Z "Alfabetu Szczerego Przywódcy": Dziś literka "H" jak Halicki, haki, Hall i haratanie w gałę

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. YouTube
Fot. YouTube

Haki polityczne

Haki generalnie dzielą się na jedynie słuszne oraz głęboko niesłuszne. Wbrew utartemu stereotypowi te pierwsze są bardzo pożytecznymi narzędziami w pracy państwowej. A już w demokracji sterowanej taki instrument jest wręcz niezbędny. Hak sine qua non – można sparafrazować łacińską maksymę. To, że do tej pory trwa Trzecia Rzeczpospolita, zawdzięczamy także chwalebnej powszechności i użyteczności potencjalnych haków. Dobry hak tynfa wart – mówi Paweł. Politycy odporni na haki, jak ten wyrodek Kaczyński, występują w przyrodzie w niewielkich ilościach i dzięki temu my, czyli cała reszta, czujemy się jak jedna wielka rodzina. To jest właśnie nasz obywatelski wkład w politykę prorodzinną. Owszem, zdarzają się konflikty, jak to zwykle w rodzinie. Kiedy wyciągnęliśmy owego słynnego już, jedynie słusznego haka na Cimoszewicza w kampanii 2005, to wszyscy myśleli, że on już będzie po wieczny czas naszym wrogiem na śmierć i życie. A tymczasem wkrótce potem byliśmy w najlepszej komitywie i z naszej rekomendacji startował na stanowisko w Unii. Ludzie wielkie gały zrobili, skąd taki nagły zwrot, bo nie pojmują istoty obywatelskiej demokracji sterowanej. Natomiast haki głęboko niesłuszne można rozpoznać po tym, że ich ostrze skierowane jest przeciwko rządowi demokracji obywatelskiej. Tak jest w przypadku tego zdrajcy Piskorskiego, który ze swojego brudnego palca wyssał donos o niemieckich pieniądzach. Takim hakom mówimy nasze stanowcze no pasaran.

Hall Katarzyna

Nie rozumiem tej wrzawy wokół zdjęcia Kasi z opuszczonymi spodniami. W końcu to było w przychodni lekarskiej, a lekarze często gorsze czynności każą nam wykonywać niż z gruntu banalne opuszczenie portek. Kto nie był w takiej sytuacji, niech pierwszy rzuci kamieniem. Co prawda Igor kręci głową, gdy to piszę, bo uważa, że mogła przynajmniej poprosić o zamknięcie drzwi do gabinetu, jako członek rządu. Jednak mimo wszystko nie zgodzę się tu z Igorem, w końcu Kasia nie była ministrem zdrowia, przychodnie jej nie podlegały, więc stanowisko tu nie ma nic do rzeczy. Szkoda tylko, że przez tych pismaków Kasia zostanie zapamiętana jako frywolna pacjentka, a nie jako reformator edukacji, w której się zapisała złotymi spodniami… tfu… co ja mówię!… oczywiście, że złotymi zgłoskami! Z przełomowych wynalazków najbardziej podobało mi się śmiałe podejście w kwestii promocji do następnej klasy z ocenami niedostatecznymi. Kasia w ramach akcji „radosna szkoła” przełamała ten dyskryminujący zabobon, który stawiał pod znakiem zapytania dobre intencje naszego rządu w kwestii polityki równościowej. Koledzy z Unii już dawno zwracali mi uwagę, że słabość umysłowa lub lenistwo nie może być powodem do dyskryminacji. Taka jest cena demokracji i trzeba ją płacić, żeby nie ciągnąć się w ogonie postępu społecznego. Z wielkim sentymentem wspominam moją młodość i tak marzę sobie, że gdyby wówczas było takie podejście do edukacji, to mógłbym zaliczyć więcej niż tylko jeden fakultet z historii. Myślę, że dzisiaj mógłbym się pokusić dodatkowo o politologię, europeistykę i genderystykę. Doprawdy, piękne czasy nastały dla naszej młodzieży.

Halicki Andrzej

Taki jeden bubek od Schetyny i Grupińskiego. Paweł mówi o nich - plemię żmijowe. Swoją drogą, te jego powiedzonka są niezwykle celne! Mało znam tego Halickiego. Psy hoduje i knuje. Bardzo znamienne zestawienie. Ciągle mi donoszą o ich schadzkach, konszachtach, ale nic nie mogę zrobić. I pomyśleć, że to ja go zrobiłem rzecznikiem KL-D na samym początku i dałem mu impuls do kariery! Demokracja obywatelska, nawet umiejętnie sterowana, jest czasami bezradna. W takich momentach człowiek tęskni za absolutyzmem, niechby i oświeconym. Zawsze będzie pod tym względem skuteczniejszy niż obecna forma. No bo co to jest za ustrój, że knują ci w żywe oczy, nawet nie za plecami, a musisz udawać, że ciepły deszcz pada?! To jakaś paranoja. W zasadzie niczym innym się ten Halicki nie wyróżnia. A ponieważ dość gładki jest w obejściu, a przy tym wyszczekany, więc dałem go na sprawy zagraniczne w Sejmie. Tam można gaworzyć o niczym w nieskończoność i nikomu to nie przeszkadza.

Haratanie w gałę

Ludzie potrafią zohydzić najszlachetniejsze idee, postaci i nawet prywatne formy spędzania czasu po wyczerpującej harówie od wtorku do czwartku. Zawsze się znajdzie jakiś szyderca, dla którego nie ma świętości. Taki Robert Górski przez całe życie nie zrobił nic poważnego, jak długo żyje, tylko się wygłupia za pieniądze z podatków obywateli, którym robi wodę z mózgu. Kiedyś to było nie do pomyślenia, żeby pozwalano jakiemuś kabareciarzowi ośmieszać legalnie wybrany rząd. Nic w tych jego przedstawieniach się nie zgadza z prawdziwymi faktami. A prawda jest taka, że posiedzenia rządu przebiegają w atmosferze powagi, nastrój jest podniosły stosownie do wagi poruszanych spraw, a waga spraw adekwatna do sondaży opinii publicznej. I nie ma mowy o żadnym harataniu, ponieważ bardzo rygorystycznie przestrzegam rozdziału kultury od państwa. Co najwyżej zerknę od czasu do czasu  na monitor, jak leci Liga Mistrzów. Poza tym nikt w trakcie rządowych obrad nie używa wulgaryzmów, od tego są kuluary. Paweł mówi, że trzeba zrobić porządek z tymi komediantami, bo wolność słowa owszem, jest dla nas najważniejsza, ale należy pamiętać, że to jest środek, a nie cel. Celem demokracji obywatelskiej zaś jest dobry wybór, a nie każdy wybór, jak mawiał mój ukochany Tocqueville. W tym miejscu pozwolę sobie sparafrazować króla Ludwika (numeru niestety nie pamiętam): dobry wybór to ja! Dlatego nie można spuszczać celu z celownika, a cel uświęca środki. Jak z tego logicznego rozumowania wynika, to ja decyduję, co jest konstruktywną krytyką, a co nihilistycznym krytykanctwem rozpuszczonej opozycji.

Hazardowa prowokacja

Ta sprawa jest od lat niesłusznie zwana aferą władzy, bo jeśli już, to była aferą opozycji, zaś wobec władzy prowokacją, to oczywiste. Miała dwa oblicza: pierwsze ohydnej prowokacji właśnie, a drugie oblicze nieudolnej asertywności niektórych moich kolegów, jak choćby Zbycha. Co im zresztą słusznie wytknąłem, bo u mnie nie ma zmiłuj się, jeśli ktoś nie potrafi się zachować na cmentarzu. Wypisano już na ten temat morze tuszu, więc ja tylko zaznaczę, że nie było żadnej afery, a te wszystkie dymisje miały na względzie demonstrację, że żona Cezara jest poza wszelkim podejrzeniem. W roli żony wystąpiłem oczywiście ja, co się może wydać śmieszne, ale takie jest życie polityka, że czasami występuje jako mąż stanu, a innym razem jako małżonka Cezara.

Himalajska Korona

Powiem szczerze, że ja się po Bronku nigdy cudów subtelności nie spodziewałem, erupcji intelektu również nie oczekiwałem, raczej wprost przeciwnie. Ot, żyrandol, splendor i czasem weto dla niepoznaki, żeby się pisiory nie czepiały. Jednak pomimo mojego całego sceptycyzmu, to on potrafi mnie chwilami tak zdołować, że długo dochodzę do formy. Zresztą Paweł miał podobne odczucia - kiedy usłyszał Bronka chełpiącego się himalajską koroną, to mu się nagle gorąco zrobiło, siódme poty na czoło wyszły. Od razu zadzwoniliśmy do tej jego kancelarii, po co oni tam w ogóle są i za co pieniądze podatników biorą? Niby od różnych intelektualistów i politologów tam się roi, a jak przyjdzie co do czego, to się okazuje, że Bronek samopas puszczony po mediach radośnie hasa. A jemu tylko w to graj i gada, co mu ślina na język przyniesie. Totalna improwizacja. Musiałem tam w końcu Sławka Nowaka im podesłać, żeby nieco racjonalności wprowadził do tego towarzystwa. Paweł ma rację, że profesorów trzeba od rządu trzymać na odległość strzału.

Seaman

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych