Mniejszość polska w Niemczech to "śpiący lew", którego Berlin boi się obudzić i dlatego jej nie uznaje. Udowadnia to... mniejszość niemiecka w Polsce

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. Maschinenjunge - Wikipedia GFDL, cc-by 3.0: napis na murze w Bochum "Bank Robotników"
fot. Maschinenjunge - Wikipedia GFDL, cc-by 3.0: napis na murze w Bochum "Bank Robotników"

Podczas debaty "Dylematy polskich Niemców" zorganizowanej wczoraj przez IPN dwaj przedstawiciele mniejszości niemieckiej z Opolszczyzny, raczej wbrew swoim intencjom, wyjaśnili dlaczego niemiecki rząd tak wzdraga się przed uznaniem niemieckich Polaków za mniejszość.

Głównymi gośćmi był poseł na sejm RP Heinrich Kroll oraz Rafał Bartek – dyrektor Domu Współpracy Polsko-Niemieckiej. Obaj Niemcy na pytanie moderatora, kiedy odkryli swoją niemieckość udzielili bardzo ciekawych  odpowiedzi.

Okazało się, że swoją niemiecką tożsamość Kroll odkrył, gdy… musiał wejść w politykę. Jego wypowiedź w jednym fragmencie zabrzmiała zresztą dość tajemniczo.

Kazano mi wystartować w wyborach senatorskich. To było po śmierci pana senatora Osmańczyka (Edmund Osmańczyk, przedwojenny działacz Związku Polaków w Niemczech, uczestnik konspiracji antyniemieckiej w Warszawie, zmarł w październiku 1989 r. – przyp. red.). Dlaczego? Inna sprawa

- powiedział Kroll i dodał, że jeszcze wówczas wszystkie spotkania prowadził po polsku. Przyznał bowiem, że słabo znał język niemiecki, choć w domu nim się posługiwano.

Trochę inaczej było z Rafałem Bartkiem, który w 1989 r. był dopiero w 6. klasie podstawówki i w ogóle nie znał niemieckiego.

Rodzice nie przekazali mi języka. Mimo iż oboje są rocznika przedwojennego i znają ten język – mama słabiej, tato zupełnie dobrze, jak się potem okazało, to języka nie przekazali mi z powodów „historycznych”: zakaz mówienia. Jedyne co mi przekazywali, to poczucie inności

- opowiadał Bartek i dodał, że oboje rodzice mówili mu, gdy odrabiał lekcje historii, że „do końca tak nie było, jak tu jest napisane i jak cię uczą”.

Obaj przedstawiciele mniejszości niemieckiej wyjawili więc rzecz bardzo ważną. Swą tożsamość narodową odkryli i zaczęli pielęgnować, gdy już mogli to robić.

Jaki jest paralelizm z sytuacją Polaków w Niemczech? Otóż współczesna niemiecka propaganda skutecznie przekonała bardzo wiele osób, że po rozwiązaniu w czasie rządów kanclerza Adolfa Hitlera związków Polaków w III Rzeszy nasi rodacy albo zostali wytępieni, albo się zasymilowali. A ci napływowi po 1945 r. nie mogą stanowić mniejszości w rozumieniu niemieckiego prawa.

Tymczasem nie ma wątpliwości, że polskość niejako drzemie w wielu rdzennych na pierwszy rzut oka Niemcach. Niekiedy nie noszą już oni nawet polskich nazwisk, albo są one mocno zniemczone. Jednak wystarczyłby bodziec, np. finansowy i prawny, aby dzieci i wnuki polskich emigrantów przypomniały sobie o swoich korzeniach.

To dlatego niemieckie władze tak uparcie nie chcą uznać dekretów Göringa o rozwiązaniu związków polonijnych za nieważne i nie chcą zwrócić skonfiskowanych majątków. Boją się – co tu ukrywać – obudzić lwa, który na pewno będzie dbał o dobre kontakty Berlina z Warszawą tak jak dziś Heinrich Kroll (do 1989 Henryk Król) dba o dobre kontakty Warszawy z Berlinem.

Dla tych samych powodów, dla których Niemcy nie chcą odrodzenia instytucjonalnego życia polonijnego w Niemczech, my musimy naciskać, aby to życie się odrodziło.

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych