Unia Europejska zadeklarowała, że wprowadzi poważniejsze sankcje wtedy, kiedy rosyjskie wojska wkroczą na wschodnią Ukrainę. A to jest wyraźnym sygnałem, że Putin zrezygnował z dalszej militarnej interwencji i druga część jego planu będzie polegała na destabilizacji naszego wschodniego sąsiada metodami „pokojowymi”, czyli prowokacjami, podburzaniem przeciwko Kijowowi stosunkowo licznej ludności rosyjskiej i skłócaniem każdego z każdym.
Cel – skompromitowanie w oczach przyszłych wyborców zwycięstwa Majdanu i stopniowy powrót do status quo ante. To dla niego bardzo wygodna sytuacja. Oznacza ona , że anszlus Krymu przebiegł bez większych zakłóceń i skończył się doraźnym (tu należy postawić znak zapytania) sukcesem. Łudziłem się, że świat, a głównie Unia Europejska dostrzeże zagrożenie w pełnym jego wymiarze i nie pozwoli Kremlowi na tak łatwą aneksję. Stało się niestety inaczej. Putin nie musiał straszyć Zachodu rajdem czołgów do Kijowa, bo de facto osiągnął swój pierwszy cel dzięki sprawnej propagandzie i kilku tysiącom przebierańców.
Kolejny test Zachodu pokazał mu, że na Unię Europejską można liczyć i w sytuacji kiedy będzie podejmował następne kroki: destabilizacja Ukrainy, aneksja Nadniestrza czy przejęcie państw bałtyckich, Bruksela nie zareaguje adekwatnie jako jednolity organizm polityczny. Zagadką pozostaje reakcja Ameryki, która zapowiedziała zmianę polityki w stosunku do Rosji o 180 stopni. Najbliższe miesiące pokażą czy Stany Zjednoczone stworzą Europie warunki do dywersyfikacji importu surowców energetycznych i w jakim stopniu państwa naszego kontynentu będą chciały z tej dywersyfikacji skorzystać.
Patrząc realnie od państw Unii Europejskiej oczekuje przynajmniej, żeby przestały dostarczać Rosji wojskową technologię, ale niestety te oczekiwania też mogą okazać się na wyrost. Tak czy inaczej konflikt na Wschodzie będzie przechodził teraz stosunkowo szybko w fazę utajoną i niebawem zniknie z pierwszych stron gazet – nawet w Polsce.
Sądzę, że nasz rząd zdaje sobie z tego sprawę i dlatego na ostatniej konwencji Platformy Obywatelskiej padły słowa o powadze sytuacji, jakoby nasze dzieci mogłyby 1 września nie pójść do szkoły. Dokładnie tak samo jak w 1939 roku.
Nikt nie twierdzi, że zagrożenie znikło. Jest i będzie takie samo, o ile nie większe. Widać już wyraźnie, że zagrożenie militarne naszego kraju przesunęło się w czasie, bowiem Rosja nie musi dziś poważnie konfrontować się z NATO i USA. Bądźmy jednak pewni, że do niej po odpowiednich, rozłożonych w czasie przygotowaniach dojdzie.
Ale niestety nie w światłach jupiterów, tylko skrycie. Tymczasem od dawna główny nurt polityki rządu w Warszawie dyktują sondaże. Powszechnie wiadomo, że w sytuacji kryzysowej zyskują ci, którzy w danej chwili sprawują władzę. W najbliższym czasie napięcie w stosunkach międzynarodowych będzie konsekwentnie maleć i jak bumerang wrócą stare problemy ze służbą zdrowia, złym stanem państwa i niezadowoleniem obywateli. Platforma Obywatelska ma to do siebie, że za co się weźmie, to albo nie zrealizuje tego do końca, albo zepsuje. Jej poparcie opiera się tylko na propagandzie wspierających ją mediów tzw. „głównego nurtu”. Dlatego, by odsunąć widmo powrotu do rzeczywistości przedstawiciele władz będą robili wszystko, aby straszyć Polaków wojną z Rosją. W każdym razie do eurowyborów. Próbkę tego mieliśmy podczas wczorajszego zjazdu Platformy.
Rządzący i wspierające ich media lansują dziś tezę, że ugodowa polityka Tuska w stosunku do Rosji pozwoliła zdjąć z nas odium rusofoba i dzięki temu jako wiarygodny partner mogliśmy skutecznie uwrażliwiać polityków Unii Europejskiej na zagrożenie ze strony Putina. Z pozoru teza ta może dla przeciętnego wyborcy PO wydawać się słuszna. Cały przemysł propagandowy pracował przecież przez lata nad „przyprawianiem gęby” Jarosławowi Kaczyńskiemu.
Tylko w takim razie dlaczego premier Donald Tusk i jego ludzie uzależniali nas od dostaw rosyjskiego gazu? Jeszcze rząd Jerzego Buzka wydał 14 lat temu (rozporządzenie Rady Ministrów z 24 października 2000 r.) dyrektywy zmierzające do konsekwentnego ograniczenia zakupu gazu z Rosji. Według nich wartość tego importowanego z jednego kraju (chodziło oczywiście o Rosję) surowca w przedziale czasowym 2005 – 2019 powinna spaść z 72 procent do mniej niż 59. W 2013 roku miała się kształtować na poziomie niższym niż 70 %. Obecnie wynosi 80 procent. Zamiast spadać wzrosło.
Dlaczego polska spółka PGNiG w roku 2010 darowała Gazpromowi ponad 286 mln dolarów długu? Dlaczego cena rosyjskiego gazu jest u nas o 100 dolarów wyższa niż we Francji czy w Niemczech skoro kraje te znajdują się znacznie dalej niż Polska i teoretycznie cena przesyłu surowca jest wyższa. Dlaczego konsekwentnie nie inwestowano w armię doprowadzając do takiej sytuacji, że w konfrontacji ze Wschodem nie mamy żadnych szans na obronę dłuższą niż dwa – trzy dni, chociaż według ekspertów NATO powinniśmy utrzymywać zdolność operacyjną nawet do 3 miesięcy. O Smoleńsku nie wspomnę.
Reasumując. To nie była żadna racjonalna polityka uwiarygodniania się przed Europą. Była to jedna wielka antypisowska ściema (na złość pokażemy im, że można inaczej), która kosztowała nas: olbrzymie pieniądze, uzależnienie się energetyczne od Rosji, pozbawienie zdolności obronnych i honor (katastrofa smoleńska). To była polityka jeszcze gorsza niż resetu a la Obama, bo w prymitywnym, cwaniaczkowatym wydaniu. Z całkowitym pogwałceniem naszych podstawowych interesów.
Panie premierze – Niech pan się nie błaźni i odda ten wygodny fotel! – celnie podsumowała okres rządów jedna z protestujących w sejmie matek niepełnosprawnego dziecka.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/188550-na-krymie-bez-zmian-czy-ugodowa-polityka-tuska-w-stosunku-do-rosji-faktycznie-pozwolila-zdjac-z-nas-odium-rusofoba
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.