Wzruszające podziękowania dla Polski wprost z Ukrainy. "Nie wiem, jak potoczyłyby się ostatnie wydarzenia, gdybyśmy nie mieli tylu przyjaciół wśród zwykłych Polaków..."

PAP/EPA
PAP/EPA

Prezentujemy tłumaczenie tekstu Andrija Bodnara z ukraińskiego serwisu tyzhden.ua?

 

Nie wiem, jak potoczyłyby się ostatnie wydarzenia, gdybyśmy nie mieli tylu przyjaciół wśród zwykłych Polaków. Nie chcę przez to powiedzieć, że inni nie wspierali nas i nie współodczuwali z nami – na całym świecie ludzie, którzy znają cenę ludzkiej godności i wolności, trzymali za nas kciuki i modlili się za obecnych na Majdanie. Można jednak ułożyć całą antologię ze słów wsparcia Polaków – wielką żółto-błękitną księgę międzynarodowej solidarności.

Przez trzy miesiące naszej rewolucji, gdy euro-ugodowcy w rodzaju Fulle czy Ashton prowadzili rytualne rokowania z reżimem, gdy Ameryka powstrzymywała się z sankcjami, licząc na cudowne przekształcenie się donieckich drapieżników w wegetarian, gdy oszczerstwa reżimu putinowskiego dolewały oliwy do ognia, dając Janukowyczowi swym informacyjnym i moralnym wsparciem poczucie bezkarności – myśmy krzyczeli na cały świat, ale ten nie chciał nas słuchać. Dokładniej zaś: słuchał, ale nie dosłyszał. I zniedowierzaniem pytał: “A czy nie jesteście przypadkiem ekstremistami? A czy nie wybuchł u was faszyzm i antysemityzm?”

Rozumiem, że dla świata było to trudne: skomplikowana sytuacja geopolityczna, strach przed gazociągami i głowicami atomowymi, pragmatyczne kalkulacje, dyplomatyczna etykieta i dążenie, by nie urazić potężnego cara północy. Było im trudno, jak trudno jest człowiekowi, który umie co prawda pływać, ale nie ma dość siły, by wyciągnąć z wody tonącego. Wyczekiwali więc do końca i do końca słuchali rosyjskiej propagandy z jej manipulacjami, kliszami i otwartym kłamstwem. Czekali do momentu, aż zaczęto nas zabijać.

I nie wiem, co się z nami stało, gdyby nie było pośród nas Polaków.

Od samego początku na Majdanie obecne były polskie flagi. Polscy dziennikarze jako jedni z pierwszych otrzymali od Berkutu ciosy już 1 grudnia na ulicy Bankowej. Zwykli polscy obywatele organizowali dla nas znbiórki leków i ubrań. Polscy księża modlili się za nas w kościołach. A nawet polscy politycy kursowali między Brukselą, Warszawą i Kijowem, poszukując wyjścia z sytuacji. Wielu z nich realnie lub wirtualnie obecnych było z nami na Majdanie.

Dla nikogo na świecie nasza sprawa nie okazała się bliska – za wyjątkiem Polaków. Przez cały ten czas na wszystkich możliwych, widzialnych i niewidzialnych frontach Polska była nie tylko, jak to zwykło się u nas mówić, “adwokatem Ukrainy”. Niekiedy wydawała się ona naszą ostatnią przystanią i nadzieją.

Co byśmy zrobili bez Polaków w swej pełnej trwogi samotności? Co byśmy zrobili, gdyby nie ich solidarność i “Solidarność”, ich porażki i zwycięstwa, ich doświadczenie pojednania? Gdyby nie Jan Paweł II i Jerzy Giedroyc? Co byśmy robili bez naszych wspólnych kulturalnych projektów? Co byśmy robili bez tych ciągłych esemesów, telefonów i próśb o wywiady? Co byśmy zrobili bez ich altruizmu i dobra? Bez ich pomocy medycznej? Bez ich pragnienia pojednania z nami? Bez ich umiejętności przebaczania nam? Bez ich wiary w nas?

Ciężko mi sobie wyobrazić Ukraińców bez Polaków. Tego, co Polacy dla nas zrobili, nie da się nigdy zapomnieć.

Nie lubię zakłamanego określenia “bratni naród”. Nie lubię, bo zdaję sobie sprawę, że narodów-braci nie ma, choćby nie wiem jak przekonywali mnie o tym załgani północno-wschodni propagandyści ze swych informacyjnych pudeł rezonansowych. Wierzę jednak w prawdziwą przyjaźń. Ile było u nas i u Polaków wzajemnych nieporozumień i nienawiści, pretensji i krwawych porachunków! A jednak nie przeszkodziło im to pierwszym wyciągnąć do nas rękę i jako pierwszym wypowiedzieć najważniejszą rzecz: że bez naszego porozumienia mamy przyszłości. Że jeśli nie będziemy razem, to moskiewscy Fuehrerzy oraz ich berlińscy duchowi sojusznicy nigdy nie dadzą nam swobodnie żyć. Najpierw nam, a potem im.

Nie lubię patetyki i patosu. Niech wybaczy mi jednak pani Mariana Jacyk ze Lwowa za to, że bez jej zgody wykorzystam tu cytat z jej wypowiedzi:

Czegoś takiego jeszcze nie przeżyłam, żeby w pracy na recepcji płakać do słuchawki… Wyświetla się polski numer, ktoś próbuje mówić po rosyjsku. Odpowiadam mu, że rozumiem polski. A on na to: dzwonię w imieniu swoich przyjaciół, sąsiadów i wszystkich Polaków. Dzwonię, żeby powiedzieć, że płaczemy razem z wami… W tym momencie zaczynam szlochać… I słyszę, że on też płacze… Głos mu drży… Mówi, że nie znał żadnego numeru, ale przyjaciele mu poradzili, że teraz, nawet jak zatelefonuje do sklepu, do trafi właściwie… I dodzwonił się do mnie. Chciał powiedzieć, że o 20.00 w każdym oknie widział zapaloną świeczkę, ludzie przez cały dzień oglądają transmisje z Majdanu, a wszędzie widoczne są żółto-błękitne wstążeczki… My tu na zachodzie Polski nie mamy możliwości, żeby do was przyjechać, ale jesteśmy razem z wami i razem z wami płaczemy. Jesteśmy za wolną Ukrainą, z Europą czy bez Europy. Wierzymy w was, w niezależną od nikogo Ukrainę… Dziesięć razy przepraszał, że niepokoi i prosił przekazać wszystkim, że zwykli Polacy wspierają Ukraińców i życzą nam wielkiej przyszłości…

Nic dodać, nic ująć. Tak było, jest i będzie.

Wiem jedno: nigdy już nie będziemy samotni. Dziękuję Ci, Polsko!

Andrij Bodnar

(www.tyzhden.ua)

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych