Na Wielki Tydzień władze Warszawy zafundowały nam po raz kolejny odnowioną „tęczę”. Zrobiono to z zapałem i determinacją godną lepszej sprawy.
Najpierw usunięto z Placu Zbawiciela młodych ludzi, którzy protestowali przeciw ponownemu jej postawieniu (w mediach nazwano ich narodowcami, w języku „Gazety Wyborczej” i Putina to po prostu faszyści), a następnie pośpiesznie, zapewne wstydliwie po nocy, postawiono żelazną konstrukcję i ogrodzono ją metalowym płotem, któremu brak tylko kolczastego drutu i elektrycznej instalacji.
Razem wygląda to raczej niewesoło jak na kolorowe, radosne przesłanie, które ma nieść owa tęcza, ale jest to dobry symbol arogancji i uporu władz, które pokazują, jak liczą się z opiniami mieszkańców. Tych samych mieszkańców, z których podatków opłacane są podobne przedsięwzięcia.
Miarą arogancji i stosunku przynajmniej do okolicznych mieszkańców jest butna zapowiedź prezydent miasta, że „tęcza” będzie odbudowywana tyle razy, ile będzie trzeba, a zatem nie licząc się z kosztami. Po protestach jesienią zeszłego roku nadarzała się okazja, by rozwiązać tę sporną sprawę i przenieść „tęczę” w bardziej neutralne miejsce. Obecnie władze miasta udowadniają, że nie mają zamiaru liczyć się z głosami obywateli i wcale nie chcą rozwiązać problemu, który nie zniknie, lecz będzie narastał. Nie wspominając już wyrzuconych lekką ręką pieniądzach, gdy miasto boryka się z dużymi wydatkami i obowiązkiem „janosikowego”.
Dyrektor Instytutu im. Adama Mickiewicza, który jest współwłaścicielem nieszczęsnej „tęczy”, co oznacza, że płacą na nią nie tylko mieszkańcy Warszawy, ale i całej Polski, miał poprzednio odwagę bardzo śmiało się wyrażać o przeciwnikach „tęczy”.
Teraz bardzo agituje za Rokiem Polskim w Rosji Putina. Jeśli jest tak odważny, zamiast podlizywać się „tęczą” w Brukseli, może niech spróbuje ją przenieść na Plac Czerwony, może razem z innymi atrakcjami ostatniego sezonu, z instalacją „Krzyża” w Centrum Sztuki Współczesnej w Zamku Ujazdowskim i z jakimś zestawem gejowskich przedstawień teatralnych najgłośniejszych polskich artystów, wystawionych pod murami Kremla. Byłoby to rzeczywiście śmiałe osiągnięcie, a zarazem rozwiązanie niewygodnej sprawy krajowej.
Wystawiana z takim pośpiechem „tęcza” tuż przed Świętami Wielkiej Nocy, zapewne równie szybko będzie udekorowana plastikowymi kolorowymi kwiatkami. Jednych ma ucieszyć, ale drugich rozdrażnić, a nawet ukarać, pokazując, że władze miasta zrobią, co będą chciały. To droga donikąd.
Czy taka władza może mieć autorytet i czy tak ma powstawać społeczeństwo obywatelskie. Obecna sytuacja, stworzona przez władze Warszawy będzie prowokować do dalszego konfliktu i prób zniszczenia coraz mniej radosnej, coraz bardziej kłopotliwej, jak tak dalej pójdzie, „tęczy”.
A może przeciwnie, chodzi właśnie o podsycanie, zaognienie konfliktu? Co jednak wtedy sądzić o odpowiedzialności władz? Cóż można w ten sposób osiągnąć? Chyba tylko tyle, że powie się, jeśli „tęcza” zostanie znów zniszczona, że zrobili to jacyś „faszyści”, „naziści” lub turyści-terroryści. Wiemy już jednak teraz, że ta mowa nie będzie dalej działać, że ten język został niespodziewanie „spalony”, sfalsyfikowany, unieważniony.
Przypomnę na koniec, że podpalenia „tęczy” w zeszłym roku nie dokonali uczestnicy Marszu Niepodległości 11 listopada, jak to powszechnie rozgłaszano. Marsz nawet tamtędy nie szedł.
Na zachowanym zdjęciu z tego dnia dokładnie widać, że podpaliło ją najwyżej kilka osób, zresztą pod bacznym okiem policji, która obstawiała cały Plac Zbawiciela.
Marek Klecel
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/191407-pod-zelazna-tecza-moze-sprobowac-przeniesc-ja-na-plac-czerwony-razem-z-innymi-atrakcjami-roku-polskiego-w-rosji
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.