Polityka zagraniczna pod rządami Tuska i Sikorskiego to polityka uległości, przepraszania i kajania się za wszystko. Polska musi podnieść się z kolan!

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Jacek Turczyk
fot. PAP/Jacek Turczyk

Polska wciąż ma potencjał i szanse na to, by zostać liczącym się krajem w Europie i na świecie. Problem w tym, że przez fatalnie prowadzoną politykę tracimy kolejne lata a wraz z nimi możliwości na zdobycie i utrzymanie silnej pozycji na arenie międzynarodowej. Niestety nic nie zapowiada, by ta tendencja miała się szybko odwrócić.

Wezwanie do walki o należne Polsce miejsce wcale nie jest wymachiwaniem szabelką jak twierdzą zakompleksieni zwolennicy polityki siedzenia cicho, którą niegdyś sugerował nam Jacques Chirac, tylko przejawem dbania o polską rację stanu. Jeśli jednak przyjrzeć się dokładniej polskiej polityce zagranicznej, to można przekonać się o tym, że polega ona głównie na wypowiadaniu banałów i przyklaskiwaniu decyzjom Brukseli. Gdy słyszy się na przykład wywody prezydenta Komorowskiego o tym, że Polska musi przygotować strategię działania w sprawie Ukrainy (na początku kwietnia!) to jedyną właściwą reakcją powinien być śmiech. To, co robią polskie władze, to nie jest poważna i odpowiedzialna polityka, tylko udawanie i stwarzanie pozorów poważnego zajmowania się tematem. Tak jest zresztą w innych dziedzinach życia publicznego, ale w tej ma to szczególnie ważne znaczenie, bo w grę wchodzi bezpieczeństwo Polski.

Istotnymi cechami polityki prowadzonej przez polski rząd są doraźność i krótkowzroczność. Gdy pod koniec listopada ubiegłego roku wybuchły pierwsze protesty na Majdanie ze strony polskiej brak było jakiejkolwiek reakcji. W grudniu i styczniu napięcie rosło, a ze strony Polski nadal było brak zdecydowanych kroków, choć już wtedy pojawiały się sygnały alarmowe co do dalszego rozwoju sytuacji. Aż w końcu nadszedł krwawy czwartek, a kilka dni później Rosjanie zaczęli zajmować Krym. Wtedy w Warszawie (jak również w wielu stolicach europejskich) zapanował popłoch i przerażenie. Oto ci fajni Rosjanie, z którymi można się przecież dogadać, pokazali swoje szpetne oblicze. Na kolanie zaczęto pisać scenariusze rozwiązań, a Zachód wobec braku przygotowanego od dawna planu działania nie mógł sobie pozwolić na szybką i zdecydowaną reakcję. Te śmieszne sankcje, które polegały na niewpuszczeniu na teren Unii kilkunastu rosyjskich polityków i oligarchów budziły w Moskwie kpiące uśmiechy. W miarę upływu czasu Unia zmniejszała zainteresowanie Ukrainą, a skoro Ukrainą to także Polską i jej bezpieczeństwem i nawet najbardziej przyjacielskie gesty i poklepywania po ramionach tego nie zmienią.

Polska polityka zagraniczna zbudowana jest na kilku fałszywych podstawach. Jedną z nich jest ta, że w razie kłopotów pomoże nam Unia Europejska i NATO. Ale jak chętny jest Zachód do pomocy można było przekonać się słuchając wypowiedzi zarówno francuskich, holenderskich, czy brytyjskich polityków, jak i zwykłych obywateli – dla nich Ukraina i Krym to egzotyka, nie bardzo ich interesuje co tam się dzieje, a dopóki interesy ekonomiczne nie są poważnie zagrożone, to nie warto się zbytnio wychylać. Gdy Radosław Sikorski zaproponował, by na terenie Polski stacjonowało ok. 10 tys. żołnierzy NATO, niemiecki minister spraw zagranicznych Frank Walter-Steinmeier ostro skrytykował ten pomysł. W ten sposób zapewnienia o wspólnym froncie i znakomitej współpracy w ramach Trójkąta Weimarskiego i UE zderzyły się z brutalną rzeczywistością. A przecież jeszcze nie tak dawno trzej ministrowie jeździli do Kijowa, by wspólnie “ratować pokój w Europie”.

Otoczenie premiera i medialni pomagierzy zapewniali niejednokrotnie o tym jak wielkim posłuchem cieszy się w Europie Donald Tusk, o tym jak nas szanują, jak liczą się z naszym zdaniem. Podkreślano, że światowi przywódcy dzwoniąc do sojuszników wykręcali też numer do Donalda Tuska i ministra Sikorskiego. To wszystko okazało się mrzonką, czego dowodem była chociażby dezaprobata dla inicjatywy wspólnego kupowania gazu w ramach Unii (także ze strony A. Merkel), bo wbrew gestom o jednej wielkiej europejskiej rodzinie, każdy pilnuje swojego interesu. W ten sposób polityka ukraińska budowana na piasku od dwóch miesięcy poniosła kolejną porażkę.

Niestety polska polityka zagraniczna pod rządami Donalda Tuska i ministra Sikorskiego to także polityka uległości, polityka przepraszania i kajania się za wszystko. Historia zapamięta z tego okresu takie wydarzenia jak hołd berliński, zarzucenie aktywnej polityki wschodniej, przepraszanie rosyjskich władz za spaloną budkę pod ambasadą oraz dziesiątki innych podobnych gestów, które skazały Polskę na rolę biernego obserwatora, który musi znać swoje miejsce w szeregu i nie może wyściubić nosa dalej niż pozwalają na to decydenci z Brukseli albo pohukiwania ze strony ministra Ławrowa.

Pomimo szeregu kardynalnych błędów Polska wciąż może zacząć odgrywać ważną rolę w Europie. Po pierwsze odrzucając całą dotychczasową błędną i bojaźliwą politykę zagraniczną. Po drugie, Polska musi wzmocnić się wewnętrznie, bo inne państwa liczą się tylko z silnymi. Po trzecie musimy wykorzystać te atuty, które mamy. Takiego komfortu jak dzisiaj nie mieliśmy chociażby w dwudziestoleciu międzywojennym. Dziś Polska znajduje się w relatywnie dobrej sytuacji (bezpieczna zachodnia i południowa granica, członkostwo w ważnych organizacjach międzynarodowych), a mimo to nie wykorzystuje tych możliwości.

Kryzys na Ukrainie każe na nowo zastanowić się nad koncepcją stworzenia bloku państw Europy Środkowej sięgającej od Estonii po Chorwację, pod przewodnictwem Polski, której zręby stworzył Józef Piłsudski nazywając ją Międzymorzem. To jedyny projekt, który pozwoli na zapewnienie bezpieczeństwa, ponieważ jej ewentualni uczestnicy znajdują w podobnym położeniu, jak my i są świadomi zagrożenia. Tego Zachód nie rozumiał, nie rozumie i nigdy nie zrozumie. Prawda jest taka, że jeśli sami się nie zorganizujemy i sami sobie nie pomożemy, to nikt nam nie udzieli wsparcia. Nasze trudne, geostrategiczne położenie należałoby maksymalnie przekuć  w atut.

A nawet jeśli nie udałoby się stworzyć takiego bloku, to już sama próba przyczyniłaby się wzmocnienia więzi i poprawy stosunków z krajami regionu, a w konsekwencji poprawy bezpieczeństwa energetycznego, czy militarnego.

Marcin Strzymiński

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych