Zazwyczaj podróżowałem w ostatnim wagonie pociągu El Pozo. Jak tylko drzwi się zamknęły, drugi od końca wagon wybuchł. Wszyscy zaczęli biec w kierunku drzwi – mi się udało wydostać; było mnóstwo dymu, nikt nic nie widział. Ktoś krzyknął – to bomba!
- tak Silviu Jarnea wspomina 11 marca 2004 r. Hiszpan miał 29 lat kiedy udało mu się uratować z jednego z najdramatyczniejszych wydarzeń, które zdarzyło się we współczesnej Europie. W wyniku wybuchu dziesięciu bomb zginęło prawie 200 osób (w tym cztery narodowości polskiej), a rannych zostało ponad 2 tys.
Ludzie biegli w kierunku schodów. Powiedziałem do mojego kolegi Juliana: „Chodź, pomożemy reszcie” i udaliśmy się w kierunku dymu. Jak powiedział mi później, krzyczał wówczas do mnie, żebyśmy tam nie szli, że tam może być więcej bomb. Jednak wtedy go nie słyszałem. Wszedłem do wagonu, który eksplodował. Nikt się nie poruszał. Widziałem sylwetki. (…) Zobaczyłem małego chłopca leżącego twarzą do podłogi, który miał całe ręce w płomieniach. Ugasiłem jego dłonie, myśląc, że będzie łatwiej go zidentyfikować. Potem zobaczyłem kobietę. Leżała prawie naga i na mnie patrzyła. (…) Wyciągnęła ręce w moim kierunku, położyła je na mojej szyi – wyniosłem ją z pociągu. Nie powiedziała ani słowa – położyłem ją na ławce na peronie
- opisuje Jarnea. Te chwile towarzyszą mu do dziś. Miewa koszmary i – jak większość tych osób, która przeżyła 11-M, bo tak się określa zamachy w Madrycie, cierpi na zespół stresu pourazowego.
O zamachy najpierw podejrzewano ETĘ, jednak do ataków szybko przyznała się Al-Kaida. Wszystko odbywało się w cieniu wyborów, które miały miejsce trzy dni po zamachu na madryckiej stacji – a to tylko podgrzewało emocje i wzajemne oskarżenia. Finalnie winnych zostało wskazanych 21 osób – niektórzy zostali skazani nawet na 40 tys. lat więzienia, a Jamal Zougam nawet na 50 000 lat pozbawienia wolności.
11 marca to w Hiszpanii dzień szczególny. Dziś wspomnienia tych tragicznych chwil miały miejsce w Madrycie, w mediach. Jednak to także dzień, w którym Europa powinna zastanawiać się nad swoim aktualnym bezpieczeństwem. „Wojna z terroryzmem”, którą w 2001 r. zapowiedział ówczesny prezydent USA George Bush, dla niektórych zakończyła się gdy w 2011 r. amerykańscy żołnierze zabili Osamę Bin Ladena. Jednak rzeczywistość może się okazać mniej kolorowa, niż określili ją przywódcy państw.
Sytuacja na Ukrainie to nie tylko sprawa jedności wewnętrznej Polaków, ale także jedności państw Zachodów i Stanów Zjednoczonych. A to już nie do końca się udaje, co nawet zauważył premier Donald Tusk. Niestety „decyzyjna” Europa to państwa, które patrzą ewidentnie na własne interesy ekonomiczne – nie tylko „własne” - państwowe, ale także „własne” - prywatne. Brak jednolitej linii w Europie to nie tylko prezent dla Władimira Putina, ale także dla organizacji, które stworzeniem zagrożenia w Europie byłyby zainteresowane. Dlatego problem bezpieczeństwa Europy – a w tym Polski – powinien pozostawać jednym z głównych tematów nie tylko gdy za naszą wschodnią granicą zaczyna się burzyć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/187665-10-rocznica-zamachu-terrorystycznego-w-madrycie-destabilizacja-sytuacji-w-europie-moze-obudzic-spiacego-potwora-organizacje-terrorystyczne
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.