Wiele tygodni minęło od rozgrywającego się przy faktycznej bierności Polski i Unii Europejskiej dramatu Ukraińców. Mimo nauczki w postaci rosyjskiej agresji na Gruzję w sierpniu 2008 r., zachodni dyplomaci nie wyciągnęli wniosków wciąż błędnie traktując Rosję jak każdy inny cywilizowany kraj w stosunkach międzynarodowych.
Nikt z możnych tego świata nie zrozumiał przesłania słów śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego – „dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze Państwa Bałtyckie…”. W samym dzisiejszym dniu kijowski satrapa przy faktycznym wsparciu Moskwy pozbawił życia ponad 60 własnych obywateli. Kilka lat temu, kiedy dokonywano zasadniczej reformy traktatowej Unii, zapowiadano że na mocy nowych instrumentów Bruksela w perspektywie kilku lat stanie się graczem prowadzącym dynamiczną politykę zagraniczną na skalę globalną.
Przy pomocy ponad 7 tysięcy urzędników pracujących w Europejskiej Służbie Działań Zewnętrznych na czele z wysokim przedstawicielem UE miała posiadać struktury zdolne do szybkiej reakcji w sytuacjach nadzwyczajnych. Unijnemu „ministrowi spraw zagranicznych”, powstałemu z połączenia dwóch dotychczas odrębnych instytucji, nadano pozory bardzo silnej pozycji. Wysoki przedstawiciel ma do dyspozycji liczny i bardzo drogi w utrzymaniu korpus dyplomatyczny oraz jest z urzędu wiceprzewodniczącym Komisji Europejskiej.
Czas pokazał, że te zmiany w istocie były działaniami iluzorycznymi i pozbawionymi sensu. Bruksela działa niemrawo nawet w obliczu tak dramatycznej sytuacji jak wisząca w powietrzu brutalna wojna domowa oraz groźba nieprzewidywalnej w skutkach destabilizacji, a może nawet rozpadu państwa leżącego na granicy z Unią.
Sfera wspólnej polityki zagranicznej pozostała domeną międzyrządową, zależną od kaprysów największych państw członkowskich używających jej od czasu do czasu dla nadania swoim egoizmom narodowym pozorów „interesu europejskiego”. W sytuacji, kiedy niemal pewne jest że decydujący głos w sprawie tego co się dzieje na Ukrainie ma Moskwa, Unia długo ograniczała się do apeli, odezw i próśb o zaprzestanie walk. Nieśmiałe, bardzo spóźnione i ewidentnie niechętnie podjęte dzisiaj decyzje w sprawie sankcji zostały poniekąd wymuszone możliwą dawno do przewidzenia sytuacją strzelania przez władze do demonstrujących.
Jesteśmy świadkami kolejnej spektakularnej porażki Brukseli w dyplomatycznej grze z Rosją, uznającą w polityce międzynarodowej wyłącznie bezwzględną zasadę prymatu siły. Unijna polityka względem zakusów imperialnych Putina jest naznaczona naiwnością oraz brakiem reakcji na naruszającą solidarność europejską budowę dwustronnego partnerstwa Berlin-Moskwa, objawiającą się m. in. sprawą omijającego Polskę gazociągu Nord Stream.
Pisząc o postawie Unii nie można zapominać, że wynika ona w znacznej mierze z bierności władz naszego kraju. To Polska, postrzegana jako potencjalny lider regionu Europy Środkowo-Wschodniej, powinna jak najszybciej zainicjować działania na rzecz aktywizacji unijnej polityki zagranicznej w kwestii ukraińskiej.
Skoro rząd Donalda Tuska nie podejmował rzeczywistej inicjatywy, to tym bardziej nie mogliśmy tego oczekiwać od Niemiec, Francji, Włoch czy Wielkiej Brytanii, gdzie indziej lokujących swoje strategiczne interesy. Po wczorajszych słowa premiera mogło się wydawać, że władza zaczyna rozumieć jak fatalne skutki dla Polski może mieć tego typu postawa. Okazuje się, iż chyba jednak nie – prezydent Komorowski zwołał Radę Bezpieczeństwa Narodowego w sprawie Ukrainy na… przyszły tydzień.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/186177-jestesmy-swiadkami-kolejnej-spektakularnej-porazki-brukseli-w-dyplomatycznej-grze-z-rosja-uznajaca-w-polityce-miedzynarodowej-wylacznie-bezwzgledna-zasade-prymatu-sily