Żołnierz strzela, gdzie mu każą... Rano Wroński pyta: „jaki rząd w Polsce chciałby mieć Putin?”, a po południu ostrzega: Rosja zagraża wszystkim

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl/ tok.fm
Fot. wPolityce.pl/ tok.fm

A miało być tak pięknie... Rano Paweł Wroński po raz kolejny przystąpił do przekonywania, że to wiernopoddańcza polityka Platformy Obywatelskiej serwowana Europie od lat jest lepszym pomysłem dla Polski. Po południu ostrzegał przed Putinem.

Jeszcze rano publicysta „Gazety Wyborczej” przekonywał, że polityka śp. Lecha Kaczyńskiego była błędem.

Problem polityki Lecha Kaczyńskiego polegał na tym, że chciał on nieustannie prowadzić "politykę samodzielną" i tworzyć "koalicję słabych" wobec "głównego nurtu Unii Europejskiej". Do koalicji słabych jednak nikt nie chciał należeć, a polityka Unii Europejskiej nie kształtowała się w Warszawie. Prezydent Kaczyński Unii nie znał, nie lubił, a niektórych przywódców, z Nicolasem Sarkozym i Angelą Merkel na czele, zraził do siebie. Zapłacił za to izolacją

-- twierdził Wroński, powtarzając stereotypy i fałszywy obraz prezydentury śp. Lecha Kaczyńskiego.

W sporze o to, jaką linię polityczną powinna prowadzić Polska opowiedział się jasno po stronie obecnych decydentów.

Zapewne PiS-owi trudno to przyznać, ale obecna sytuacja z dobrymi i złymi konsekwencjami w relacjach Zachód-Ukraina jest w jakiejś mierze pochodną polityki duetu Tusk-Sikorski. To paradoks, ale szefowi polskiego MSZ udało się przekształcić słuszną, ale nieskuteczną politykę Kaczyńskiego stawiającą na samodzielność Ukrainy w politykę skuteczną. (…) Dla Ukraińców atrakcyjna nie była i nie jest Polska jako taka, ale Unia Europejska, którą Polska reprezentuje

-- pisał Wroński.

Skrzętnie ominął jednak fakt, że to również rządzący obecnie Polską ludzie są odpowiedzialni za rozpasanie Putina i Rosji. Ich przyzwolenie m.in. na smoleńskie skandale pokazało Rosji, że Zachodu nie trzeba traktować poważnie.

Wroński swój tekst zakończył skandalicznym rozważaniem, jaką polską władzę wolałby Putin.

Pytanie: "Jakiej polityki zagranicznej Polska potrzebuje?", można przekornie zamienić na pytanie: "Jaki rząd najchętniej w Warszawie witałby teraz Władimir Putin?". Czy taki, który ma silną pozycję, aktywnie działa na forum Unii Europejskiej, stara się utrzymywać poprawne relacje z sąsiadami, a także - o ile się da - z samą Rosją? Czy wolałby rząd podkreślający dumę narodową, wiecznie obrażony, izolowany, ogarnięty fobiami: antyrosyjską i antyniemiecką? Na szczęście to nie Putin będzie wybierał władze w Warszawie

-- wskazywał dziennikarz „GW”, pisząc niemal wprost, że Polacy decydując na kogo głosować powinni wziąć pod uwagę to, co Putin o Polsce i polskich władzach może pomyśleć.

Ci, którzy teksty Wrońskiego chcą traktować poważnie – może są tacy, mogliby podejrzewać, że publicysta „GW” ma rozdwojenie jaźni. Jeszcze tego samego dnia na stronie „Wyborczej” pokazał się zupełnie inny tekst, w którym Wroński grzmi:

Orędzie Putina pokazało, że Rosja ponownie staje się zagrożeniem.

Wroński wskazuje, że Putin zagraża...wszystkim.

Decyzja Putina o aneksji Krymu oznacza, że skończył się w Europie czas, w którym granice są bezpieczne, a politykę uprawia się bez użycia siły. Rosja ponownie staje się zagrożeniem. (…) Po okresie smuty, gdy Rosja traciła pozycję imperium, gdy odchodzili od niej przymusowi sojusznicy, kolejne prowincje, gdy NATO rozszerzyło się na Wschód, prezydent Władymir Putin mówi całemu światu: Dość! Nikt już nie będzie poniżał Matuszki Rossiji! (…) Po tym jak Putin usiłował szantażować Ukrainę, a na koniec pozbawił ją Krymu, rozwiewa złudzenia wielu zachodnich polityków - że Rosja jest normalnym, obliczalnym krajem, z którym można prowadzić normalne interesy

-- tłumaczy Wroński.

Publicysta musiał być nie pocieszony. Czyżby Putin nie czytał jego porannego komentarza dla „Wyborczej”?

Przecież Wroński jasno ustawił władcę na Kremlu w pozycji tego, który ma być odniesieniem dla polskiej polityki kadrowej, ma być brany pod uwagę przy decyzjach wyborczych. A tu taki klops...

Nagle okazało się, że prezydent Rosji jest niewiarygodny i groźny. Wrońskiego Putin mógł przyprawić o zawrót głowy. Wszak popierał on i stawiał na piedestale tych, którzy z polityki uległości wobec Rosji zrobili swój sztandarowy projekt, a nagle okazało się, że przed Kremlem trzeba ostrzegać.

Całe szczęście, że w „GW” do poglądów i konsekwencji nie przywiązuje się większego znaczenia. Inaczej Wroński mógłby doznać poważnego uszczerbku na zdrowiu. A tak... dozna tylko kolejnego wdzięcznego spojrzenia rządzących. Żołnierz strzela gdzie mu dowódcy każą... A czytelnicy „GW” i zwolennicy władzy nie muszą kojarzyć, że Wroński popołudniu zaprzeczył swojemu tekstowi z rana.

Jak trzeba to zapewne jeszcze raz by zaprzeczył...

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych