W Smoleńsku Putin przetestował przyzwoitość i odwagę Tuska, Europy, USA. Później już miał pewność, że Krym to błahostka

premier.gov.pl
premier.gov.pl

Nie będę się upierał, że Smoleńsk był zaplanowanym testem Putina na europejską i światową spójność politycznej myśli. Jednak oszukańczy i wręcz bandziorski charakter rosyjskiego przywódcy nie pozwala tracić z oczu właśnie takich podejrzeń. Napaść na Krym w pełni je autoryzuje, a sposób agresji mówi o precyzyjnych przygotowaniach do ataku na Krym, prowadzonych od dawna i czekających na stosowny moment, by je wprowadzić w życie. Przecież doskonale wyposażonych, świetnie wyćwiczonych i znających cel tzw. oddziałów samoobrony nie można stworzyć w parę chwil. Scenariusz tego złowrogiego dla Ukrainy przedstawienia był gotowy od dawna, główny inspicjent, siedzący na Kremlu, miał tylko dać znać realizatorom, aby wcisnęli na siebie właściwe stroje, a broń zabrali z tych samych magazynów, co na co dzień.

Sprawa smoleńska dała Putinowi pewność, że nikt Krymu bronić nie będzie. Coś tam w Brukseli pobełkoczą, wydadzą kilka nadętych oświadczeń, w Waszyngtonie też kropną jakieś oświadczenie powołujące się na demokratyczne maniery i potępiające aneksję. Dołączą do tego jakieś ograniczenia ekonomiczne i wizowe, z których nawet służba Putina będzie pękać ze śmiechu. I właśnie tak się dzieje. Największej pewności Putin jednak nabrał po haniebnej reakcji rządu Tuska na smoleński dramat. Nigdy, nawet w najskrytszych myślach, Tuskowi nie przyszło do głowy, by zainteresować NATO tragicznym wydarzeniem pod Smoleńskiem. Choć zginął tam zwierzchnik Sił Zbrojnych Polski, zginęli najwyżsi rangą polscy generałowie, więc także generałowie NATO. To był dla Putina jasny i najpewniejszy sygnał, że może robić co tylko zechce. I nikt nie zamierza mu w tym przeszkadzać.

Jeśli więc Donald Tusk, Radosław Sikorski i cały ich ansambl tak bardzo hałasują w sprawie Krymu, to muszą wiedzieć, że swymi haniebnym zachowaniem w 2010 roku bardzo Putinowi dodali szaleńczej odwagi. I dowiedli swej marności, która nadal odwodzi ich od jakiegokolwiek zdania na temat rosyjsko – polskich kłamstw spreparowanych, by splamić honor generała Błasika, honor polskiego żołnierza, honor Polski. Tylko rozmowa z wymienionymi na początku tego akapitu o honorze, to tak, jak rozważania Grasia o prawdomówności, Niesiołowskiego o łódzkim zamachu na niego, Grada o niezawodności katarskiego inwestora, który nigdzie nie istniał, a Ewy Kopacz o tym, że „ ramię w ramię” i „na metr głęboko”.

Jeśli diabły istnieją naprawdę, to teraz wiemy lepiej, jak wyglądają. Przynajmniej mniej więcej.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych