Mistrz (politycznego PR) i Małgorzata (której rady się nie sprawdzają). Dlaczego mainstream milczy o wywiadzie z premierową?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
M. Czutko
M. Czutko

Milczenie, z jakim spotkał się świeżutki wywiad udzielony Onetowi.pl przez Małgorzatę Tusk, dowodzi, że medialna wajcha wyraźnie waha się, w którą stronę przegiąć. Bo z jednej strony – ocieplanie wizerunku premiera, z drugiej – jego gwałtowne retuszowanie w stronę przewidującego patrioty, z jednej – prezes Kaczyński żony nie ma, więc każde ukazanie się księżnej Małgorzaty może przynieść zyski w żeńskim elektoracie, z drugiej – dama z wyższych sfer, której perfidne tabloidy wyciągnęły PSS (Partyjny Sponsoring Sukienek), może nie przynieść partii rządzącej plusów dodatnich, a ujemne.

Więc mainstream milczy w zadumie. A ja przeczytałem i zdradzę Państwu, że jest to publikacja rzucająca sporo światła w mroki spowijające wiele zawodowych decyzji państwa Tusków, co szczególnie w przypadku męża może być interesujące.

Po pierwsze co najmniej połowa tego związku nie lubi tego, co robi.

Samo pisanie nie sprawia mi przyjemności. Nie lubię pisać nawet maili, czy długich pozdrowień na pocztówkach. Nie mówiąc już o tym, żebym miała w sobie taką chęć pisania, jaką mają prawdziwi pisarze. Miałam duże wątpliwości, czy w ogóle mogę pisać autobiografię. (…) Jak pisałam, myślałam, że napiszę jeszcze wiele książek. To jest jednak bardzo trudne. Kiedyś mi się wydawało, że to jest prostsze. Że siada się i pisze. (…) Ostygł mój zapał do napisania kolejnej książki. Już nie siedzę codziennie i nie myślę o tym. Ale pozostało to moim marzeniem. Wydać, na przykład książkę o Sopocie. Kto wie, może wpadnie mi jeszcze do głowy jakiś sensacyjny wątek?

Trudno nawet domyślić się, co też chodzi po głowie pani Małgorzacie i jakież to „sensacyjne wątki” mogłaby opisać, gdyby pisać lubiła. Amber Gold? Afera hazardowa? Informatyczna? Zegarkowa? Z drugiej strony, jakaż może być dziś jej motywacja, skoro przeszła już do historii? Premier, owszem, zdradził niedawno, że chciałby znaleźć swoje miejsce w podręcznikach, jako ten, który zrobił „coś dobrego” dla Polski, ale, mimo wszystko, powierza te marzenia przyszłości. Ona zaś jest w historii już teraz. I to nie sama.

Znajomi nie czują ciężaru stanowiska mojego męża. Kiedy Donald został premierem, zrobiłam spotkanie. Przyszły do mnie koleżanki do mieszkania w Sopocie. Powiedziałam im: "no dziewczyny, przeszłyście razem ze mną do historii". One się bardzo z tego śmiały, ale uważały, że to prawda. Bardzo nas to bawiło. A teraz przeszły jeszcze bardziej do historii, bo je opisałam w książce.

To i mąż przeszedł – chciałoby się dopowiedzieć. Wreszcie kwestia w tym wywiadzie najważniejsza, bo odsłaniająca prawdopodobne motywy wielu jego działań czy zaniechań, choćby w sprawie śledztwa smoleńskiego. Pytanie brzmi poważnie i warto przeczytać je szeptem.

Czy rozmawiacie w domu o polityce? Mąż konsultuje się z Panią?

Pani premierowa odpowiada:

Rozmawiamy. Próbowałam kiedyś radzić mężowi, co należy zrobić, ale ja nie mam kompletnie talentu politycznego i wszystkie moje rady się nie sprawdzają.

Co to ma wspólnego ze Smoleńskiem? Ano tyle, że kiedy zaufana Włodzimierza Władimirowicza Putina, niejaka Anodina Tatiana ogłaszała swój obraźliwy dla Polaków raport o przyczynach katastrofy, premier spokojnie szusował na nartach we włoskich Dolomitach (zwanych od tamtego czasu „Donaldomitami”). Kto mógł doradzić premierowi, by nie wracał do kraju w trybie pilnym, ale dopiero po kilku dniach? „Na feriach Tuskiem rządzi żona” – donosił „Fakt” już w styczniu 2010 roku. Też byli wtedy w Dolomitach i też jeździli na nartach.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych