W piątek wybuchło pandemonium w związku ze spotem wyborczym Prawa i Sprawiedliwości, który, jak się okazało, spotem wyborczym nie był. W „Tak jest”, programie nie pozostawiającym wątpliwości co do preferencji politycznych właścicieli ITI, poseł PO Paweł Olszewski zarzucił europosłowi Ryszardowi Czarneckiemu, że „PiS upolitycznia katastrofę smoleńską”, „żeruje na ofiarach i ich rodzinach”, chyba nawet padło określenie „nekrofilia polityczna”.
Używał też niedopuszczalnej w debacie ilości przymiotników, zwłaszcza o konotacji pejoratywnej, jak chamski, haniebny, obrzydliwy, etc. Czarnecki robił co mógł, aby wyjaśnić zawiłą historię spotu, tonował temperament zaperzonego kolegi, a w końcu oskarżył go, nie bez powodu, o hipokryzję. Bo oto Paweł Olszewski upominał się o „empatię dla rodzin katyńskich, którzy stracili pod Smoleńskiem swoich bliskich”, ale by wyliczyć wszystkie grzechy braku empatii premiera Tuska, jego rządu oraz PO, nie wystarczyłoby, jak to się mówi, miejsca na kominie.
Przewijało się też nazwisko Marka Karpiniuka - ojca posła Sebastiana, także ofiary katastrofy – który wystosował do premiera Kaczyńskiego list, w którym żądał wycofania spotu z obiegu. W tym miejscu warto wspomnieć, co znalazło się w materiale. A więc głównie materiały archiwalne, a potem wrak Tupolewa w Smoleńsku, Jarosław Kaczyński, klęczący przed trumną zmarłego brata i napis: ”Dokończymy jego dzieło. Spotkajmy się 10 kwietnia”. Jeśli to jest spot wyborczy, to dlaczego zaprasza na spotkanie nie 26 maja, tylko 10 kwietnia? Okazało się, że dzwonią, ale w zupełnie innym kościele, mówią, ale nie bardzo wiedzą co. Bo w istocie nie był to spot wyborczy, lecz zaproszenie na obchody czwartej rocznicy katastrofy. Tyle, że ponieważ telewizje, pod pretekstem że nie jest to materiał wyborczy, odmówiły jego pokazania, PiS zakwalifikował to jako spot wyborczy. Niby sprytnie, ale nie do końca. Bo zaraz potem mainstream zalał przestrzeń medialną kubłami pomyj, w których „nekrofilia polityczna” mieszała się z „hejterstwem”, a „cynizm” z „hańbą”.
Nie ma się co tą wrzawą przejmować, bo po pierwsze: cokolwiek zrobi Kaczyński i PiS, i tak wywoła lawinę błota zmieszanego pół na pół z gnojówką. A po drugie – ciekawe, jaką propozycję miałby Andrzej Morozowski na ilustrację hasła „dokończmy dzieło Lecha Kaczyńskiego”, jeśli nie pokazując wrak samolotu i fragment trumny Prezydenta? Nie można udawać, że fakty nie istnieją i wymazać ze spotów katastrofę smoleńską, która stała się bardzo ważną cezurą historyczną, spowodowała najpoważniejszą od 1945 roku polaryzacje społeczeństwa, wreszcie przyczyniła się do skokowego rozwoju demokracji w Polsce. Te fakty są, i nie mogą autorów spotów nie inspirować. A co do rzekomej „nekrofilii politycznej”, warto przypomnieć komentarz Giedroycia, który napisał kiedyś, że „Polską rządzą trumny Piłsudskiego i Dmowskiego”, co znaczyło, że ich testament ideowy nadal dzieli kraj. No tak, i co z tego? Wielką Brytanię wciąż dzieli testament polityczny Churchilla i Clementa Attlee, a Stany Zjednoczone – prezydenta Roosevelta i np. Ronalda Reagana. Ale co to ma wspólnego z nekrofilią? Kolejna sprawa: ten spot wyborczy, jeśli się już uprzemy tak go nazwać, doskonale mieści się w logice amerykańskich. Ale już nie zachodnio-europejskich, które – wskutek szaleństwa politycznej poprawności - już dawno wymiotły z debaty politycznej śmierć, patriotyzm, przywiązanie do tradycji, etc. To inny typ myślenia, inny styl.
Pamiętam, jak ważny w drugiej kampanii wyborczej Baracka Obamy był spot, w której pokazano przebitki z wojny z Iraku i twarz martwego Osamy bin Ladena, którego specjalne oddziały Navy SEALs dopadły jakiś czas przed rozpoczęciem drugiej kampanii wyborczej. I motyw likwidacji najsłynniejszego terrorysty świata, z nutą amerykańskiej dumy „job jobbed”, „zadanie zostało wykonane”, połączonej z wiarą w potęgę Ameryki, stały się wiodącym motywem kampanii! To tak by rozszerzyć obraz, i cokolwiek zaktualizować.
Tego samego dnia Prawo i Sprawiedliwość zaprezentowało spot wyborczy, w którym mowa o bezpiecznej Polsce. To bezpieczeństwo ma przynieść naszym rodakom praca, sprawna służba zdrowia, odbudowa przemysłu oraz uczciwe rządy. W tle panorama kwitnących łąk i rozkołysanych zbożem pól, stocznie, szkoły i szpitale, a potem oskrzydlony flagami polską i unijną prezes Jarosław Kaczyński, który patrzy nam w oczy i mówi z optymizmem: ”Inni się mylą. My wiemy, jak wzmocnić Polskę. I o to chodzi w wyborach”. W pierwszej chwili pomyślałam: coś okropnego! Do złudzenia przypomina propagandę sukcesu z czasów Gierka „aby Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatniej”. I – to przecież spot telewizyjny – wszystko co zostało powiedziane, powinno zostać pokazane! Ale sięgnęłam do brytyjskich spotów wyborczych, laburzystów i torysów, i okazało się, że nie ma tu szalonych różnic. Na przykład spot konserwatystów z 2005 roku: najpierw seria pejzaży, potem ówczesny kandydat na premiera Michael Howard, który mówi: ”Wielka Brytania, to wspaniały kraj. Tak mi mówili moi rodzice i dziadkowie, i wiem, że to jest prawda. Ale jeśli tak ma być dalej, musimy odebrać ją laburzystom, którzy niszczą to, co zrobiliśmy podczas 18 lat naszych rządów”. W tle łagodna, kojąca muzyka i „gadające głowy” tych, którzy zamierzają oddać głos na torysów. „Będę głosować na konserwatystów, bo mają rozsądny stosunek do polityki imigracyjnej… są odpowiedzialni wobec swoich wyborców… wierzą w etos nauki i dyscyplinę w szkołach… pozwolą niepełnosprawnym dostać pracę… myślą o tej zapomnianej przez laburzystów większości”. Albo inny: plansza z datą 5 maja, z offu „Twój głos, to twój wybór. Ostatnia szansa, aby zostać usłyszanym”, i zakreślanie krzyżyka obok partii torysów. I dalej: „Mr Blair powiedział, że…”, i tu cała lista zawiedzionych nadziei wyborców, którym Blair różne rzeczy przyrzekał i nie dotrzymał obietnic. „Mówił: edukacja, edukacja, edukacja, a poziom szkół coraz niższy… otoczymy opieką pacjentów w szpitalach, coraz więcej z nich umiera z powodu niedostatecznej ilości personelu i niskiego poziomu higieny…” No i sakramentalne „Skorzystaj z ostatniej szansy. Twój głos może być decydujący”.
Oto z kolei spot Labour Party. Hasło wyborcze z 2005 roku „Let’s keep it Labour”, „Głosuj znów na Partię Pracy” czy „Utrzymaj to, czego dokonała Partia Pracy”. I zaraz potem jak bardzo to ugrupowanie dba o sprawiedliwość społeczną, równe szanse dla każdego, i oczywiście szanuje mniejszości etniczne i seksualne. I na koniec „ty też możesz pomóc kontynuować politykę Labour Party”.
Jednak brytyjskie spoty wyborcze zwierają pewne elementy, których na próżno szukać w polskich. Mniej ogólników, a więcej konkretów. Np. wizja przyszłego państwa. W 1997 roku Tony Blair zaproponował hasło: ”Zamienię Old Post-Imperial Britain w Cool Britannia”, i niestety, jak zapowiedział, tak zrobił. Hasłem wyborczym Margaret Thatcher w 1979 roku było: ”Wielka Brytania – demokracją właścicieli domków jednorodzinnych”, sygnalizujące jej przyszłe wielkie reformy, wyprzedaży domów i mieszkań komunalnych za 1/3 ceny, i prywatyzacyjną. A w 2010 roku kandydat na premiera David Cameron przedstawił nowy program swojej partii - więcej państwa opiekuńczego, praw człowieka i troski o środowisko naturalne, czyli w istocie więcej socjalizmu - i nazwał go „nowoczesnym, współczującym konserwatyzmem”. A potem rzucił kolejne hasło „Big Society”, „Wielkie Społeczeństwo”, ciekawy projekt na integrację społeczeństwa w okresie kryzysu. W spotach wyborczych powinno być widać przyszły kierunek rozwoju państwa. Im mniej okrągłych haseł, mniej przymiotników, a więcej faktów, przykładów, sygnałów, w którą stronę zdaniem partii, powinien zmierzać kraj, tym lepiej.
A i oryginalny pomysł na spot, nieunikający drastyczności, patriotycznego patosu, a nawet odwołujący się do poczucia humoru wyborców, jeszcze żadnej partii nie zaszkodziły. Wręcz przeciwnie.
Elżbieta Królikowska-Avis
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/191492-polska-wojna-na-spoty-i-jak-to-sie-robi-w-usa-i-wielkiej-brytanii-czy-naprawde-jest-sie-czym-oburzac-w-spocie-pis