Prof. Zybertowicz: Porażka polskiej transformacji. Nie powstał ani sprawny organizm państwowy, ani nie zaczęły funkcjonować choćby minimalne standardy przyzwoitości

rys. Andrzej Krauze
rys. Andrzej Krauze

Rok rocznicowy mamy. Między innymi 25-lecie rozmów okrągłego stołu i wyborów 4 czerwca 1989 r. Odbywają się konferencje, sympozja, debaty, których celem jest podsumowanie ostatniego ćwierćwiecza – co zdołaliśmy zrobić, a co się nie powiodło. Oceny są radykalnie rozbieżne.

Zazwyczaj konfrontowane są odmienne, subiektywne punkty widzenia i emocje. Nawet gdy w debatach uczestniczą osoby z akademickim cenzusem (doktorzy, profesorowie), rzadko wywód prowadzony jest systematycznie. Nawet na uczelniach częściej mamy do czynienia z wyrażaniem różnych sympatii politycznych niż ze sporem iście naukowym. Wywód naukowy bowiem – gdy chcemy ocenić jakiś złożony proces społeczny – wymaga podania kryteriów poprawnego rozstrzygnięcia sporu. Potem trzeba rzeczowo dobrać fakty i wyciągnąć wnioski.

Chociaż badacze społeczni od lat oceniają naszą ustrojową transformację, to nader nieczęsto kłopoczą się przyjęciem takich kryteriów umożliwiających względnie obiektywną CAŁOŚCIOWĄ ocenę. Wprawdzie uczeni nieraz przywołują konkretne dane empiryczne, to jednak rzadko są one zakotwiczone w szerszych ramach. Gdy przychodzi do kwestii tak fundamentalnej jak ocena systemu III RP, zadowalają się wyrażaniem swoich emocji w publicystycznych formułach.

Kryteria: universalis czy polonicus?

Jeśli uznamy, iż zadaniem transformacji było tworzenie swoistego „homo universalis” – człowieka wykorzenionego z tradycji, narodu, religii, z lojalności wobec swego państwa i kultury, człowieka, który mówi „ten kraj” – to wtedy trzeba przyjąć, że transformacja osiągnęła poważny sukces. Łatwo dostrzec rozmontowywanie polskości, budowanie niewiary w Polskę, zachowania ukazujące ludzi o nader ograniczonej suwerenności intelektualnej. Zda się, jakby praktyczne aplikowanie oświeceniowego przesłania człowieka wyzwolonego od tradycji przyniosło człowieka wyzwolonego od umiejętności samodzielnego posługiwania się rozumem.

A co dostrzeżemy, gdy ostatnie 25 lat ocenimy za pomocą formuły „homo polonicus”? Jeśli od transformacji oczekiwaliśmy, że powstaną sprawny organizm państwowy, przejrzyste mechanizmy rządzenia, równe prawa dla wszystkich, choćby minimalne standardy przyzwoitości, że zostaną skumulowane zasoby, na bazie których Polska może odgrywać w Europie rolę podmiotową, posiadać potencjał kreacji i odstraszania przeciwników, to – przy takich kryteriach – ostatnie 25 lat jest porażką.

Fakty

Twierdzę, iż nie jest to moja subiektywna ocena. To wnioski z diagnozy opartej na potwierdzonych faktach. A wystarczą tylko fakty trzy (już przytaczałem je na tych łamach).

Pierwszy: dramatycznie niska dzietność – przeciętna kobieta rodzi tylko 1,3 dziecka – co oznacza zapaść demograficzną.

Drugi: ogromnie wysoka chęć młodych ludzi do emigrowania z Polski. O ile badania z 2012 r. mówiły o ponad 60 proc., to tegoroczne mówią o ponad 80 proc. młodzieży.

Fakt trzeci dotyczy jakości rządzenia krajem. Ponieważ tu nie ma jednoznacznych liczb, by uniknąć stronniczości, przywołuję spostrzeżenie prof. Jerzego Hausnera (wicepremiera w rządzie SLD), że **„polskie państwo mózgu jest pozbawione. […] W Polsce nie istnieje ośrodek suwerennej myśli strategicznej”.

Słowem – transformacja doprowadziła nas do sytuacji, gdy w państwie nie ma gospodarza.**

To nie są przypadkowo dobrane fakty. To fakty dotyczące samych podstaw bytu wspólnoty. Dzieci, młodzieży i dorosłych, którzy nie potrafią wybrać rządzących godnych tego miana.

Wnioski

Zapaść demograficzna, wysoka chęć wyjazdu z kraju oraz brak gospodarza, który by to wszystko ogarniał, to fundamentalne fakty, na których podstawie już można wyciągać całościowe wnioski.

W efekcie transformacji mamy autobus, którego zwrotność staje pod znakiem zapytania. Nie tylko jesteśmy – jak już na tych łamach pisałem – w tzw. pułapce średniego rozwoju. Patrząc strukturalnie – Polska się degraduje.

Z tej pułapki wyjdziemy, kiedy manekina siedzącego za kierownicą autobusu pod nazwą „Polska” zmienimy na męża stanu i przeorientujemy spore zasoby, jakie – nadal – mamy do dyspozycji.

Są wnioski. Czy jesteś – Czytelniku – gotów je zaakceptować? Jesteś po stronie Polski czy tak naprawdę masz ją w nosie? Skoro transformacja okazała się porażką, to dlaczego, Droga Rodaczko (mam na myśli tę Panią siedzącą w drugim rzędzie – bo pierwszy jak zwykle pusty), na to nie reagujesz?

Polacy, nic się nie stało!

Ale ostatnio nawet Donald Tusk udaje, że zrozumiał, iż coś się stało. Na Wschodzie.

Andrzej Zybertowicz

Artykuł ukazał się w tygodniku „wSieci”.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.