Dzień wszystkich głupców. "Dzień kawalarzy trwa u nas po prostu na okrągło i trwa mać"

Jak wiadomo, Niemcy mają wszystko najpiękniejsze, najlepsze, najdłuższe, najwyższe, najszybsze, najmocniejsze, naj…, naj… I oczywiście nikt inny, tylko Niemcy wymyślili pierwszokwietniowe żarty.

Tak w każdym razie twierdzą oni sami i nawet podają datę: że po raz pierwszy ktoś komuś zrobił kawał w 1618 r. Jaki? Tego już nie pamiętają, ale wiedzą, że na „sicher” było to w Bawarii. Francuzi, którzy przez wieki żarli się z Niemcami, uważają, że ci rżną głupa, bo ponoć u nich znacznie wcześniej robiono sobie kawały nad Loarą; podobno francuski król Henryk IV umówił się w ustronnym zameczku na „tête-à-tête” z jakąś zawoalowaną damą, a gdy przybył na miejsce okazało się, że czeka na niego cały dwór…

Tę pułapkę zastawiła na niego żona Maria Medycejska, która miała dość skoków w bok swego starego…

Jak wiadomo, Anglicy mieli i wciąż mają taki stosunek do Francuzów, jak ci do Niemców, zanim w 1984 r. prezydent François Mitterrand i kanclerz Helmut Kohl złapali się za ręce przed żołnierskimi grobami w Verdun. Do dziś jedni i drudzy utrzymują, że to akurat nie był żart primaaprilisowy i, że tak będzie już zawsze.

Oczywiście Anglicy kpią z „kapuścianych głów”, jak nazywają Niemców (der Kohl to po niemiecku kapusta) i z „żabojadów”, że jak zwykle przypisują sobie coś, co do nich nie należy - według „five-o’clocków” prima aprilis wymyślono na wyspach, a po ichniemu nazywa się to All Fool’s Day, czyli dniem wszystkich głupców…

Ale, co tam Angole, Francuzi i Niemcy. To my, Polacy, jesteśmy najlepsi, to my mamy najtęższe głowy - w końcu dzięki nam ziemia kręci się wokół słońca - to my możemy najwięcej wypić, a jeśli się upijamy, to tylko dlatego, że świat nie rozumie naszej tężyzny psychofizycznej.

A matki Polki? Że tak powiem, palce lizać, niemieckie Hildegardy szpetne jak wypadkowa sześciu żon angielskiego monarchy-żonobójcy Henryka VIII, czy wielostronne Francuzki - jak nie patrzeć, wyraz burdel wywodzi się od francuskiego „bordel” - nie sięgają Polkom do pięt. Co do poczucia humoru, też górujemy. U nas, nie chwaląc się, „dzień głupca” trwa przez cały rok.

Dość posłuchać naszych sejmitów-celebrytów, że wspomnę choćby np. wielbiciela damsko-damskich igraszek, byłego posła Roberta Węgrzyna z PO, który na marginesie dyskusji o kochających inaczej wyznał był: „Z gejami to dajmy sobie spokój, ale z lesbijkami, to chętnie bym popatrzył…”

Nie wiem, czy posłanka Marzena Wróbel (kiedyś Ruch Społeczny AWS, potem Akcja Wyborcza Solidarność Prawicy, potem Prawo i Sprawiedliwość, a obecnie Solidarna Polska), jest lesbijką, w każdym razie Węgrzyn chciał i tę 51 letnią niewiastę zobaczyć w akcji zgoła niepolitycznej i zachęcał, aby „pokręciła się na rurce”.

Albo np. prawy i sprawiedliwy poseł Adam Hofman - najpierw bał się o wyludnienie w parlamencie, bo „jakby tak wyrzucać za głupotę, to by dużo ich nie zostało”, znaczy, jego kolegów-sejmitów, i w tym kontekście zadeklarował, że nie „odstrzeli” Stefana Niesiołowskiego z PO, znanego pod ksywkami „plujka” i „dopalacz” (ten to dopiero trefniś), potem sam się przechwalał, jakim to słusznej wielkości przyrodzeniem dysponuje, jednak o jego wkładzie w pokonywaniu niżu demograficznego w naszym kraju nic mi bliżej nie wiadomo…

Przykładów wesołości naszych reprezentantów z wczoraj i dziś mamy tyle, że mogłaby z nich powstać niezła księga. Sam szef rządu premier RP dowodzi, iż prima aprilis trwa u nas przez cały rok. Najkrótszy z jego dowcipów powielany niemal codziennie przez media brzmi: „Premier Donald Tusk obiecał…” Więc niech się Niemcy, Francuzi i Anglicy nie przechwalają swym poczuciem humoru i pierwszokwietniowym wynalazkiem.

Dzień kawalarzy trwa u nas po prostu na okrągło i trwa mać. Oczywiście ja też tylko tak sobie żartuję. Przecież jaki jest koń, każdy widzi…

Piotr Cywiński