Jakie będą skutki referendum na Krymie? Waszczykowski: "Rosja widzi brak reakcji na agresję. Można oczekiwać rozlania się konfliktu na dalszą część Ukrainy..." NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/EPA
Fot. PAP/EPA

wPolityce.pl: w niedzielę na Krymie odbędzie się referendum ws. przyszłości regionu, jakie zarządziły nieuznawane przez Kijów lokalne władze. Czego spodziewa się pan po reakcji kluczowych dla sprawy ukraińskiej państw, czyli USA i Turcji? Jakie warianty należy brać pod uwagę?

Witold Waszczykowski: Z głębokim zaciekawieniem czekam na reakcję na to referendum. Do dziś nie dostrzegam żadnej reakcji na działania Rosji wobec Ukrainy. Jest wiele retoryki, jest wiele zapewnień, że reakcja będzie, ale tej retoryce, nawet ostrej mówiącej o agresji rosyjskiej, nie towarzyszą żadne istotne kroki. Jeśli natomiast utrzymujemy powszechnie, że mamy do czynienia z agresorem to wydawałoby się zupełnie naturalne, że chociaż współpraca wojskowa zostanie natychmiast przerwana, żeby nie ułatwiać agresorowi działania. Jeszcze przed rozmowami o sankcjach współpraca wojskowa powinna zostać przerwana. Tymczasem współpracę kontynuują takie państwa, jak Niemcy i Francja. Z dużym zaciekawieniem czekam więc, czy będzie w ogóle jakaś reakcja na referendum. A także czy będzie adekwatna do tego, co robi Moskwa.

 

Jak na Moskwę działa takie podejście Zachodu na agresję na Ukrainę?

Rosja widzi brak reakcji na agresję. Eskaluje więc konflikt, zbiera siły, grozi już nie tylko przejęciem Krymu, ale wskazuje i na możliwość dalszych ataków. Można oczekiwać rozlania się konfliktu na południową część Ukrainy. Widać, że nie ustają również prowokacje rosyjskie wobec wschodnich części Ukrainy. One kończyły się nawet ofiarami śmiertelnymi. Te prowokacje wspierane były przez oświadczenia i wypowiedzi władz rosyjskich, więc można oczekiwać eskalacji konfliktu. W tym wypadku brak reakcji świata zachodniego zdumiewa.

 

W mediach słyszymy często alternatywę – albo taka reakcja na działania Rosji, jaką widać obecnie, albo otwarty konflikt wojenny i III wojna światowa. Jest coś pomiędzy, co może wywrzeć skuteczną presję na Kreml?

Ta alternatywa jest fałszywa, a jej budowanie ma wymusić brak jakiejkolwiek reakcji i politykę, którą stosowano w latach 30. XX wieku. Jednak polityka appeasementu prowadzi do jeszcze większych problemów, ponieważ zachęca agresora do dalszych działań i zajmowania kolejnych terytoriów, czynienia kolejnych kroków wrogich wobec tej czy innej ofiary. Jest tymczasem cała gama kroków pośrednich, jakie można podjąć. Zerwanie kontaktów na wysokich szczeblach politycznych jest ugodzeniem w dumę polityczną państwa. Jeśli by się okazało, że nagle Putin jest izolowany przez wszystkie kraje Zachodu, przy utrzymywaniu stosunków na niższych szczeblach między państwami, to byłby pewien cios w kierownictwo państwa. Można izolować całe przywództwo polityczne Rosji, można ją relegować ze wszystkich organizacji międzynarodowych, można nałożyć sankcje na kierownictwo państwa i decydentów. Można im zakazać podróży na Zachód, można odebrać im dostęp do majątków, kont itd.

 

Co jeśli to nie wystarczy?

Można również ugodzić transakcje finansowe państwa, ograniczać jego zdolności kredytowe, co wzmacnia koszty agresji. Spekulacja na walucie, na giełdzie, czy również ataki cybernetyczne – to też są narzędzia, które można stosować. Zanim sięgnie się po wojsko, zanim naciśnie się na cyngiel, są dziesiątki możliwości polityczno-ekonomicznych, które powodują, że taka agresja nie popłaca.

 

Pamiętamy, że po agresji Rosji na Gruzję w 2008 roku świat zachodni nie zareagował odpowiednio na agresję rosyjską. Jedynie śp. Lech Kaczyński podjął aktywne działania. Obecnie widać, że Zachód działa nieskutecznie wobec kolejnej agresji, na Ukrainę. Czy polskie sojusze są trwalsze i pewniejsze niż te gruzińskie czy ukraińskie?

Nasz status formalno-prawny jest oczywiście inny. Należymy i do Unii Europejskiej i – co znacznie ważniejsze – do NATO. Jesteśmy więc objęci NATOwskimi gwarancjami bezpieczeństwa. Problem w tym, że wchodząc do Paktu 15 lat temu uczyniliśmy to na gorszych warunkach niż mają stare kraje NATOwskie. I te warunki nie uległy radykalniej zmianie do dziś. W dalszym ciągu jest problem z interpretacją art. 5. Traktatu Waszyngtońskiego. Do dziś nie wiadomo, czy działa on w sposób automatyczny, gdy zostaniemy zaatakowani. Nie wiadomo, czy w wyniku zastosowania artykułu 5 wszystkie kraje zobowiązane do pomocy będą chciały nam pomóc.

 

Nie wiadomo również, jak będą pomagać.

Traktat mówi, że same kraje zdefiniują charakter pomocy. Kolejnym pytaniem jest sprawa planów ewentualnościowych, które zostały opracowane w 2010 roku. Pytanie czy one przewidują konflikt i szybką reakcję na niego. A także czy są adekwatne do tego. Czy one zakładają natychmiastową pomoc, przyjazd i wsparcie, czy też ono będzie opóźnione? A czas może się okazać kluczowy. Na terenie Polski nie stacjonują bowiem żadne oddziały państw NATOwskich, więc wsparcie musi przybyć z innych obszarów, co wydłuża okres reakcji. W Polsce nie znajdują się również żadne istotne instalacje obronne, co powoduje, że wsparcie miałoby charakter raczej obrony manewrowej, a nie obrony naszych granic. Pytań można mnożyć, można pytać również o stan przygotowania naszej armii do obrony kraju. Nasze wojsko jest ekspedycyjne, więc można zapytać, czy jest gotowe do obrony terytorium. Pytania o to, czy armia może ochronić jakąś naszą granicę jest również zasadne. Te pytania są ważne.

 

Pytania rzeczywiście ważne i dotyczące spraw zupełnie podstawowych. A są jakieś odpowiedzi?

Nie słychać wiarygodnych odpowiedzi od rządzących. Premier i prezydent zarzekają się, że Polska jest bezpieczna, ale wielu ich współpracowników już nie jest przekonanych. Gen. Stanisław Koziej, czy gen. Waldemar Skrzypczak mówią co innego. Koziej mówi, że Polska jednak jest zagrożona, a Skrzypczak zaznacza, że w przypadku konfliktu wciągu 3 dni wojska zajmą Warszawę. Należałoby więc uzyskać realną odpowiedź władz, jak wygląda bezpieczeństwo Polski. Takie sprawy należałoby również postawić w czasie wizyty w Polsce Joe Bidena. Polska musi zażądać, by ograniczenia polityczne dla Polski zostały zniesione, żeby w Polsce zdecydowano się na stacjonowanie oddziałów NATOwskich, żeby powstały u nas instalacje obronne, a także, by wprowadzono w życie projekt tarczy antyrakietowej.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych