Nazywa się ich „niewidzialnymi”, bo rzadko można ich spotkać w miejscach publicznych, rzadko opuszczają dom. Dziś w każdym wydaniu dziennika ogląda ich cala Polska. Protest w Sejmie trwa, rodzice walczą o godne i w miarę normalne życie dla swoich niepełnosprawnych dzieci, o których zapomniał rząd. Domagają się podwyższenia świadczenia pielęgnacyjnego, aby osiągnął poziom płacy minimalnej i zapowiadają, że będą protestować do skutku.
Spotykają się ze skandalicznymi reakcjami ze strony rządu i niektórych parlamentarzystów. Premier Tusk, komentując ich obecność w Sejmie, stwierdził ”są granice cynizmu …”, a potem dodał z groźbą w głosie „jeśli rodzice nadal będą okupować Sejm, to nie będzie posiedzeń”, dając do zrozumienia, że sprawa będzie się ciągnąć ad mortem defecatum.
Stefan Niesiołowski wdał się z rodzicami w pyskówkę i bronił rządu RP przed niepełnosprawnymi dziećmi. A zawsze niezawodny, jeśli trzeba strzelić gafę Adam Szejnfeld skarżył, że sam od 18 lat nie dostał podwyżki, /oczywista nieprawda/. Czy upominanie się nieszczęsnych rodziców, żyjących poniżej progu biedy, o prawa ludzkie i obywatelskie dla swoich dzieci, to walka polityczna? Czy premier Tusk i jego drużyna nigdy nie słyszeli, że stosunek władz do niepełnosprawnych jest miernikiem zaawansowania cywilizacyjnego ekipy? Całej partii rządzącej?
Rzecznik rządu Małgorzata Kidawa – Błońska stwierdziła – nie wiadomo na jakiej podstawie, bo na pewno w niezgodzie z prawdą - że „skala pomocy dla niepełnosprawnych jest w naszym kraju duża”. A Janusz Piechociński współczuł, lecz nie małym inwalidom, ale ministrowi Kosiniak – Kamyszowi, który „wprawdzie mógł dać więcej, ale to nakręciłoby oczekiwania innych”.
Przepraszam, czy ci rodzice oczekują czegoś, co im się nie należy? Czy nie protestują przeciw swojej i ich dzieci wieloletniej krzywdzie? A może – wbrew powszechnej wiedzy w krajach demokratycznych – to obywatele są dla władzy, a nie władza dla obywatela, więc powinni znać swoje miejsce, siedzieć cicho i nie sprawiać jej kłopotów?
Zdziwiły mnie także wpisy na forach internetowych, iż żądania rodziców „to żerowanie na państwie”, i – gdybym nie wiedziała, że to pro-rządowe trolle - odpowiedziałabym, że są to pieniądze nie jakiegoś abstrakcyjnego „państwa”, lecz nasze, podatników, bo my się na nie składamy.
Trzeba przypomnieć, że protestujący rodzice wykazali się przez lata maksimum cierpliwości. Bo już cztery lata temu premier Tusk obiecał „cały system wsparcia dla niepełnosprawnych”, co potwierdził w dwa lata później podczas kampanii wyborczej, i dotąd ze zobowiązania się nie wywiązał.
Ostatecznie rząd przyjął swój projekt ustawy, w której propozycje podwyżek świadczeń pielęgnacyjnych wyglądają tak: od 1 maja miałyby wynosić, 1000 zł, od 2015 roku – 1200, a od stycznia 2016 – do 1300 zł, wszystkie kwoty netto.
Źródłem finansowania ma być rezerwa budżetowa, przeznaczona na budowę dróg lokalnych, częściowo pochodząca ze „skoku na kasę Lasów Państwowych”. Czy nie jest to, przy okazji niepotrzebne dzielenie grup społecznych – zabieramy jednej, przyznajemy drugiej? W tym jednym przypadku widać jak bardzo niekompetentne i w dodatku pełne złej woli są aktualne władze.
Cynizmu nie brakuje też w Westminsterze, jednak wszystkie partie trzymają się pewnych standardów cywilizacyjnych, w których mieści się także stosunek do niepełnosprawnych. Aż się nie chce wierzyć, że są jeszcze politycy jak Donald Tusk, który w kontekście tego protestu wspomniał o „granicach cynizmu” czy Korwin Mikke, który powiedział niedawno: „normalny chłopiec, jak widzi kretyna, to się śmieje i kpi”.
W Wielkiej Brytanii niepełnosprawni są „widzialni” i „słyszalni”. Jak kraj długi i szeroki na ulicach i w restauracjach, kinach i supermarketach widzi się ich, manewrujących wózkiem w tłumie. To dla nich przystosowane są drogi, chodniki, windy i wjazdy, w kinach, halach sportowych i gmachach użyteczności publicznej. A jeśli urząd, jak w Lewis, znajduje się w budynku zabytkowym, przy drzwiach wejściowych zainstalowany jest dzwonek, po którego naciśnięciu zjawia się człowiek, odbiera od delikwenta podanie i zanosi je do odpowiedniego wydziału.
W budownictwie uwzględnia się sektor mieszkań z całodobową opieką pielęgniarską, inwalida korzystający z housing benefit, ma prawo upomnieć się o jeden pokój więcej dla opiekuna, za który także płaci państwo, w środkach transportu miejsca dla wózków, w bibliotekach – sekcja książek „z dużym drukiem” oraz „powieści do słuchania” – co obserwuję już i w Warszawie. Od 1979 roku działa organizacja charytatywna „Outsiders”, która organizuje akcje o światowym zasięgu, kontaktuje ludzi, dostarcza książki i broszury. Jest kilka telefonów zaufania jak „Regard” i Spod’, gdzie niepełnosprawni mogą się poradzić w sprawach życia rodzinnego, a nawet intymnego.
Jestem przyzwyczajona do widoku niepełnosprawnych wszędzie tam, gdzie bywają ludzie zdrowi. Prawie głucha Eileen nie opuszcza żadnego spotkania towarzyskiego. Simone, której w wyniku zakażenia, amputowano nogę, przemierza supermarket w poszukiwaniu ulubionego bordeaux, a nieznany mi bliżej pan w średnim wieku – ofiara MS, sunie ulicą swoim wehikułem, powiewając zawadiacko brytyjską flagą Union Jack. W autobusie nr 50 do centrum miasta regularnie widuję młodego niewidomego, jadącego i wracającego z pracy, pogadującego z nieznajomymi. Do wiekowej Very codziennie przychodzi pracownica socjalna, która sprząta, robi zakupy, przygotowuje posiłki. Ponieważ nie należy do osób zamożnych, za adaptację podjazdu do domu, łazienki, zapłaciło państwo. Simone także codziennie odwiedza pracownik socjalny, ale ponieważ jest zamożna, płaci za część tych usług. Kiedy ostatecznie znalazła się w nursing home ze specjalistyczną opieką lekarską i pielęgniarską, płaciła dużo, ok. 2 tys. funtów miesięcznie, ale z deklaracji podatkowej wynikało, że miała z czego.
W Wielkiej Brytanii generalnie niepełnosprawni wydają się bardziej pogodni i zrelaksowani niż w Polsce. Nic dziwnego, wiedzą, że za nimi stoi system, a wszyscy dookoła uważnie patrzą czy nie trzeba im pomocy.
Okazywanie zniecierpliwienia i zażenowania, nie mówiąc już o kpinie, byłoby powszechnie uważane za „uncivil”, „niecywilizowane”. A państwo, które pobiera podatki, ma obowiązek zapewnić im godziwe życiowe standardy. Parlament – stanowić disabled friendly acts, rząd wprowadzać te ustawy w życie, a cały system winien pracować na to, aby czuli się jednymi z nas. Przecież są. I taki stosunek do niepełnosprawnych zawiera się w pojęciu „Europa”.
Typ myślenia, które wyrosło z zasad moralnych Dekalogu, teraz znalazło się w zapisach konstytucyjnych krajów narodowych i Unii Europejskiej. Tyle, że – jak widać - ekipa Tuska przez 7 lat rządzenia, nie zdążyła sobie jeszcze tej wiedzy tajemnej przyswoić.
Elżbieta Królikowska-Avis. 31 marca 2014
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/189459-niewidzialni-w-sejmie-nazywa-sie-ich-niewidzialnymi-bo-rzadko-mozna-ich-spotkac-w-miejscach-publicznych-w-wielkiej-brytanii-niepelnosprawni-sa-widzialni-i-slyszalni
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.