Quo vadis Ukraino? Europejskie samozadowolenie z rozwiązania ukraińskiego kryzysu jest przedwczesne. Nowe „demokratyczne” elity w Kijowie mogą się okazać nie lepsze od starych

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/epa
PAP/epa

Gospodarka głupcze! – słynna wypowiedź Billa Clintona z okresu amerykańskiej kampanii prezydenckiej w 1992 roku wciąż nie straciła na aktualności. Podczas gdy szefowie dyplomacji Niemiec i Polski, Frank-Walter Steinmeier i Radosław Sikorski świętują jako bohaterscy mediatorzy w ukraińskim kryzysie, Ukraina podąża wielkimi krokami w kierunku bankructwa. A niemal wszyscy wymieniani dotychczas kandydaci na prezydenta są w mniejszym lub większym stopniu związani ze „starymi” władzami i układem politycznym.

Ukraina potrzebuje według przejściowego rządu w Kijowie od ręki 35 mld. dolarów pomocy finansowej. I to jak najszybciej. Inaczej może nie dotrwać do końca roku. W trakcie kryzysu globalnego 2009 r. ukraińska gospodarka skurczyła się o ok. 15 proc., przemysł budowlany jest w piwnicy, rezerwy walutowe zmalały do 17 mld. dolarów, a zagraniczni inwestorzy od Ukrainy wolą sąsiednią Białoruś. Tam wprawdzie rządzi satrapa Łukaszenko, ale brak mafijnych klanów, które utrudniałyby prowadzenie biznesu. Poziom życia na Ukrainie jest o połowę niższy niż w Polsce. Tylko korupcja i nepotyzm rozwijają się u naszych sąsiadów w najlepsze. Głównym powodem takiego stanu rzeczy jest system oligarchiczny, który ukształtował się na Ukrainie podczas rządów prezydenta Leonida Kuczmy w latach 1994-2004 i okazał się trwały. Oligarchowie uzyskali dominujący wpływ na życie polityczne państwa. Często podstawowym celem danej partii jest reprezentowanie interesów jednego czy drugiego oligarchy. Po pomarańczowej rewolucji w 2004 roku nastąpiły pewne przetasowania wśród oligarchów, nie doszło jednak do zmiany systemu.

Pytanie czy dojdzie do niego tym razem. Zreformowanie tak skostniałej gospodarki w parze z rozbiciem powiązanych z nią politycznych struktur to nie lada wyzwanie. Bez tego jednak trudno sobie wyobrazić, by Unia Europejska i Międzynarodowy Fundusz Walutowy udzieliły Ukrainie kredytu. Pieniądze z Zachodu mogą płynąć tylko wtedy, gdy ten będzie miał realne zaufanie do władz w Kijowie. Nowi demokraci z opozycyjnych partii, którzy wyrośli na protestach na Majdanie, to jednak głównie starzy znajomi. Pełniący obowiązki prezydenta Ołeksandr Turczynow z Batkiwszczyny, który za czasów rządów Tymoszenko kierował Służbą Bezpieczeństwa Ukrainy, rozpoczął swą karierę polityczną jako doradca Kuczmy i przez długi czas był blisko powiązany z byłym premierem Pawło Łazarenko, który w latach 1996-97 zdefraudował z kasy państwowej ponad 200 mln. dolarów.

Turczynow jest wiernym współpracownikiem Julii Tymoszenko, która po wyjściu z więzienia może chcieć powrócić na sam przód sceny politycznej. Już pojawiły się pogłoski, ze zamierza kandydować w wyborach 25 maja na prezydenta. Tymoszenko również nie posiada czystej karty. W latach 90. stała na czele firmy Jednolite Systemy Energetyczne Ukrainy, zajmującej się głównie importem gazu i zebrała gigantyczną fortunę. Czy uczciwie? Niech każdy sam sobie odpowie na to pytanie. Tymoszenko i Turczynow zostali wybrani na deputowanych w 1998 roku, a rok później założyli partię Batkiwszczyna. Tymoszenko, nazywana wtedy "księżniczką gazu", została jedną z najważniejszych postaci tej partii. Gdyby Ukraińcy mieli okazje obejrzeć jej willę, zapewne przekonaliby się, że nie jest ona gorsza i mniej przepełniona blichtrem od willi Janukowycza.

W 2004 r. "księżniczka gazu", która znalazła się w pierwszych szeregach Pomarańczowej Rewolucji, objęła tekę premiera. Prozachodnim prezydentem został wówczas Wiktor Juszczenko. Według demaskatorskiego portalu Wikileaks, Turczynow miał wtedy skorzystać z prerogatyw szefa służb specjalnych, by zniszczyć dokumenty łączące Tymoszenko z "bossem mafijnym", znajdującym się na liście FBI 10 najbardziej poszukiwanych przestępców. Obraz świeżo upieczonych ukraińskich demokratów dopełnia Petro Poroszenko, oligarcha znany jako „król czekolady”, jeden z głównych sojuszników Juszczenki i sponsorów Majdanu. Obecnie dyskutuje się powierzenie mu roli premiera. W 2001 roku Poroszenko miał jeszcze nieco inne polityczne sympatie. To dzięki jego finansowemu wsparciu powstała skompromitowana dziś Partia Regionów.

Z kilkoma wyjątkami , takimi jak Witalji Kliczko, wszyscy wymieniani dotychczas potencjalni kandydaci na prezydenta są w mniejszym lub większym stopniu związani ze „starymi” władzami i układem politycznym, przeciwko któremu zdecydowanie występowali uczestnicy  protestów antyrządowych. Jeśli reżim i jego żołnierze byli źli argumentuje wielu, to ich przeciwnicy muszą być dobrzy. Niestety, to często błędne założenie. Proszę mnie źle nie zrozumieć, reżim Janukowycza był zepsuty do szpiku kości i nikt nie będzie za nim tęsknił. Ale nie tylko jemu brakowało szacunku dla państwa prawa i zasad demokracji. Sceptycyzm co do kierunku w którym podąży Ukraina jest więc bardziej niż uzasadniony. Oby Ukraińcy nie przeżyli kolejnego rozczarowania, jak po Pomarańczowej Rewolucji, kiedy rzekomi pro-zachodni i demokratyczni liderzy utopili potencjał politycznych i gospodarczy reform w wewnętrznych sporach i walkach o wpływy i majątki.

 

Autor

Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych