go w całości? Dlaczego pozwalamy wciąż na to, by na szczytach Rady Europy brylował minister spraw zagranicznych państwa, był z uwagą wysłuchiwany, skoro reprezentuje kraj, który wszczął w Europie wojnę, jak twierdzi premier Tusk.
W expose Sikorski powiedział, że „Rosji zachowującej się tak, jak na Ukrainie, stosownie odpowiemy razem z całym Zachodem”. Znowu krycie się za cudzymi plecami, znowu „płynięcie w głównym nurcie”, znowu brak własnej inicjatywy. To Polska powinna być głównym ekspertem, twórcą agendy polityki wschodniej całego Zachodu, bo najlepiej się na tym zna i nie jest tak naiwna, jak wielu polityków na zachód od Odry. Ale do tego trzeba mężów stanu na czele polskiego państwa, a nie postpolityków zdolnych tylko do reaktywnego działania, bez wizji i politycznej woli działania.
Jarosław Sellin
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/194686-polsce-potrzeba-mezow-stanu-na-czele-polskiego-panstwa-a-nie-postpolitykow-zdolnych-tylko-do-reaktywnego-dzialania-bez-wizji-i-politycznej-woli-dzialania
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.