Rotfeld: „Mała wojna o Krym może poruszyć lawinę. Po latach historycy stwierdzą, że staczania się ku katastrofie można było uniknąć”

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP / EPA
Fot. PAP / EPA

Zachód wciąż nie może znaleźć dobrego rozwiązania, jak poskromić apetyty Rosji odbudowy swojej imperialnej strefy wpływów. Sprawia wrażenie, jakby nie spodziewał się takiego ruchu ze strony Kremla. Tymczasem zdaniem Adama Daniela Rotfelda, to co zrobiła Rosja na Ukrainie nie powinno nikogo zaskakiwać.

Rosja przygotowywała się i przygotowywała świat do tego konfliktu od co najmniej siedmiu lat - od przemówienia prezydenta Putina w lutym 2007 r. na konferencji bezpieczeństwa w Monachium. Mimo to Zachód jest zaskoczony takim rozwojem wypadków, na który nie wypracował skutecznej odpowiedzi. Mamy problem.

Były minister spraw zagranicznych w rozmowie z „Gazeta Wyborczą” wyjaśnia, na czym de facto polega rosyjska inwazja. Podkreśla, że nie mamy do czynienia z klasyczną wojną, ale operacją specjalną.

Teoretyk takiego typu operacji zmarł w 1974 r. w Argentynie. W Rosji zyskał znaczną popularność mimo swojej wrogości wobec ZSRR. Był to płk Jewgienij Messner - szef sztabu Ławra Korniłowa i barona Piotra Wrangla. Wykładowca Szkoły Wojskowej w Belgradzie, który w czasie II wojny światowej współpracował z III Rzeszą. Opracował koncepcję, zgodnie z którą przyszłe wojny nie będą toczyć się o terytoria i surowce, ale "o dusze narodów", będą to wojny buntownicze - "miatieżnyje wojny". Konflikty tego rodzaju, w których materiałem wybuchowym są spory narodowościowe, społeczne i dezinformacja, są w swej istocie wojnami głównie psychologicznymi, a sposobem ich prowadzenia jest podsycanie napięć i działania propagandowe. Dla takich "wojen" najbardziej użyteczne są "siły specjalne", dobrze wyszkolone jednostki do działań niekonwencjonalnych. Takich wojen nie rozstrzygają siły zbrojne na polach bitew. W takich operacjach armia służy nie tyle odstraszaniu, co zastraszaniu ludności i sił zbrojnych potencjalnego przeciwnika.

Zdaniem Rotfelda, Putin prowadzi wojnę o duszę własnego narodu.

W ten sposób zdobywa sobie poparcie, uwielbienie i entuzjazm. Konflikt o Krym został rozegrany według recepty Messnera. Po wojnie z Gruzją z 2008 r., gdy armia okazała się mało sprawna i w sposób ewidentny zawiódł system kontroli, łączności i dowodzenia, podjęto w Rosji wielki program wojskowych reform i przezbrojenia.

**Przypomina, że Rosja w najbliższych latach (do 2020 r.) wyda 700 mld dolarów na armię.

Obecnie na zbrojenia Rosja wydaje 3,7 PKB. Wzmacniane są zarówno strategiczne siły rakietowo-jądrowe, jak i poszczególne segmenty sił konwencjonalnych. Nacisk został położony na działanie sił specjalnych - specnaz.** W scenariuszach ostatnich ćwiczeń widać wyraźnie, że początkiem konfliktu są próby secesji i konflikty narodowościowe. Operacja "powrót Krymu do macierzy" jest praktycznym testem i sprawdzianem skuteczności rosyjskich sił zbrojnych na pograniczu z Ukrainą.

Były szef dyplomacji nie uważa, że – jak miała mówić Angela Merkel – Putin „żyje w innej rzeczywistości”, lecz na zimno realizuje dużo wcześniej sygnalizowany plan.

W 2008 r. po wojnie w Gruzji dowiedzieliśmy się, że Rosja ma specjalne prawa do uprzywilejowanych stref na poradzieckiej przestrzeni. W lutym 2010 r. była ogłoszona nowa doktryna wojenna, a w lutym 2013 - nowa doktryna polityki zagranicznej. Wyraźnie zapowiadano tam, że Rosja zastrzega sobie prawo do obrony ludności rosyjskiej poza terytorium Federacji Rosyjskiej.

Analizując sposób działania Władimira Putina, Adam Rotfeld podkreśla, że w ocenie Kremla Zachód jest słaby i podzielony, więc mogła to być ostatnia szansa na aneksję Krymu. I dodaje, że nie na zachodniej granicy Rosji Moskwa upatruje zagrożenia dla siebie, lecz na południu – gdzie rodzi się idea Wielkiego Kalifatu czy na Dalekim Wschodzie. Wszystko to jednak jest mniej istotne od problemów wewnętrznych – gospodarczych i demograficznych.

Na koniec zwraca uwagę, że aneksja Krymu zakwestionowała podstawy ładu międzynarodowego.

Mała wojna o Krym może poruszyć lawinę, a jej skutków ani Rosjanie, ani przywódcy Zachodu nie są w stanie do końca przewidzieć. Po latach historycy stwierdzą, że tego staczania się ku katastrofie można było uniknąć.

-- mówi były szef MSZ

mtp, „Gazeta Wyborcza”

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych