Czy ktoś chce wyeliminować Artura Wosztyla? Czy rozpowszechnianie plotek o jego alkoholizmie ma być wstępem do uzasadnienia przyczyn innego przebiegu dramatu?

fot. wPolityce.pl/TVP Info
fot. wPolityce.pl/TVP Info

W styczniu b.r. niezależna.pl ujawniła fakt celowego uszkodzenia hamulców w samochodzie por. Artura Wosztyla. W ostatnim numerze tygodnika "wSieci" Maciej Pawlicki opisał niepokojące okoliczności wcześniejszych, dwukrotnych „awarii" samochodu pilota.

Pierwsza miał miejsce w styczniu 2011 roku kiedy z prowadzonego przez Wosztyla samochodu odpadło koło. Jechał powoli, nic się nie stało. Okazało się, że wszystkie śruby były na w pół odkręcone. Drugie zdarzenie miało miejsce w trakcie jazdy z księdzem Jacyniakiem – na trasie z Rembertowa do Warszawy w dniu 4 grudnia 2013 roku. Porucznik stwierdził ustanie działania hamulców. Przyczyną był wyciek z przewodów hamulcowych.

25 stycznia tego roku sytuacja z hamulcami powtórzyła się - porucznik zgłosił sprawę na policję - oględziny mechaników potwierdziły fakt przecięcia przewodów hamulcowych.

Niedawno uzyskałam informacje od osoby, która według mnie ma dobre kontakty ze środowiskiem lotniczym (nazwiska rozmówcy nie ujawnię). Brzmiała ona tak

Sympatyzuję z Wosztylem, ze śp. Musiem, ale to kompletnie ślepy wątek spekulacji. Muś popełnił samobójstwo. Mam nadzieję ze wszystko skończy się dla Wosztyla dobrze - to młody facet w ciężkiej obecnie sytuacji, powinien mieć więcej pomocy psychologa - słyszałem pewne niepokojące plotki o jego kondycji, powtarzam to są rzeczy niesprawdzone, plotki wojskowych, że pije.

Kiedy otrzymałam tego maila nie wiedziałam o wcześniejszych próbach uszkodzenia samochodu por. Wosztyla. Po tym, co przeczytałam w artykule Macieja Pawlickiego - muszę ujawnić istnienie tych plotek o złej kondycji psychicznej pilota oraz o jego rzekomym piciu – co jest kompletną nieprawdą.

Miałam okazję kilkakrotnie rozmawiać z panem Arturem. Nigdy nie był pod wpływem alkoholu, a w rozmowach zachowywał spokój w ocenach. Absolutnie nie przejawiał śladów depresji. Raczej determinację do udowodnienia światu i kolegom, że to co zeznawali wcześniej (on i nieżyjący chor. Muś) jest prawdą o przebiegu rozmowy pilotów Tu154 M z kontrolerami z wieży. Znam ludzi, którzy spotkają go znacznie częściej i mówią, że jego nie namówi się na balangę alkoholową. Zatem jest to wymysł.

Szczególnie niepokojący w aspekcie wyniku dochodzenia przyczyn śmierci chorążego Musia.

Prokuratura nie ma wątpliwości. Według ekspertyzy, jaką dostała, chorąży Remigiusz Muś, technik pokładowy i ważny świadek w sprawie katastrofy smoleńskiej, popełnił samobójstwo. W jego krwi wykryto alkohol.

Porucznik Artur Wosztyl nie pije, nie przechodzi załamania psychicznego. Porucznikowi trzykrotnie, a w przeciągu półtora miesiąca dwukrotnie –uszkodzono samochód, co mogło zakończyć się tragedią. Artur Wosztyl stara się być niezwykle ostrożny. We wszystkich przypadkach dzięki tej ostrożności uszkodzenia samochodu nie zakończyły się dramatem.

Czy rozpowszechnianie plotek ma być wstępem do uzasadnienia przyczyn innego przebiegu dramatu? W jakim kraju my żyjemy? Dlaczego prokuratura nie ma jeszcze transkrypcji nagrań z magnetofonu Jaka 40? Wszak zarówno w zeznaniach w Rosji jak i w Polsce obaj piloci Jaka zeznawali jednakowo: wieża podała Tu 154M polecenie zejścia do 50 m. Jeśli nie ma tej komendy w nagraniu w skrzynkach oraz nie ma śladu po komendzie w nagraniu magnetofonowym z Jaka – i tak już podważana wiarygodność nagrań z czarnej skrzynki może roztrzaskać się jak Tu 154 M – na drobne kawałki. Z których nic już nie da się ulepić.

A dziennikarze śledczy niech poszukają źródła plotek wśród wojskowych pilotów. Bo ktoś, komu zależy żeby one krążyły w środowisku - zapewne nie ma drobnych zamiarów wobec Artura Wosztyla.

Źle się dzieje wokół Smoleńska.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych