Kredyt zaufania Polaków do Tuska wynosi zero. "Bankrut, z którym handluje się tylko za gotówkę, bo jego weksle są świstkami papieru"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Premier Donald Tusk spotkał się z bardzo chłodnym przyjęciem przez protestujących w Sejmie rodziców i opiekunów niepełnosprawnych dzieci. Fot. PAP/Paweł Supernak
Premier Donald Tusk spotkał się z bardzo chłodnym przyjęciem przez protestujących w Sejmie rodziców i opiekunów niepełnosprawnych dzieci. Fot. PAP/Paweł Supernak

Wahania sondaży wywołane ukraińskim kryzysem powodują u części komentatorów i polityków opozycji niepokojącą obawę czy aby Donaldowi Tuskowi znowu się nie upiecze. Czy fatalne konsekwencje jego rządów nie pójdą w związku z grozą na Wschodzie w niepamięć? A on, nagle mianujący sam siebie na odpowiedzialnego przywódcę, przykrywający wizytami w bazach wojskowych wieloletni kurs na demontaż państwa, nie prześlizgnie się przez kolejne wybory na tyle mocny by jednak utrzymać ster władzy? To ryzyko istnieje rzeczywiście i wiele zależy od dalszego rozwoju sytuacji.

Warto jednak spojrzeć spokojnie na wydarzenia ostatnich godzin, kiedy napięcie związane z agresją Rosji na Ukrainie, niewiele, ale zauważalnie, opadło. W tym czasie Donald Tusk podjął dwie próby popłynięcia na "ukraińskiej" fali w sprawach krajowych. Pierwsza jest związana z nakazem ograniczenia kolejek w służbie zdrowia, druga była związana z okupacją Sejmu przez zdesperowanych rodziców dzieci niepełnosprawnych. Były to nieformalne testy rzeczywistej siły Tuska i kredytu zaufania jaki ma wśród Polaków.

Oba wypadły negatywnie. Przedstawione propozycje zmian w służbie zdrowia nawet media tradycyjnie premiera wspierające uznały za dość mało poważne, nie mówiąc o pacjentach i środowisku lekarskim. Jedynie obietnica zniesienia limitów w onkologii, wymuszona presją społeczną, uznana została za realną i godną uwagi. Reszta to przestawianie klocków, przesuwanie kolejek od specjalistów do lekarzy rodzinnych oraz - jak to ujął minister Arłukowicz - zniesienie kalendarzyków z zapisem kolejek i wprowadzenie w to miejsce elektronicznych rejestrów oczekujących. Zaiste, wielka pociecha.

Z kolei wizyta premiera u rodziców i opiekunów niepełnosprawnych dzieci koczujących w Sejmie pokazała jak bardzo Polacy nie wierzą już tej władzy. Tyle razy zapewniała ona, że zajmie się tą i innymi sprawami za chwilę, za rok, że szczęście już jest blisko, iż teraz nikt już nie wierzy. Każdy wie, że albo dostanie to o co prosi, czego żąda, co chce wyrwać, natychmiast, albo nigdy. Wszelkie obietnice są nic nie warte, wszelkie przysięgi zostaną złamane. Reakcja protestujących na próby odłożenia sprawy w czasie, choć na chwilę, była alergiczna, wręcz agresywna. A to oznacza, że kredyt zaufania dla tej władzy w bardzo wielu środowiskach wynosi dokładnie zero. Nawet ci, którzy ją popierają (PO to klasyczna partia władzy), nie ufają jej. Też chcą zabezpieczeń. Jest ona jak bankrut z którym handluje się wyłącznie za gotówkę bo wszelkie weksle, umowy, rozliczenia i faktury przez nią podpisane warte są tyle ile papier na jakim je wydrukowano. Źle to wróży wyborczemu wynikowi PO. W końcu wybory to przede wszystkim plebiscyt zaufania.

W sobotę posiedzenie Rady Krajowej Platformy, kolejny element scenariusza "reaktywacji" jaki napisano w otoczeniu Tuska po wybuchu ukraińskiego kryzysu. Tam pewnie oklasków nie zabraknie i pan premier ponownie zacznie rozwodzić się nad własnymi zaletami i sukcesami (na marginesie: tak bezwstydnego samochwalcy polska polityka nie znała nigdy). I pewnie powtórzy kluczową tezę ostatnich tygodni: Zagraniczna polityka Platformy wytworzyła tak silne polskie wpływy w Europie, że dziś możemy ją mobilizować na rzecz wzmacniania bezpieczeństwa.

Ale i tutaj prawda nieubłaganie wyłazi na wierzch, niczym rdza w skorodowanym, polakierowanym byle jak samochodzie. Bo wiemy już, że cały ten wpływ, okupiony porzuceniem sojuszników w regionie, zapłacony zdradą ofiar Smoleńska, sprowadza się do wymuszenia wprowadzenia zakazu wjazdu kilkunastu osób na teren Unii. Jeśli to ma być koszt anszlusu przez Rosję Krymu, to niestety, trzeba to uznać za zachętę Moskwy do kolejnych aneksji. A jeśli tak wygląda ten rzekomo wielki wpływ Polski na Unię Europejską, to jest z naszym bezpieczeństwem bardzo, bardzo niedobrze.

I to też lada moment, gdy opadnie kurz, zostanie przez Polaków dostrzeżone. Jestem prawie pewien, że na długo przed wyborami. W końcu musi być jakaś sprawiedliwość na tym świecie.

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych