Rządzący wciąż „na kursie i na ścieżce”. Pępowina z Putinem jakby przecięta, ale o racjonalnych wnioskach można zapomnieć

Fot. wSieci
Fot. wSieci

Rząd Donalda Tuska i Platforma Obywatelska przyzwyczaiły opinię publiczną do zaskakujących wolt i zmian w retoryce. Dzięki osłonie medialnej i atmosferze niepamięci takie wydarzenia uchodzą władzom płazem. Nic więc dziwnego, że w obliczu klęski swojej polityki ocieplania wizerunku Putina na całym świecie, rządzący znów sięgnęli po znany sobie sposób narracji.

„Co złego to nie my” - zdają się mówić jednym głosem, i Dariusz Rosati, i Paweł Graś, i Andrzej Halicki, i Donald Tusk w swoim orędziu. A teza jest jedna, Platforma nigdy nie deptała polskich interesów narodowych stawiając na kontakty z Rosją.

Co więcej, to właśnie ponoć dzięki takiemu podejściu Polski do Rosji, dzięki zgodzie na deptanie godności naszego kraju i łamanie kolejnych barier w polityce międzynarodowej przez Moskwę obecna władza umocniła się i nasz kraj. To dzięki temu właśnie staliśmy się podobno awangardą zmagań Zachodu z Rosją.

Niestety dziś widać jasno, że sukcesy Zachodu w walce z Rosją są na razie niemal równie wymierne, co dbałość o polskie interesy, jaką w kontaktach z Moskwą prezentował Donald Tusk oraz Radosław Sikorski.

Zachód mówi i straszy, Putin zajmuje kolejne terytorium i znów prowadzi wojnę w Europie.

Rząd Tuska mówi i straszy, a w Rosji wciąż niszczeje wrak polskiego rządowego tupolewa, który rozbił się w Smoleńsku, a także oryginały najważniejszych dowodów kluczowych dla śledztwa dot. śmierci Prezydenta RP i naszej elity.

Smoleńsk układa się w sposób oczywisty na linii działań Putina. Gruzja 2008, Smoleńsk 2010, Ukraina 2014, te trzy daty i miejsca nieodzownie będą się kojarzyć Polakom z osłabieniem naszego bezpieczeństwa w związku z działaniami rosyjskimi.

Zapewne przyjdzie czas, by o tę ciągłość działań rosyjskich zapytać i ją wyjaśnić. Na razie nie ma na to szans. Stosunek obecnej władzy jest jasny po lekturze zapisu rozmowy z Pawłem Grasiem. Były rzecznik rządu pytany, czy dziś sądzi, że w Smoleńsku mogło dojść do zamachu zorganizowanego przez Putina, przyznał, że polska władza ma ważniejsze sprawy niż zajmowanie się jakąś katastrofą.

To stosunek do Smoleńska musi być głównym obrazem tego, jak rząd Donalda Tuska traktuje polskie interesy w kontaktach z Rosją. Bez wyjaśnienia mechanizmów, jakie stały za tą tragedią oraz jej niewyjaśnieniem Polska nie będzie bezpieczna. Bez polskiej zgody na pozostawienie sprawy smoleńskiej odłogiem być może Putina na Ukrainie by dziś nie było. Zagrożenia dla Polski by nie było. Smoleńsk i reakcja Zachodu na to, co się stało, pokazały Rosji, że z Zachodem można igrać, można nim pogardzać i nie liczyć się w żaden sposób. Polski rząd w tej mierze okazał się być pionierem.

Prof. Włodzimierz Marciniak komentując relacje polsko-ukraińskie tłumaczył, że Rosja może zagrać kartą smoleńską widząc retorykę władz Polski. I warto mieć to w pamięci. Donald Tusk, cały jego rząd oraz prezydent są na tyle zależni od Rosji i jej informacji, że będą robić jedynie tyle, ile pozwolą mu ich mocodawcy, ze Wschodu czy Zachodu. Premier, czy szef MSZ będą więc na tyle odważni, na ile będą mogli liczyć na ochronę przed ciosem z Kremla.

Uwikłanie polskiego rządu w smoleńskie matactwo oraz niejasne kontakty z Rosją dają o sobie znać. To przeszkadza Polsce w prowadzeniu rzetelnej oceny tego, co zdarzyło się w relacjach Rosji ze światem Zachodu, bowiem tworzy tematy tabu.

Kolejny raz okazuje się, że jednak warto stawiać na ludzi przyzwoitych. Również w polityce...

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych