Narcyzusie. Więc ja mówię. Chcesz Pan psuć program własnej stacji to rób Pan tak dalej

Fot. M. Czutko
Fot. M. Czutko

Cieszę się, że Telewizja Republika idzie jak burza! Na tle tego co robi Gójska-Hejke, Rachoń i Targalski wyraźnie widać mizerotę publicznej.

Ale i martwię się. Więc piszę to co poniżej. Obejrzałem w niedzielę ekonomiczny program panny „R” – z profesorami Bugajem i Rybińskim. Pierwszy ględził, pysznił się niemożebnie i uwziął się na swoją osobistą córeczkę opowiadając o niej banialuki. A cóż to dziecko winne? Drugi – najwyraźniej się wstydził, że bierze udział w tym żenującym widowisku.

Zarządza tym całym programem, jak i całą „Republiką” obywatel prowadzący, pan B. na oko rezolutny, sympatyczny, okrąglutki. Tyle, że to płatnik co widać, słychać i czuć. Zaproszeni więc grzecznie udają, że go słuchają.

Pan B. ma świetnie rozwijającą się telewizję, na którą czekaliśmy z utęsknieniem. Ale jemu to jeszcze za mało. Chce być gwiazdą małego ekranu. A to przecież nie tak: fryzjer głowy obsmycza, krawiec nitkę nawleka, bokser wali po mordzie, a policjant? Policjant ziewa i czeka… aż mu na tacy przyniosą złodzieja.

Nikt z pracowników pana B. nie powie żeby boss dał sobie spokój z dziennikarską aktywnością. Więc ja mówię. Chcesz Pan psuć program własnej stacji to rób Pan tak dalej. Pracownikom łby urwą się od potakiwania. Bugaj będzie merdał nogami pod krzesłem, a nawet ateista przełączy się na „Trwam”, bo – dzięki Bogu – ma wybór.

To jest choroba prezesów. Niepowstrzymanie zaistnieć na własnym ekranie. Ponieważ długo żyję pamiętam ich wszystkich. Sokorski, między intensywnym uganianiem się za własnymi pracowniczkami, raz na tydzień, w soboty, dał się besztać publicznie za niedostatki w programie Telewizji Polskiej. Oczywiście redaktorek wiedział jak daleko posunąć się może, więc bohater z pod Lenino wiele nie ryzykował. Szczepański się nie pokazywał. I dzięki temu się go bano. Baran vel Barecki trząsł się jak osika i chociaż chłop był przystojny parcia na szkło nie miał. Urban skrzywdzony boleśnie przez Gomułkę odrodził się u generała, którego zachwycił sypiąc kalamburami jak z rękawa. A ponieważ jest to facet, który kocha gdy go nienawidzą był idealnym antidotum Wałęsy. Dziś wstyd się przyznać, ale wtedy wszyscy (no prawie) elektryka kochali.

Nieskrępowane publiczne lizusostwo było w modzie. Bo było opłacalne i  wynagradzane synekurami. Spieszono więc z chwalbą totalną. Dobry skądinąd dziennikarz Jerzy Ambroziewicz tak się zapędził na dziennikarskiej audiencji u Gierka, że wypalił: „towarzyszu sekretarzu - występujcie częściej, naród chce was słuchać”. I-szemu jeż jeszcze bardziej zasterczał na głowie. I tylko Karol Małcużyński wyszedł. (Z telewizora potem też).

Zadrżało, zatrzęsło się wszystko. Ale obyczaje telewizyjne powróciły do normy. Mądry w gruncie rzeczy Drawicz zaczął przemawiać po mazowiecku. A potem było już coraz gorzej. Urbański pychą upodobnił się do Michnika. Dworak – który bycie służącym ma we krwi – zmarnował kolejny period. Wildstein – budzący ongiś nadzieję swoją odwagą i determinacją - przestraszył się Kaczyńskiego i dał się grzecznie, choć bez powodu wykopać. Pan Bronisław też ma wrodzone tendencje do zarozumialstwa, a przynajmniej takie robi miny. A tak naprawdę to można mu pozazdrościć syna Dawida – który mądry i odważny – podtrzymuje dobre imię rodu.

O innych osobowych nieporozumieniach, politrukach, nabzdyczonych prymitywach i prowincjonalnych wrzutkach - nie warto wspominać.

Tak się składa, że prezesi, którzy sami usadzają się przed ekranem żyją zawodowo krócej. Inaczej Solorz i Walter. Wielonazwiskowy i wielopaszportowy właściciel Polsatu na ekran się nie pcha, ale niestety faworyzuje nienajlepiej. Dlatego nie pomagają włożone w stacje miliony, gdy na ekranie … tłuste melony. Mariusza Waltera jego własny dyrektor – Miszczak – namówił wstępnie na film dokumentalny o mistrzu – „miszczów”. Ale stary wyga, gdy zobaczył pierwsze wazeliniarskie wypowiedzi, w dodatku w krystalicznym systemie HD wymagającym ton pudru, postraszył swojego zastępcę, że utopi go w Wiśle.

Oto przykład skromnego, rozsądnego szefa.

Ojciec dyrektor Rydzyk mówi do słuchaczy z off-u, właściciel „Republiki” – przy pełnej odsłonie. Obu – szczęść Boże!

 

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych