Spoista, niezła merytorycznie, prawie bez ludzi zależnych od innych ośrodków. Piotr Zaremba analizuje europejską drużynę Jarosława Kaczyńskiego"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Grzegorz Jakubowski
fot. PAP/Grzegorz Jakubowski

To ja pierwszy napisałem na tym portalu prognozę list PiS w nadchodzących wyborach europejskich. Koncentrowałem się na pierwszych miejscach, choć w niektórych okręgach „biorące” są także dwójki a nawet trójki.

Generalnie moje typy się potwierdziły. Jest kilka różnic. Nie startuje Adam Lipiński wymieniany przez stugębną plotkę jako wysłużony polityk, któremu przyjaciel prezes chce zaofiarować mandat. Nie ma też na pierwszych miejscach faworytów ojca Tadeusza Rydzyka (a wtedy podawano, że będą). Ale większość osób wymienianych przeze mnie startuje, w tym tak zaskakujące, nowe postaci jak profesor Zdzisław Krasnodębski w Warszawie.

Nie oszukujmy się, to Jarosław Kaczyński monarszym zwyczajem układał listy jednoosobowo, nawet jeśli na podstawie zgłoszeń regionów. Warto się pokusić o ich zbiorczą ocenę tych jego decyzji. Już pierwsze różnice między tym co miało być, a tym co jest, ujawniają, że paru prognozowanych błędów uniknął.

Węższa niż sądzono jest lista starych wiarusów, ludzi z „zakonu PC”, którzy mieli być wysłani do Brukseli za partyjne zasługi. Głównym przedstawicielem tej grupy, któremu zagwarantowano jedynkę (na Mazowszu) jest dawny minister skarbu Wojciech Jasiński, kolega braci Kaczyńskich jeszcze ze studiów prawniczych. Można też do tej grupy zaliczyć Karola Karskiego, któremu mandat na Podlasiu ma wynagrodzić nie wejście do Sejmu w 2011 roku. Tyle że Karski jest człowiekiem specjalizującym się w tematyce międzynarodowej.

Nie ma jednak innych, łącznie z takimi wymienianymi postaciami jak Krzysztof Jurgiel, używany jako przykład zasłużonego partyjnego druha bez szczególnych talentów. Niektóre typy mainstreamowej prasy były w moim przekonaniu formułowane dla czystej sensacji. Nigdy nie rozpatrywano serio kandydatury Antoniego Macierewicza, co nie przeszkadzało lewicowym tygodnikom nie raz i nie dwa ogłaszać, że będzie startował i to w Krakowie. Prawdą jest natomiast, że prezes PiS jeszcze ostatnio wymieniał Adama Lipińskiego. Forsowała go też przez chwilę organizacja wielkopolska (pomimo jego związków z Wrocławiem). W tym przypadku zdaje się sam Lipiński, skądinąd może najlepiej przygotowany spośród „zakonników” do pełnienia takiej funkcji, odmawiał.

Drugim ważnym faktem jest powstrzymanie ekspansji środowiska Radia Maryja. Tak naprawdę Kaczyński dał im widoki w dwóch okręgach, gdzie dostali dwójki: w Łodzi (lekarka Urszula Krupa) i w Lublinie (prof. Mirosław Piotrowski). W tym ostatnim przypadku szanse są tym większe, że na pierwszym miejscu kandyduje mało znany profesor Waldemar Paruch. Piotrowski, europoseł kończącej się kadencji, może go przeskoczyć. Kaczyński nie chciał mu jednak dać jedynki. Choćby dlatego, że właśnie w tej kadencji Piotrowski wystąpił z grupy PiS. Ostatecznie uhonorowanie go być może biorącą dwójką jest ustępstwem, ale jednym z niewielu.

Lider prawicy kieruje się tu czytelnym motywem. Chce mieć na listach ludzi, którzy go nie porzucą – jak profesor Piotrowski. Podczas negocjacji z ojcem Rydzykiem nabrał zresztą wobec niego nieufności. Dziś jest przekonany, że Radio Maryja wykreowało Solidarną Polskę po to, aby wywierać naciski na PiS. Aby grozić, że przerzuci swoje poparcie na mniejszego konkurenta. Wystarczyło utwierdzać Zbigniewa Ziobrę w przekonaniu, że ma szanse na pomoc z Torunia.

Jak widać Kaczyński takiej presji nie uległ. I to jest dla zwolenników tej partii dobra wiadomość. Mają szansę na reprezentację bardziej spójną i lepszą merytorycznie. Co z tym zrobi ojciec dyrektor – nie wiadomo. Do tej pory zawsze okazywał się w końcu pragmatykiem i pomagał silniejszemu.

Przeglądając ludzi na tych, listach można stwierdzić, że sporo tam ludzi dobrze przygotowanych, będących zaczynem europejskiej drużyny prawicy. Wymieniłbym dotychczasowych europosłów: Ryszarda Legutkę, Ryszarda Czarneckiego czy Tomasza Porębę,  a także zaskakującą, dodaną w ostatniej chwili kandydaturę prof. Andrzeja Zybertowicza (dwójka na kujawsko-pomorskim). Na dalszych miejscach, ale z pełną szansą na mandat widzimy świetnego prawnika i szefa tej kampanii Andrzeja Dudę (dwójka w Krakowie) czy autora konstytucyjnych zapisów dotyczących relacji z Unią, które w zeszłej kadencji utrącił Tusk, Kazimierza Ujazdowskiego (dwójka we Wrocławiu).

Prawdę mówiąc mało który kandydat jest owocem selekcji negatywnej. Dodam jednak do beczki miodu łyżkę dziegciu i wspomnę o pominięciu Konrada Szymańskiego, jednego z najlepszych europosłów dwóch poprzednich kadencji, specjalizującego się w tematyce bezpieczeństwa energetycznego.

Szymański zrezygnował, ale tylko po to aby uniknąć ciągnących się spekulacji, dlaczego nie ma go na listach. Można by rzec, że to rozstanie odbyło się wzorcowo. Spodziewano się, że europoseł trzaśnie drzwiami i przejdzie do konkurencji, ale to nie Szymański.

Z kolei Kaczyński może po raz pierwszy od bardzo dawna poczuł się w obowiązku wytłumaczyć pominięcie swojego człowieka obiecując mu odpowiednie miejsce w kraju, być może na listach do Sejmu. Lecz zarazem trudno odczuwać entuzjazm, gdy zna się prawdziwe powody tego rozstania. Były nim personalne podchody zarówno niektórych kolegów z europarlamentu jak i działaczy regionalnych z Poznania ze wspólnym mianownikiem: za mało angażuje się w partię.

Zarzut o tyle absurdalny, że Szymański przez te 10 lat dowiódł pełnej lojalności wobec swojej partii. Natomiast prawdą jest, że zajęty był głównie pracami w samym europarlamencie. Jeśli PiS chce mieć drużynę europejską z prawdziwego zdarzenia, czyli taką, która ma realny wpływ na europejskie prawo i na polityczne decyzje tam zapadające, nie może złożyć całej swojej reprezentacji z ludzi zajętych polityką krajową, a sprawy strasbursko-brukselskie opędzających z doskoku.

Rezygnacja z Szymańskiego to błąd Kaczyńskiego, być może jedyny poważny przy okazji układania tych list. Pamiętajmy, czy nam się to podoba czy nie: nawet niewinne rezolucje tego ciała (tak zwane raporty czy stanowiska) mają niestety coraz większy wpływ na nasze życie. Z drugiej strony w przyszłej kadencji PiS stanie przed jeszcze jednym wyzwaniem. Jeśli w 2015 zdobędzie władzę w Polsce, znajdzie się zapewne pod wielkim ostrzałem Europy. Trzeba będzie się bronić, także w Brukseli i w Strasburgu. Stąd kolportowany wśród europosłów PiS pomysł zmiany frakcję z obecnej nieco niszowej – Konserwatystów i Reformatorów na mainstreamową EPP. Akces do europejskiej chadecji zdominowanej przez Niemców Victorowi Orbanowi per saldo się opłacił.

W tej sytuacji doświadczenie w tamtych instytucjach jest szczególnie na wagę złota. A nawet wśród piątki pozostałych europosłów PiS wystawionych na nowe listy nie wszyscy je tak naprawdę zdobyli w jednakowym stopniu. Budowanie europejskiej drużyny to proces wieloletni, ale lepiej aby polityka krajowa nie dominowała tu zdecydowanie nad porządkiem merytorycznym.  Choć nie miejmy złudzeń: kampania będzie o polityce europejskiej tylko w niewielkim stopniu.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych