Imperium kłamstwa kontratakuje. "Nie ma inwazji, jest bratnia pomoc na wezwanie samozwańczych władz Krymu i jego rosyjskiej ludności"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/EPA
PAP/EPA

Najpierw zatopiono „Aurorę”, no powiedzmy, prawie „Aurorę”, bo to był jakiś zabytkowy złom, nie pamiętający zapewne rewolucji bolszewickiej, tylko po to, by zatarasować dostęp morski do Krymu. Później regularne oddziały nieznanych sprawców, ale w wojskowych mundurach i z wystrzałową bronią zajęły stopniowo półwysep, blokując garnizony i porty ukraińskie, a turyści i terroryści organizują samoobronę „narodu” krymskiego.

Nie ma inwazji, jest bratnia pomoc na wezwanie samozwańczych władz Krymu i jego rosyjskiej ludności. Oni nigdy nie wywołują wojen, zawsze walczą o pokój, wyzwalają, niosą bratnią pomoc pokrzywdzonym narodom. Tak, jak to było w Wietnamie, Afganistanie, w Czechosłowacji w 1968 roku, tak też będzie teraz na Ukrainie. Jeśli ktoś zapomniał czym jest Rosja, zarówno dawniejsza, carska, jak i sowiecka czy postsowiecka, albo myślał, że zmieniła się i będzie bardziej cywilizowana, podporządkuje się zwyczajom międzynarodowego współżycia, to teraz musi przypomnieć sobie, czym w istocie Rosja jest, że nie pozbyła się imperialnych ambicji i planów ekspansji, a przynajmniej odzyskania utraconych terytoriów i wpływów, tej największej tragedii XX wieku, jak to określa obecny władca Rosji, którą miał być rozpad Związku Sowieckiego.

Na słynnej już konferencji prasowej pułkownik P. dał popis tradycyjnego już kłamstwa władz rosyjskich, pokazał bez żadnych osłonek, jak działa machina rosyjskiego fałszu, dezinformacji, urabiania opinii, konstruowania wroga i kierowania przeciw niemu zbiorowych emocji, impetu agresji, wyładowania niezadowolenia i frustracji. To mają opanowane przynajmniej na użytek własnych obywateli. Mówi się jasno wprost: wróg tuż za progiem Rosji przejmuje władzę, w Kijowie miał miejsce zamach stanu, obalono konstytucyjną władzę, dokonali tego „faszyści, nacjonaliści, antysemici” – ta ciekawa formuła będzie dalej obowiązywała w argumentacji dla mas rosyjskich i ukraińskich – do tego zamachowcy byli inspirowani przez Zachód, a instruktaż odbywał się w Polsce i na Litwie. To niezmienna od prawie stu lat instrukcja do mobilizacji społeczeństwa rosyjskiego i poszczególnych w nim narodowości. A na zewnątrz to pokaz siły, buty, arogancji i chęci zastraszenia: patrzcie, jaki jestem straszny, lepiej zejdźcie mi z drogi. Pułkownik P. doskonale zna defensywne nastawienie Zachodu, uwikłanego w zależności gospodarcze i finansowe, i jego lęk przed wojną. Kpi w żywe oczy: zająłem Krym, zajmę Ukrainę i co mi zrobicie!

To oczywiście jeszcze nie otwarta inwazja, ale przygotowanie do niej w postaci wojny psychologicznej i informacyjnej. Pułkownik P. bada reakcję przeciwnika i jego sojuszników, to na ile może się posunąć. Zachód jest zaskoczony, nie rozumie mentalności rosyjskiej i sowieckiej, Rosja to inna rzeczywistość. Porównania do Hitlera i Monachium są tylko w części trafne. Ludzie Zachodu odwołują się w takiej sytuacji do przykładów faszyzmu i nazizmu, nie znają innych doświadczeń. Nie potrzeba szukać tak daleko, bliższe i bardziej oczywiste są porównania z sowieckim komunizmem. Jest tu wprost nawiązanie do tamtych metod, tamtej ideologii i propagandy. Już może nie krwawy terror rewolucyjny, nie głód wywołany na Ukrainie w latach 20., który pochłonął parę milionów ofiar, nie ludobójstwo na mniejszościach narodowych w latach 30., nie Wielki Terror, czyli likwidacja również komunistycznych kombatantów i konkurentów Stalina, nawet nie wojenne deportacje i łagry również powojenne, już nie to wszystko, ale zawsze polityka siania zamętu, konfliktowania klas, grup i narodowości, wzbudzania strachu i niepewności, dezinformacji i manipulacji rzesz ludzkich, co razem daje grunt do dalszej imperialnej ekspansji. Taka jest ciągłość polityki rosyjsko-sowieckiej, której pułkownik P. jest obecnie tylko najważniejszym kontynuatorem. Z punktu widzenia całej niereformowanej tradycji rosyjskiej staje się coraz bardziej godnym tej roli władcy, który wypełni misję Rosji w dziejach świata. Bo niewątpliwie taka ideologia imperialna od wieków istniała w Rosji i może się dzięki niemu odrodzić. Dlatego może on zdobyć nadzwyczajną władzę uprawniającą do wszelkich środków utrzymywania tej władzy i pomnażania wielkości Rosji. Dlatego demoniczny na zewnątrz, raczej z powodu niepewności i lęku Zachodu, pułkownik P. może wydawać się również surowym i groźnym, ale w istocie dobrodziejem i wybitnym władcą dla swoich.

Ma więc różne oblicza i zmusza do zajęcia wyraźnej postawy, jasnego stanowiska. Z tego względu mógł wielu zaskoczyć. Jego strategia zmieniła w ciągu paru dni całą polską politykę, ugodową i defensywną, zwłaszcza po katastrofie smoleńskiej. Została zmuszona do twardszego kursu i wróciła poniekąd na tory wyznaczone przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego, choć nikt z rządzących tego wprost nie przyzna. Nastąpiło przy tym dość dziwne zjawisko, pojawiło się niespodziewanie wielu patriotów, czyli ludzi przyznających, że można, a nawet trzeba bronić swego kraju w razie potrzeby. Do tej pory było to nie tylko niemodne, ale i często naganne, a przynajmniej wstydliwe, zwłaszcza w środowiskach postkomunistycznych i lewicowo-liberalnych, w dużych mass mediach, a zwłaszcza w Gazecie Wyborczej, gdzie było to z upodobaniem wyszydzane. Pamiętamy tytuły „patriotyzm to faszyzm”, a nawet rasizm, „faszyzm nie przejdzie”. Polityka wobec Rosji, jak i osoba Lecha Kaczyńskiego, były wyszydzane jako awanturnictwo i nieodpowiedzialność. Pamiętamy po Gruzji szyderstwa w rodzaju „jaki prezydent, taki zamach”, „trzeba było ślepego snajpera, by nie trafić z tej odległości…” Dziś to brzmi szczególnie złowrogo. Nie trzeba przypominać, co się działo po katastrofie smoleńskiej.

Teraz nastąpiła cudowna odmiana języka. Kiedy pułkownik P. rzuca oskarżenia, że zamachu w Kijowie dokonali „faszyści” itd., itp., to wiadomo, że to kłamstwo demaskujące jednocześnie ten język jako język nie prawdy, lecz wojującej propagandy. U nas przez lata używano tej samej frazeologii, wskazując wirtualnych, a nie rzeczywistych przeciwników i wrogów. W każdym razie był to również język walki i tej mitycznej nienawiści, którą zarzucano rytualnie przeciwnikom, choć nie było żadnej wojny. Czy teraz będzie można powiedzieć, że patrioci to faszyści, a ludzie, którzy chcą decydować o swoim kraju to nacjonaliści i ksenofobi? Przewrotność naszych mass mediów, a zwłaszcza GW, jest tu porównywalna z językiem reprezentowanym przez pułkownika P., tyle że, można by powiedzieć, jest nieco przesunięta w fazie, nie pokrywa się z sobą w tym samym czasie. Dowodzi to, że mantra „faszyzmu” i podobnych elementów zestawu, pochodzi z komunizmu, była zawsze obecna w propagandowej walce z jakimiś mniej lub bardziej urojonymi przeciwnikami od czasów Lenina. Jeśli dziś pojawia się to hasło, to wiadomo, że nie chodzi o żaden realny faszyzm, że nie odżywa dawno zniszczony faszyzm, lecz że odzywa się wciąż nieobalony do końca komunizm, w jakichś, być może, nowych mutacjach. Swoją drogą, to sytuacja dość niewygodna, bo czy będzie można mówić, że ludzie prawicy to patrioci, wcale nie nacjonaliści, jednym słowem, że to nie wrogowie, których trzeba od razu zniszczyć. Czy taka sytuacja może długo potrwać? Przecież taka zmiana nie tylko języka, ale i postaw i poglądów, mogłaby pójść dalej. Trzeba by na nowo pytać o katastrofę smoleńską, a zwłaszcza o śledztwo po niej, o całą politykę wobec tego nie zwyczajnego, jak dotąd wmawiano, wydarzenia. A to mogłoby być już za wiele.

Staroruski mnich Filoteusz miał przepowiadać: „Rosja to Trzeci Rzym, a czwartego już nie będzie”. Upadło imperium rzymskie, upadło cesarstwo bizantyjskie, przetrwa tylko Rosja jako jedyny prawowity i prawosławny spadkobierca, czego, całej Europy, czy Wschodu Europy, w każdym razie imperium godne władzy nad resztą świata. Ale, czy może trwać wiecznie imperium zbudowane na samym kłamstwie, fałszu, przemocy, niepamięci o niewyobrażalnych zbrodniach, w którym człowiek jest już prawie niczym. Czy Ukraina posługując się tylko ideą „niesprzeciwiania się złu siłą”, odkrytą przez Rosjanina Lwa Tołstoja, a zastosowaną skutecznie w Indiach przez Mahatmę Gandhiego, zatrzyma imperium, jeśli nie znajdzie pomocy innych? Podziwiamy Ukraińców za niezłomność i wytrwałość. Możemy się od nich tego uczyć, bo to utraciliśmy w III RP. Propozycje, że my ich czegoś nauczymy, wysyłając swoich kombatantów dla zorganizowania ukraińskiego kompromisu i okrągłego stołu, były raczej niepoważne…

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych