Prof. Cieszewski: O złamaniu brzozy świadczył brak soków brzozowych. Zdjęcia tylko potwierdzają to, co jest już oczywiste

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. M. Czutko
fot. M. Czutko

Prof. Chris Cieszewski w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” wskazuje, że dokonane ostatnio pomiary brzozy zadają kłam oficjalnej lokalizacji podawanej przez MAK i komisję Millera.

Każde kolejne ustalenie lokalizacji brzozy stanowi niejako weryfikację poprzedniej lokalizacji. Ostatnia lokalizacja jest piątą z kolei, nie licząc co najmniej dwóch innych, podawanych na blogach. Sprawą najważniejszą jest to, że ostatnie badania prof. Marka Czachora i innych weryfikują negatywnie oba oficjalne stanowiska w tej sprawie: polskiej komisji Millera i rosyjskiej komisji MAK

— tłumaczy naukowiec.

Jego zdaniem tą sprawą powinny zajmować się media oraz rząd, który „powinien wznowić działanie Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, ponieważ wykorzystywane przez nią dane okazały się błędne”.

Pytany, czy badania prof. Czachora i prof. Wiśniewskiego nie podważają jego tez, które prezentował na II konferencji smoleńskiej, naukowiec tłumaczy:

Jeśli chodzi o interpretację moich badań, to mamy do czynienia z zasadniczym nieporozumieniem. Wniosek, że brzoza była złamana już przed 5 kwietnia 2010 r., nie opiera się na wyznaczeniu pozycji pnia drzewa. Określenie tej pozycji było wtórnym rezultatem przeprowadzonych analiz.

Dodaje, że „punktem wyjścia badań było zupełnie coś innego – fizjologia drzew brzozowych i nauka o drewnie”.

O złamaniu brzozy smoleńskiej świadczył brak soków brzozowych, podczas gdy inne tamtejsze brzozy w tym samym czasie wydzielały soki. Wniosek uzyskał potwierdzenie w tym, że obiekt, który znajdował się pod koroną drzewa, jest widoczny już na zdjęciu satelitarnym z 5 kwietnia 2010 roku. Nie ma najmniejszego znaczenia, czy chodzi o powalony pień, śmiecie czy deski, skoro ów obiekt widać na zdjęciu satelitarnym z 5 kwietnia – tak samo jak na zdjęciach z 11 i 12 kwietnia – w miejscu, które powinno być zasłonięte przez koronę stojącego drzewa. Innymi słowy, zdjęcia satelitarne tylko potwierdzają to, co jest już oczywiste

— zaznacza Cieszewski.

Pytany, czy wyniki ostatnich badań mają znaczenie dla jego prac naukowiec wyjaśnia:

Najistotniejsze w tym wszystkim jest to, że ci, którzy pojechali do Smoleńska, aby wyznaczyć rzeczywiste położenie brzozy, aby pomóc w badaniach, a nie w dezinformacji, zrobili to za własne pieniądze, poświęcając swój prywatny czas, wyręczając zobowiązane do tego państwowe instytucje. Dzięki temu toczy się dyskusja naukowa, która pozwoli zbliżyć nas do prawdy, oczywiście o ile udostępnione zostaną pełne dane z tych pomiarów. Badaczom tym należy się wdzięczność społeczeństwa i uznanie ze strony władz, a nie robienie z tego cyrku i propagandowej nagonki przez nieetyczne, kłamliwe media

— kwituje Cieszewski.

Cała rozmowa w „Naszym Dzienniku”

KL

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych