Powiało Bareją: Zarobiony jak Tusk

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/Radek Pietruszka
Fot. PAP/Radek Pietruszka

Obecna władza jest bardzo zarobiona. Żeby to podkreślić, premier Tusk w niedzielę 30 marca występował na tle rur i zbiorników magazynu gazu Husów. I zapewniał, że także w niedziele myśli o bezpieczeństwie energetycznym Polski, a nawet je wzmacnia, bo rury i zawory zapewne okrzepły na widok szefa rządu. Dzień wcześniej, w wolną skądinąd sobotę, premier prężył się na tle dźwigów, świdrów i kominów nowego bloku ciepłowniczego w Tychach.

A przecież Donald Tusk mógł się zachować jak taksówkarz w filmie Stanisława Barei „Brunet wieczorową porą”. Gdy główny bohater, Michał Roman (grany przez Krzysztofa Kowalewskiego), podbiegł na postój i zapytał: - Wolny?, taksówkarz spokojnie odparł: - Wolny. Wniebowzięty Roman zaczął się pakować do taksówki, gdy usłyszał: - No gdzie?. - Na Słoneczną 5 – rzucił potulnie Roman. - Nie pytam, gdzie mam jechać, tylko gdzie pan się ładuje? – ostudził go taksówkarz. - A powiedział pan, że jest pan wolny – brnął Michał Roman. - A jak! Wolna sobota, to i wolny jestem, nie robię.

Tymczasem premier Tusk też jest wolny, a robi (bez łaski). I to nie tylko w soboty oraz niedziele (wolne), ale nawet po godzinach. Bo właśnie wieczorami, po godzinach premier spotykał się w Sejmie (i to aż dwukrotnie) z protestującymi matkami niepełnosprawnych dzieci. Po drodze zdążył być w Brukseli, żeby coś zrobić z agresją Rosji na Ukrainę. Zdążył też wpaść do Mołdawii, żeby wesprzeć tamtejsze społeczeństwo i władze zagrożone przez imperializm Putina.

Inny na miejscy premiera Tuska chciałby choć złapać oddech po takiej mordędze, ale nie on. Nie to, co mechanik samochodowy w „Brunecie wieczorową porą”. Gdy Michał Roman niewinnie go zagadnął (nic od niego nie chcąc): - Proszę pana…, mechanik (znakomicie grany przez Andrzeja Fedorowicza) odparł: - Niestety, kochany. Nie przyjmujemy dzisiaj. Już po godzinach, a w dodatku wolna sobota jest. - Nieee, ale ja tylko… - nie rozumiał Michał Roman. - Ale kochany! Nie ma żadne „tylko”! Nic! Żadnej roboty nie wezmę, nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, zarobiony jestem!

A Donald Tusk zarobiony jest bardziej niż ów mechanik, a robotę pożyteczną dla narodu i partii wziąłby bez szemrania. Jest tylko mały problem. Nie sposób się zorientować, co premier Tusk chce osiągnąć przez swoje zarobienie. Niby występuje na tle rur, dźwigów, zbiorników i kominów świadczących o budowie podstaw energetycznej suwerenności, a jak sprowadzaliśmy z Rosji 70 proc. gazu i 93 proc. ropy, tak sprowadzamy. I jak gazoport w Świnoujściu nie był oddany (wedle planu) w 2011 r., tak nie jest oddany w roku 2014. Podobnie premier Tusk rozwiązuje problemy Ukrainy napadniętej i straszonej przez Rosję. Im bardziej Donald Tusk jest w tej sprawie zarobiony, tym bardziej wokół Ukrainy jest niebezpiecznie.

Cała ta praca premiera Tuska wygląda jak działalność warsztatu samochodowego we wspomnianym filmie Barei. Tam wszyscy byli strasznie zarobieni, szczególnie szefowie, a gdy się przyjrzało bliżej tej robocie, okazywało się, że polega ona głównie na piciu wódki oraz opowiadaniu postronnym o niebywałym zarobieniu właśnie. Owszem, ktoś pracował, ale ta praca polegała na bezsensownym pomalowaniu samochodu, który akurat nie miał być pomalowany, a przypadkowo zatrzymał się w niewłaściwym miejscu.

Żeby coś w warsztacie naprawić, trzeba było przywieźć własne części zamienne. Warsztat takowych bowiem nie posiadał. Miał je zaś na składzie kierownik sklepu mięsnego i trzymał w lodówkach zamiast mięsa. A mięso pewnie było w jakimś tartaku albo cegielni, bo w mięsnym to byłoby za proste. I podobnie jest w Polsce rządzonej przez Donalda Tuska. Coś się napatoczy, to się to pomaluje. A generalnie wszystko jest nie tam, gdzie być powinno.

Zarobione niezarobienie ekipy i administracji Donalda Tuska ma jednak głęboki sens, bo w ten sposób można sobie świadczyć wzajemnie usługi i przysługi. Najważniejsza jest przecież sieć interesów – własnych i kolegów. Czyli jest nie tylko tak jak w filmie „Brunet wieczorową porą”, ale i tak, jak w 2003 r. w sms-ie do Roberta Kwiatkowskiego, wówczas prezesa TVP, napisał były poseł SLD Adam Halber: „Precz z siepactwem. Chwała nam i naszym kolegom. Ch…m precz!”.

Stanisław Janecki

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych