Artykuł ukazał się na portalu SDP.PL.
Zarzuty części harcerzy pod adresem “Kamieni na szaniec” reżysera Roberta Glińskiego i scenarzysty Dominika Rettingera są moim zdaniem uzasadnione, ale - nietrafione. Uzasadnione, gdyż film odchodzi od przesłania książki. Zaś nietrafione, bo dzięki odejściu ta wersja opowieści o Szarych Szeregach trafia do młodzieży, jaka żyje tu i teraz. Czyli w ironicznej epoce postmodernistycznej pełnej wątpliwości. Lecz rejon Europy, gdzie przyszło nam mieszkać, nie jest postmodernistyczny. Właśnie przekonujemy się, że tutaj potrzeba nie tylko ciepłej wody w kranie, lecz również gorącej krwi.
W filmie Glińskiego młoda krew się gotuje. Jego bohaterowie słuchają własnego głosu sumienia. To nie jest karna kadra pod kierunkiem zwierzchników i rodziców, jaką wychowała Druga Rzeczpospolita. Takie wychowanie było możliwe dzięki wspólnej pracy rodziny, szkoły, Kościoła oraz harcerstwa. Tylko dlatego mogła powstać największa w okupowanej Europie partyzantka miejska i sprawna organizacja polskiego parapaństwa podziemnego, mimo niemieckich represji.
Dzisiaj nie istnieje tak spójny przekaz wychowawczy. Gdyby dziś był potrzebny sprzeciw wobec obcej okupacji, to można liczyć głównie na głos sumienia indywidualnego. Gliński budzi taki głos sumienia we wstrząsającej sekwencji przesłuchań i tortur „Rudego”. Nie trzeba ideologii państwowej, ani narodowej, by zawołać „nie!” i ruszyć na ratunek. Wymierzyć sprawiedliwość. To odruch ponad wątpliwościami, czy podziałami politycznymi. Wszakże rzekomo „antypolski” Gliński kojarzy ten odruch z ideą polskości. Zaś aluzyjnie z katolicyzmem, kiedy umęczonego „Rudego” ujmuje w kadrze od stóp na pierwszym planie jak „Chrystusa na marach” obrazu Mantegny.
Harcerze Szarych Szeregów trochę przypominali pierwszych chrześcijan. Hasło „Bóg, Honor, Ojczyzna” nie budziło w nich wątpliwości, przynajmniej nie powinno. Zaś pierwsi chrześcijanie bez wątpliwości szli dobrowolnie na mękę w cyrkach rzymskich dla dania świadectwa swojej wiary. Rodzice patrzyli, jak córki były gwałcone przed śmiercia, jak lwy rozrywały ich dzieci, lub dzieci oglądały mękę swych rodziców. Ale Kościół dziś nie eksponuje wątku męczeństwa, by pozyskać wiernych. Wiarę religijną przedstawia raczej jako rodzaj wzniosłej psychoterapii. Ma zapewnić dobre życie, a nie słuszną śmierć. Bo takie mamy czasy. Wątpię też, czy młodzi ludzie chcieliby dzisiaj oglądać swoich rówieśników „przerobionych w anioły”, jak pragnął Słowacki, a w ślad za wieszczem przerabiała II Rzeczpospolita.
Odwieczne mity mają służyć życiu tu i teraz. Dlatego każda epoka opowiada je w swoim własnym stylu. Dzięki temu mit żyje, ponieważ nas dotyczy. Mniejsza o kostium, czy wierność szczegółom historycznym. Liczy się przesłanie. A mit Szarych Szeregów w ujęciu Glińskiego, to opowieść o młodych ludziach, którzy nie tylko dla wolnej Polski, lecz również z przyjaźni i poczucia sprawiedliwości oddawali życie i byli w tym piękni.
Natomiast autorzy filmu taktownie omijają pytanie, jaki ich walka miała sens. Przecież nie wpłynęła na wynik wojny, a powodowała represje na ludności cywilnej. Niech więc protestujący dziś harcerze cieszą się z tego, co jeszcze zostało z mitu Szarych Szeregów w „Kamieniach na szaniec” roku 2014.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/187631-prawo-mitu-czyli-o-kamieniach-na-szaniec-mniejsza-o-kostium-czy-wiernosc-szczegolom-historycznym-liczy-sie-przeslanie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.