Kto zabił Stefana „Grota” Roweckiego? To wiadomo – Niemcy z Sachsenhausen. Wyrok na komendanta głównego AK wydali jednak Polacy. Konkretnie, współpracująca z Gestapo grupa Ludwika Kalksteina, w której skład wchodziła też Blanka Kaczorowska i Eugeniusz Świerczewski. Witold Pronobis opisuje swoje śledztwo w tej sprawie i odkrywa kulisy nie tylko zbrodni, ale i czystej patologii.
30 czerwca 1943 roku pod kamienicę przy ul. Spiskiej 14 na warszawskiej Ochocie podjechało kilkanaście ciężarówek, szczelnie wypełnionych funkcjonariuszami Gestapo. Cześć z nich obsiadła z karabinami okoliczne domy, pozostali wpadli do środka i w błyskawicznej akcji wyprowadzono wszystkich mieszkańców. Teoretycznie było to zupełnie zbędne – Niemcy doskonale wiedzieli, że osoba, której poszukują, w tym właśnie momencie znajduje się w lokalu nr 10. Z taktycznego punktu widzenia mieli jednak rację. W przypadku tej osoby mieli prawo spodziewać się silnego zbrojnego oporu, wyprowadzeni mieszkańcy stanowili więc coś w rodzaju żywej tarczy. Osobą tą był bowiem generał Stefan Rowecki, komendant główny Armii Krajowej.
Niemcy mieli szczęście, bo tego dnia generał był bez obstawy, a o jego aresztowaniu dowódcy AK przez pewien czas nie byli poinformowani. Próby odbicia komendanta spodziewano się z pewnością – po szybkim przesłuchaniu specjalnym samolotem odtransportowano go najpierw do Berlina, później zaś osadzono go w Zellenbau – więzieniu dla osób szczególnego znaczenia, mieszczącym się na terenie obozu koncentracyjnego Sachsenhausen, ale w sensie administracyjnym, niezależnym od niego. Według wszystkich świadków, i w Berlinie i tu, generała traktowano z honorami stosownymi do jego funkcji i stopnia, co nie zmienia faktu, że w dniach pomiędzy 2 a 7 sierpnia 1944 roku został rozstrzelany. Wystarczy skojarzyć daty, by zrozumieć dlaczego. Póki Rowecki żył, Himmler wciąż liczył na wciągnięcie AK do walki po stronie niemieckiej z Armią Czerwoną. Kiedy jednak w Warszawie wybuchło antyniemieckie powstanie, generał stał się zbędny.
Książka Witolda Pronobisa nie jest jednak, wbrew tytułowi, opowieścią o Stefanie „Grocie” Roweckim, choć oczywiście kwestia jego śmierci lokuje się w jej centrum. Bohaterami, czy raczej antybohaterami są tu jednak trzy osoby, które bezpośrednio przyczyniły się do jego aresztowania, czyli Ludwik Kalkstein, Blanka Kaczorowska i Eugeniusz Świerczewski – zdolni i zasłużeni żołnierze AK, ale jednocześnie agenci Gestapo, odpowiedzialni za śmierć co najmniej kilkuset członków macierzystej organizacji. Lektura tego doskonale prowadzonego przez lata śledztwa Pronobisa przytłacza. I nie dlatego, że wiąże się ze śmiercią Roweckiego i mnóstwa podległych mu żołnierzy – była wojna, chcąc nie chcąc musieli się liczyć z takim ryzykiem. Również nie dlatego, że ktoś ich wszystkich wsypał – metody stosowane przez Gestapo złamałyby pewnie każdego. Rzecz w tym, że jest to historia zdrady w czystej formie – zdrady dla zdrady – zdrady dokonywanej z energią, pełnym zaangażowaniem osobistym i bez wyrzutów sumienia. Kalkstein był bardzo młodym, ale niezwykle zdolnym agentem kontrwywiadu AK, a kierowana przez niego komórka zdobyła m.in. dla aliantów szczegółowy plan Wilczego Szańca. Za ten, ale i szereg innych sukcesów, Kalkstein odznaczony został Krzyżem Walecznych. Podobnymi zasługami legitymowała się Kaczorowska – bardzo skutecznie i wszelkimi sposobami wyciągająca od Niemców tajne informacje. Najstarszy w tej trójce – starszy o pokolenie od pozostałych był Świerczewski i dzięki temu właśnie przy aresztowaniu Roweckiego odegrał kluczową rolę. Znał generała osobiście jeszcze z czasów wojny polsko-bolszewickiej, bez problemu był w stanie go rozpoznać i całkiem dosłownie wskazać Niemcom. Pech sprawił, że spotkał generała 30 czerwca 1943 roku, a wkrótce potem wykonał telefon do Gestapo.
Książka Pronobisa nie jest klasycznie napisaną historyczną rozprawką, lecz swego rodzaju raportem ze śledztwa, które prowadził latami, i w które zaangażowany był osobiście – jest spokrewniony z Roweckim. Dociera więc do świadków, spotyka (niekiedy zupełnym przypadkiem) i Kalksteina i Kaczorowską, tuż przed ich śmiercią… Odtwarza też ich powojenne losy i to właśnie przybija ostatni gwóźdź do trumny oceny ich osobowości, które koniec końców okazują się czysto patologiczne. Oboje mianowicie, odsiadując wyroki za współpracę z Gestapo, sami z siebie podjęli współpracę z bezpieką, denuncjując m.in. na lewo i prawo swoich współwięźniów.
Wyrok śmierci na Świerczewskim wykonało jeszcze AK. Kaczorowska w końcu zwariowała – co przynajmniej sugeruje, że jakieś poczucie winy jej ciążyło. Kalkstein natomiast dość spokojnie dożył późnej starości. Kiedy Pronobis odwiedził go w jego mieszkaniu w Monachium, zanim wyrzucił historyka z domu, zdążył powiedzieć m.in.: „Z Niemcami grałem swoją grę. Miałem inne, wyższe cele, których dzisiaj nikt nie chce zrozumieć”. Dość wyraźnie zasugerował też, że dla polskich władz komunistycznych infiltrował w Monachium środowisko Radia Wolna Europa…
Czy jest jakieś słowo określające uzależnienie od zdrady? Książka Pronobisa jest doskonale napisaną, choć jednocześnie nieskończenie ponurą diagnozą klinicznego i zabójczego przypadku takiego nałogu.
Witold Pronobis
„Generał Grot. Kulisy zdrady i śmierci”
Wyd. Editions Spotkania
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/188032-urodzeni-zdrajcy-to-historia-zdrady-w-czystej-formie-zdrady-dokonywanej-z-energia-pelnym-zaangazowaniem-osobistym-i-bez-wyrzutow-sumienia
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.