Ukraina wpuszczana do Europy chyłkiem. Unia zachowuje się tak, żeby w razie jak rosyjski niedźwiedź okaże niezadowolenie, udawać, że właściwie niczego jeszcze się nie podpisało

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP / EPA
fot. PAP / EPA

Część polityczną umowy stowarzyszeniowej Unia Europejska – Ukraina podpisano szybko, cicho, bez specjalnych celebracji. Po sygnowaniu dokumentów premierowi Ukrainy dano pięć minut na odpowiedzi na pytania dziennikarzy, na stojąco.

Mówił więc w telegraficznym skrócie, a nawet w pewnym skrócie myślowym – powiedział, że ufa Europie, co w świetle sposobu potraktowania go brzmi trochę jak pobożne życzenie.  Wszystko to po to, żeby – jak napisał „Le Monde” nie drażnić Rosji.

Tragikomiczna sytuacja. Podpisanie tego dokumentu specjalnie oddzielono od podpisania samej umowy stowarzyszeniowej, bo tę drugą Unia chce zawrzeć z rządem mającym w pełni demokratyczną legitymację (rząd  Jaceniuka będąc gabinetem przejściowym, siłą rzeczy, takiej legitymacji mieć nie może). Ale przyspieszono umowę polityczną z Ukrainą po to, żeby okazać jej solidarność w obliczu zagrożenia ze strony Rosji. To znaczy Unia podpisując ten dokument mówi: skoro Rosja was atakuje, to my mówimy Rosji, że jesteśmy z wami. Mówi, ale  i – jak się okazało – nie mówi. Mówi, ale półgębkiem. Mówi tak, żeby w razie jak rosyjski niedźwiedź okaże niezadowolenie, udawać, że właściwie niczego jeszcze się nie podpisało.

Mieliśmy więc pokaz hipokryzji salonów. Arsenij Jaceniuk mówił w piątek w Brukseli, że Europejczycy będą musieli się zdecydować, czy dzielą wspólną walutę, czy wspólne wartości. Bo odtąd wiedzą już, że „będą musieli płacić cenę za pokój, stabilność , bezpieczeństwo i wartości”. Obawiam się, że słowa premiera Ukrainy były nieco na wyrost. To znaczy, pewna liczba przywódców europejskich do tych słów ciągle nie dorasta.

 

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych