Smok bez Wawelu, Polska bez przeszłości i rolnictwa - czy to istotnie "nasz" elementarz?

Ważniejsza od znajomości głównych miast i krain Polski, jest wiedza o Unii Europejskiej i wszystkich państwach ościennych. Istotniejszy od polskich królów, zamków i zabytkowych kościołów jest jakiś spasły, nie wiedzieć co symbolizujący, krasnal z ogromnym pierogiem na widelcu. Polska jest krajem wypoczynku i atrakcji turystycznych, ale bez historii, pól i rolnictwa. Ciekawsza od polskich legend, ma być, dla zaczynających naukę polskich dzieci, angielska bajka ludowa, a smok, którego pozbawiono całkiem kontekstu (Wawelu i Kraka), będzie kojarzyć się z fantazyjną podróżą w kosmos. Tęcza nie składa się już z tradycyjnych 7 barw, ale z 6, niosących określoną ideologię, a małe dzieci mają tablety.

Oto przykłady zawartości pierwszej części tzw.”darmowego” podręcznika „Nasz elementarz”, który 1 września ma obowiązkowo trafić w ręce wszystkich uczniów pierwszych klas szkół podstawowych w Polsce. Został on przedstawiony w minionym tygodniu, 17 kwietnia 2014 r., w czasie konferencji prasowej przez minister edukacji narodowej Joannę Kluzik-Rostkowska i główną autorką książki, Marię Lorek.

(1)”Jest mądrze i ciekawie napisany” czy „deprawacją piękna prowadzącą do problemów z koncentracją”?

Pani minister zachwalała, że „jest mądrze i ciekawie napisany, kolorowy i na wiele lat”. http://www.men.gov.pl/index.php/aktualnosci/wizyty-krajowe-i-zagraniczne-ministra/1013-pierwsza-czesc-darmowego-podrecznika-gotowa

Jednak już pobieżna lektura tego podręcznika udostępnionego na stronie MEN dobitnie wykazuje, że prawda o tym dziele jest zasadniczo inną, od laurki przedstawionej przez panią minister.

Doskonale wyrażają ją opinie z portali społecznościowych: „biedne dzieci”, „Matko kochana, jakie paskudne ilustracje” i tym podobne.

O stronie metodologicznej, jak i graficznej tego elementarza wypowiadała się, wręcz miażdżąco, Dorota Dziamska, metodyk nauczania początkowego, która stwierdziła, że „podręcznik tonie w chaosie”, że mamy tu do czynienia z „deprawacją piękna prowadzącą do problemów z koncentracją”.

Zwracała uwagę, że „powinno uczyć się na bardzo przejrzystym materiale, a nie na czymś, co jest szokiem kolorystycznym dla oka”, że „kolorem z dziećmi trzeba umieć pracować. Nie można omijać fizjologii oka dziecka. Nauczyciele wiedzą, że im więcej zagmatwanych kolorów, drobnych elementów, tym większy problem ze zrozumieniem obrazka dla dziecka”, że „tekst krótki i prosty, powinien być na czystym, białym tle, napisany czarną czcionką i co ważne nie powinien być przytłoczony ogromem kolorowych obrazków”.

Przykładem tego „nieporozumienia” graficznego, jest już sama okładka podręcznika, na której tytuł książki jest mało czytelny, a każda litera jest wykonana w innej manierze i innym kolorem (dla porównania zestawmy ją z czytelną prostotą okładki dawnego elementarza Falskiego. [ilustracja 1]

Podobnie problem ten ukazuje też ilustracja, z wnętrza książki, sadu (dla porównania zestawiona z odpowiadającym jej rysunkiem z elementarza Falskiego) — zdjęcie jest wielkości znaczka pocztowego i jest wybitnie nieczytelne. [ilustracja 2]

Pani metodyk nauczania początkowego pokazała też różne niekonsekwencje tego podręcznika, zwracając przy tym uwagę, że „dzieci są mądre i bardzo spostrzegawcze, z łatwością wyłapują” takie rzeczy „i się z nich po prostu śmieją”. I zapewne zauważą też, że w gospodarstwie agroturystycznym (s. 76-77) nie ma dwóch sadów, lecz tylko jeden, z tym że przecięty w środku ścieżką wyłożoną kostką. [ilustracja 3]

(2) „Poprawnościowe” latawce - z niepełną tęczą (z 6 zamiast 7 kolorów) Podobnie krytycznie podręcznik ocenił Rafał Ziemkiewicz ironizując, że jest on „cudowny”, i choć „może dzieci nie będą umiały czytać i pisać prawidłowo, ale najważniejsza jest polityczna poprawność”, i dlatego „w klasie opisanej w podręczniku jest dziecko niepełnosprawne, są bliźniaczki, maluchy o różnych kolorach skóry, jest rodzina, w której dziecko wychowywane jest przez samotną matkę”. http://supertv24.pl/ziemkiewicz-jednym-zarzadzeniem-rzad-tuska-wyprodukowal-cale-pokolenie-szescioletnich-niedorozwinietych-dzieci/

Nie zauważył przy tym, czy też już się z takim widokiem oswoił, obecności sztandaru „poprawnościowców” — że **w elementarzu zamieszczono i to dwukrotnie na eksponowanym miejscu (s. 10 i 21), rysunek latawca w kolorach tęczy, z tym że mającej 6 (czyli - jak podaje nawet Wikipedia http://pl.wikipedia.org/wiki/Tęcza - tyle ile ma symbol osób homoseksualnych) zamiast 7 barw, jakie tradycyjnie uznaje się za składające się na tęczę.[ilustracja 4]

(3) W języku polskim zasad nie ma, wszystko jest dozwolone…?

Już sama okładka i tytuł tego nowego elementarza, zdają się pokazywać jaką raczej nietypową „dydaktykę” prezentuje, jakich „wartości” chce on nauczać. Widzimy tam bowiem chaos (nie tylko kolorystyczny, na które to zjawisko zwracała uwagę wspomniana wcześniej pani metodyk) i brak przestrzegania zasad obowiązujących w języku polskim. Jego tytuł zaczyna się bowiem, wbrew zasadom pisowni, od małej litery, jest tam bowiem „nasz”, zamiast „Nasz”.

Zaś drugi wyraz tytułu, pokazuje dzieciom, dopiero zaczynającym naukę pisania, że w jednym wyrazie każda litera może być z „innej parafii”, że w środku jednego wyrazu można stosować zarówno litery „drukowane”, jak i „pisane”, a każda może być innego kroju, że mogą być tam zarówno litery duże, jak i małe, a obok pisma „prostego”, może się w nim znaleźć i jedna litera napisana kursywą. [ilustracja 5]

(4) „Przygotowanie” merytoryczne autorów potwierdzać zdaje się nawet problem z ISBN

To, jak autorzy omawianego podręcznika przygotowali się do jego opracowania, zdaje się dobrze ilustrować fakt, że nie poradzili sobie nawet z tak prostą rzeczą jaką jest ISBN, czyli Międzynarodowy Znormalizowany Numer Książki.

Co najmniej trzykrotnie złamali oni jego przepisy:

  1. książka ma błędny, bo tylko pojedynczy, numer ISBN (ISBN 978-83-64735-00-4) i bez określenia, że to tylko część 1, mimo że zgodnie z przepisami przy publikacji wielotomowej „numer ISBN należy nadać kompletowi tomów”, a „każdy tom powinien otrzymać własny, odrębny ISBN”.i należy w publikacji podawać zarówno ISBN indywidualnego tomu, jak i całego kompletu.
  2. Numer ISBN w tym elementarzu nie został też umieszczony prawidłowo, jako że zgodnie z przepisami winien być albo „na odwrocie strony tytułowej”, albo „u dołu strony tytułowej, jeśli brakuje miejsca na odwrocie strony tytułowej”. Zamiast tego w tym podręczniku znajdujemy go na ostatniej stronie książki.
  3. Również błędny jest sposób jego (drugiego) umieszczenia - na czwartej, zewnętrznej strony okładki, bo jest tam podany sam numer, bez obowiązkowego akronimu „ISBN”. [ilustracja 6]

Nawiasem mówiąc, nazwy takiego wydawcy, jaki został podany w tym podręczniku „Ministerstwo Edukacji Narodowej/Centrum Informatyczne Edukacji”, ani też podanego w podręczniku odpowiadającego mu numeru ISBN, baza ISBN nie notuje. http://mak.bn.org.pl/cgi-bin/makwww.exe?BM=09&IM=03&TX=Ministerstwo+Edukacji+Narodowej

(5) Tola ma tablet, a kto kota…, czyli stygmatyzacja biednych i „osobna lekcja co to tablet?”?

Symbolem jakości tego elementarza i jego „dostosowania” do potrzeb i realiów polskich uczniów zdaje się być jedno zdanie z tej książki: „Tola ma tablet” (s. 35), które stało się sławne w sieci niemal natychmiast po udostępnieniu podręcznika.

To oderwanie od naszej rzeczywistości, w której tablet jest jednak wciąż obcy (co potwierdzają podawane statystyki sprzedanych egzemplarzy) nie tylko dla większości dzieci, ale i dorosłych (zwłaszcza poza dużymi miastami), doskonale skomentował na Twitterze dziennikarz TVN, Krzysztof Skórzyński, który napisał: „W moich rodzinnych stronach, w Kołakach Kośc. będzie osobna lekcja „co to tablet?”„. https://twitter.com/skorzynski/status/457605124123541504 [ilustracja 7]

Podobnie wyśmiała to też znana blogerka Kataryna: „„Tola ma tablet”. Na pewno każdy pierwszoklasista wie co to. Myśleliście, że sojowe latte to dowód oderwania od rzeczywistości.” https://twitter.com/katarynaaa/status/456842670921748480 [ilustracja 8]

Również Wojciech Mucha, dziennikarz GPC, uznał że: >”Tola ma tablet” zamiast „Ala ma kota”. Kolejny dowód kompleksów i skretynienia #Idontwanttoliveonthisplanetanymore<

Dodajmy, że równocześnie u autorki elementarza brak konsekwencji, jako że dwie strony dalej (s. 37) Tola zamiast tego osławionego już tableta, w rebusie („Tola ma….”) ma znów tradycyjnego, poczciwego kota. [ilustracja 9]

Nawiasem mówiąc, ten przykład pokazuje jak fałszywie „równościowe” jest podejście twórców tego elementarza. W jego ramach wstawiają do elementarzowej klasy dzieci o różnych kolorach skóry (wciąż rzadkie w naszym kraju), a równocześnie - czego nie zauważa także specjalna recenzentka „ds. równościowych” jaką miała ten podręcznik - przez wybór tabletu, stygmatyzują dzieci z biedniejszych rodzin (znacznie liczniejsze od tych o które się tak troszczą). Według ostatniego rocznika statystycznego ok. 1/3 gospodarstw domowych (a wśród rencistów nawet aż 2/3) nie ma żadnego komputera, a więc tym bardziej tablet jest obcy. Dodajmy, że w roku szkolnym 2012/13 jeszcze nawet ok. 4% szkół podstawowych (czyli co 25) w ogóle nie posiadało komputerów!

Przykładów takiego rozmijania się z normalnością mamy więcej. Np. ilustracją do wakacji (s. 10) jest kanadyjka (wielka rzadkość nie tylko w Polsce i trudna w obsłudze), zamiast kajaka czy zwykłej łódki. [ilustracja 10]

Zaś pod hasłem „poznajemy różne domy” (s. 62), są obiekty z bardzo egzotycznego świata, w części wykonywane już tylko dla turystów, a trudne do nazwania nawet przez dorosłych (chata z gliny, domy na wodzie, jurta, igloo), zamiast różnych rodzajów domów, które dziecko może zobaczyć w Polsce, a których nazwania i rozróżniania powinno się przecież nauczyć, jak np. zabytkowe tradycyjne kurne chaty, dwory, pałace, zamki, czy też współczesne, jak bloki, kamienice, wille itp. [ilustracja 11]

(6) Zamiast polskiej legendy dla naszych dzieci bajka angielska… Kompleks czy…?

Twórcy elementarza zdają się mieć co najmniej jakieś dziwne kompleksy, czego przykładem jest wybranie do przedstawienia dzieciom zaczynającym naukę w polskiej szkole, jako jedynego takiego tekstu, angielskiej, czyli dodatkowo z całkiem innej kultury, bajki ludowej (Bajka o trzech świnkach, s. 64-67). Tak jakby nie było ogromnego bogactwa polskich legend, i wśród tych współbudujących polską tożsamość opowieści, nawet jednej, atrakcyjnej dla dzieci i zawierającej odpowiednie przesłanie. A tak poza tym, to wilk ilustrujący elementarz zdaje się nieco przypominać tego z „Nu, pogodi” [ilustracja 12]

Zagłoba

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.