Geopolityczny mecz: Rosja−Zachód. Wyjście Kijowa z rosyjskiej strefy wpływów to potworna strata dla Putina i jego drużyny

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/ EPA
PAP/ EPA

Ukraina i Krym to − mówiąc językiem geopolityki − piłki w meczu Wschód-Zachód. Gdy prezydent Janukowycz pod koniec listopada 2013 zrezygnował z podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską, to był gol dla Rosji.

Gdy ukraińska rewolucja wymusiła powstanie nowego prozachodniego, propolskiego, proeuropejskiego rządu − to był z kolei gol dla nas. Teraz zabór Krymu i jego aneksja przez Moskwę to bramka dla Kremla. Jednak te gole nie mają takiej samej wartości − to nie soccer. Wyjście Kijowa z rosyjskiej strefy wpływów to potworna strata dla Putina i jego drużyny. Czy nieodwracalna? Bardzo możliwe, że tak. To jednak zależy od nas, naszej pomocy dla Ukrainy, ale też samych Ukraińców.

Zacznę od tego drugiego aspektu. Nasi − Polski i całej Unii − sąsiedzi muszą zrozumieć, że nasza pomoc finansowa nie jest panaceum, nie jest rozwiązaniem wszystkich ich problemów. Muszą sami wygrać wewnętrzną, "domową" wojnę z korupcją, zdecydowanie usprawnić administrację, usprawnić fatalne sądy, wreszcie dać gwarancje zachodnim inwestorom, że ich pieniądze nie znikną w "czarnej dziurze", jak pieniądze British Petroleum w Rosji. My, Zachód wesprzemy Kijów kwotą 11 miliardów euro na początek, ale reform za Ukraińców przecież nie zrobimy. Oni powinni wiedzieć, że muszą to zrobić, jeśli chcą samodzielnie egzystować jako suwerenne państwo i część politycznej Europy.

 

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych