Ewa Kopacz w tarapatach. Mieszkaniec zagaił ją o emigrację. "To briefing dla dziennikarzy"- ratowała ją koleżanka z PO

To miał być dla marszałek Sejmu miły spacer ulicami Zielonej Góry, gdzie przyjechała na zaproszenie posłanki Bożenny Bukiewicz, kandydatki do Europarlamentu.

W stolicy województwa lubuskiego czekało ją jednak trudne spotkanie z mieszkańcem miasta.

A moja córka mieszka w Stanach…

— powiedział mężczyzna, zakłócając briefing Bukiewicz i Kopacz.

Zielonogórzanin zareagował po słowach marszałek Sejmu, która zachęcała młodych ludzi do zakładania własnych biznesów.

My, Polacy, powinniśmy umieć dobrze mówić o sobie poza granicami naszego kraju. My jesteśmy najlepszą reklamą dla swojego kraju. To tam powinniśmy pokazać: ten kraj jest piękny. I zachęcać, by właśnie u nas robić biznesy, inwestować swoje pieniądze, kształcić się i wreszcie zamieszkać

— mówiła Ewa Kopacz.

Posłanka Bukiewicz próbowała zbyć trudnego rozmówcę.

To briefing dla dziennikarzy

— powiedziała zainteresowanemu.

Mężczyzna jednak nie miał zamiaru opuścić spotkania. Poczekał grzecznie na jego koniec i ponownie zwrócił się do posłanki PO oraz marszałek Sejmu.

Pani tak ładnie mówiła o tym, by młodzież się tutaj kształciła. Ale moja córka mieszka w Stanach…

— wyznał po raz kolejny.

Widzi pan, moja teściowa ma męża z Kanady i też myślała o wyjeździe. Ale została

— odpowiedziała lakonicznie Kopacz.

Ciekawe, czy mężczyzna wrócił do domu usatysfakcjonowany tą niezwykle wyczerpującą wypowiedzią pani marszałek? Czy właśnie tak ma wyglądać dialog ze społeczeństwem, który Platforma Obywatelska wciąga sobie na sztandary? Równie oszczędni w słowach i gestach mogą być wyborcy przy urnach. Chyba że pokażą politykom PO gest Kozakiewicza…

Maciej Gąsiorowski/gah/zielonagora.gazeta.pl