"Zachód nie zdaje sobie z powagi sprawy zawartej w słowach cytowanego już wielokrotnie Lecha Kaczyńskiego". Maria Przełomiec o agresji Putina. NASZ WYWIAD

Trwa wojna nerwów na linii Rosja-Ukraina. Każda godzina przynosi coraz to nowe wieści. Aktywność Putina jest przerażająca na tle bezwładu świata cywilizowanego. Milczy Francja, która pewnie miałaby ochotę sprzedać Kremlowi kolejną partię uzbrojenia po okrętach desantowych "Mistral", które sprzedała niedługo po agresji Rosji na Gruzję. Milczą Włosi, dla których zasady demokratyczne, o które walczą Ukraińcy, są przeszkodą do nowych lukratywnych kontraktów gazowych z Rosją.

BIEŻĄCE WIEŚCI Z CORAZ BARDZIEJ GORĄCEGO FRONTU UKRAIŃSKO-ROSYJSKIEGO ZOBACZ TUTAJ.

O kolejnym przejściu "Rubikonu" przez Władimira Putina na oczach  bezradnego świata rozmawiamy z Marią Przełomiec, dziennikarką wyspecjalizowaną w sprawach krajów byłego Związku Sowieckiego.

 

Czy Putin wie co robi?

Maria Przełomiec: Tak. Myślę, że on ze swojego punktu widzenia dobrze wie, co robi. To co się stało na Ukrainie było dla niego bardzo niebezpieczne. Rosjanie uważają, że Ukraińcy to są właściwie tacy Rosjanie, trochę się różnią, ale niewiele. Dla Putina to groźne, że kiedyś ktoś może dojść do wniosku, że skoro Ukraińcom się udało, to dlaczego nam – Rosjanom – ma się nie udać.

W trzech aspektach Putin wie co robi. On jest święcie przekonany, że nie odbuduje imperium bez Ukrainy. Po drugie jeśli Ukraińcom udałoby się zerwać związki z Rosją i związać się z Zachodem, no to obudziłoby to pragnienia innych ludów wschodnich, w tym nawet samych Rosjan. Po trzecie są kolejne dwa kraje ze strefy sowieckiej, które chcą podpisać umowę stowarzyszeniową z Unią Europejską: Gruzja i Mołdawia. Putin obecnie wysyła im sygnały: patrzcie co was czeka, jeśli to zrobicie i przypatrzcie się jak reaguje Zachód.

 

Właśnie: reakcja Zachodu. Przecież jego postępowanie zachęca Rosję do takiego działania, jakie obserwujemy od lat.

Przede wszystkim trzeba zauważyć, że Zachodowi nigdy specjalnie na Ukrainie nie zależało. Wyłączając kraje Europy środkowo-północnej. O ile Putin miał dużą motywację, aby opracowywać strategiczne plany, o tyle Zachód nie miał takiej motywacji. Zachód nie zdaje sobie z powagi sprawy zawartej w słowach cytowanego już wielokrotnie Lecha Kaczyńskiego (Teraz Gruzja, potem Ukraina, potem być może mój kraj - Polska - przyp. red.). Widać, że Zachód próbuje coś robić, ale te próby są takie jakie są.

 

W 2009 r. Radosław Sikorski zapowiedział na łamach „Gazety Wyborczej” odejście od „polityki jagiellońskiej” w sprawach wschodnich. Jednak wygląda na to, że ta polityka nie dała się porzucić. Rosja nie pozwoliła.

Faktycznie, wygląda na to, że Radosław Sikorski porzucił tę politykę, ale ona nie porzuciła jego. Tak, pamiętam ten tekst.

Obawiam się, że wielu mówiących o polityce jagiellońskiej czy piastowskiej po prostu nie czytali Juliusza Mieroszewskiego i nie bardzo wiedzą o co chodzi.

Polityka jagiellońska nie polega na tym, że Polska chce odbudowywać swoich wpływów na terytoriach, na których panowali niegdyś Jagiellonowie. Ta polityka polega na tym, że Polska położona między Niemcami a Rosją musi budować lobby, potężne lobby środkowo-europejskie, o czym pisał Mieroszewski i musi być orędownikiem demokratycznych zmian w krajach, które powstały na terenie I Rzeczypospolitej. A to z tej przyczyny, że kraje demokratyczne to gwaranci bezpieczeństwa i stabilności całego kontynentu, a nie tylko Polski. Mieroszewski podkreślał, że sama Polska w rozmowach z Rosją czy Niemcami zawsze będzie na pozycji klienta. Zaś Polska stanowiąca część silnej Europy środkowo-północnej, Polska – która jest największym krajem tego regionu, będzie równoprawnym partnerem.

 

Jak pani ocenia mobilizację sił zbrojnych Ukrainy. Zdaje się, że nasi sąsiedzi nie mieli wyjścia, ale czy to kolejny krok, który może zakończyć się wojną?

Bardzo trudno mi na to pytanie odpowiedzieć. Wiem, że od rana jest powszechna mobilizacja ukraińskiego wojska. Wiem też, że Rosja bardzo by chciała sprowokować strzelaninę. Myślę, że tej wojny tak naprawdę nie chce Putin. On po prostu gra wojną, aby pokazać Zachodowi determinację Rosji.

Ale jest jeszcze jedna sprawa, o której wcześniej nie powiedziałam. Jeżeli Putinowi nie uda się przyłączyć Ukrainy, to jako minimum postara się to zrobić z Krymem. Po pierwsze bardzo wtedy zyska w oczach rodaków. A po drugie pokazuje Zachodowi, gdzie jest jego miejsce. Wojny nikt nie chce, ale trudno w tej chwili przewidzieć, co będzie.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych