Protesty i rozruchy przeciwko skutkom rabunkowej prywatyzacji, zamykaniu fabryk i korupcji, które we wtorek zaczęły się w Tuzli, ogarnęły w piątek 33 miasta Bośni i Hercegowiny, w tym Sarajewo, Bihać i Zenicę. To ruch bez precedensu na obszarze byłej Jugosławii.
Z Tuzli protesty przeniosły się w czwartek do innych miast Bośni i Hercegowiny i przerodziły się - jak pisze Al-Dżazira - w wyraz powszechnego niezadowolenia społeczeństwa.
Płoną gmachy administracji rządowej i lokalnej w Sarajewie, Tuzli, Zenicy i Mostarze
– podają chorwacki "Dnevnik" i serbska agencja Tanjug. Rządowa bośniacka agencja Fena określa sytuację w stolicy, Sarajewie, i niektórych innych miastach jako "dramatyczną". Prezydent BiH Żivko Budimir powiedział, że "od lat bunt społeczny w kraju wisiał w powietrzu".
Uczestnicy dziesiątków gwałtownych demonstracji i innych wystąpień protestacyjnych w BiH, kraju podzielonym na mocy porozumień z Dayton z 1995 r., które zakończyły trzyletnią wojnę etniczną, na dwa obszary autonomiczne (federacja chorwacko-muzułmańska i Republika Serbska) oskarżają lokalne władze administracyjne o nepotyzm i korupcję, przyczynę zamknięcia lub upadku 80 proc. prywatyzowanych zakładów.
Jak podał dziennik "Dnevni avaz", w Sarajewie, stolicy państwa liczącego 3,8 miliona mieszkańców, demonstranci obrzucili kamieniami interweniującą policję, podpalili główne drzwi wejściowe do siedziby rządu i wtargnęli do wnętrza. Po chwili z okien gmachu zaczęły lecieć na ulicę rozbijane szyby i wyrzucane meble i telewizory. Podobne sceny powtórzyły się w piątek w Tuzli, gdzie blisko siedmiotysięczny tłum zgromadzony pod siedzibą miejscowych władz klaskał i wiwatował, gdy z okien leciały sprzęty i telewizory. W pewnym momencie z okien budynku zaczął wydobywać się dym. Demonstranci nie dopuścili przybyłych strażaków na miejsce pożaru. Kilkuset policjantów obecnych na miejscu wydarzeń wycofało się o kilkaset metrów, aby strzec budynku pogotowia ratunkowego.
W Tuzli, gdzie zaczął się ruch protestacyjny i zamieszki, gdy tysiące osób zaatakowały siedzibę rządu regionalnego, demonstrująca młodzież próbowała w piątek podpalić gmach prokuratury i komendę policji. Są ranni.
W czwartek w tym mieście rannych zostało 130 osób, w tym 104 policjantów. Odwołano lekcje w szkołach.
Jak podało „Polskie Radio” Vehid Szehić z Forum Obywateli Tuzli powiedział bośniackiej telewizji, że mieszkańcy są sfrustrowani.
Naród stracił wiarę, że pokojowe protesty coś dadzą
- powiedział Szehić. Dodał, że do gwałtownego charakteru zajść przyczyniła się postawa policji.
Mogła ona wykazać większą tolerancję dla ciężkiej sytuacji ludzi
- powiedział bośniacki działacz, wyrażając obawę, że starcia mogą być jeszcze bardziej gwałtowne.
Jeden z przywódców demonstracji, Aldin Sziranović, powiedział, że opozycja domaga się ustąpienia rządu.
Zrujnowali naszą przyszłość. Chcemy, aby odeszli
- wołał mówca.
Cały rok bez wypłaty. Bez ubezpieczenia zdrowotnego. Czternaście lat bez zaliczania stażu pracy
- cytuje portal „Deutsche Welle” w swym serbskim wydaniu wypowiedź pracownika firmy Polihem, uczestnika demonstracji w Tuzli. Polihem, produkujący na niemieckiej licencji, za czasów byłej Jugosławii zatrudniał 1 200 pracowników i miał obroty rzędu 120 milionów marek rocznie. Otrzymywali wynagrodzenie częściowo w akcjach przedsiębiorstwa.
Gaz łzawiący, syreny policyjne, strzały, kompletny chaos
- opisuje sytuację w Sarajewie agencja Fena.
Do popołudnia szpital centralny w stolicy BiH przyjął około 30 rannych, ale karetki wciąż dowoziły ofiary rozruchów. Podobnie jak w poprzednich dniach demonstracje odbywały się także w Prijedorze i Banja Luce na północy kraju, w Mostarze (południe) i Bihaciu (północny zachód).
W Bihaciu, gdzie demonstranci również próbowali wtargnąć do budynku władz regionalnych, rannych zostało kilku policjantów.
To jest rewolucja obywatelska
- pisał "Dnevni avaz".
Bośniacka wiosna
- zatytułował swe doniesienia dziennik "Oslobodjenje".
Biuro Wysokiego Przedstawiciela Wspólnoty Międzynarodowej w BiH, Austriaka Valentina Inzko, ogłosiło apel do uczestników demonstracji i zajść, aby zaniechali łamania prawa.
Tuzla była kiedyś jednym z największych ośrodków przemysłowych w BiH. W ostatnich latach boleśnie odczuła zamykanie prywatyzowanych fabryk. Podczas protestów domagano się działań przeciwko właścicielom czterech dawniej państwowych zakładów. W przeciągu ostatnich kilkunastu lat były one prywatyzowane, ale nowi właściciele zamiast obiecanych inwestycji i przywrócenia rentowności przestawali wypłacać pensje pracownikom, sprzedawali udziały i ogłaszali bankructwo.
Według "Deutsche Welle" w rezultacie prywatyzacji, którą rozpoczęto w 1998 roku, pół miliona robotników znalazło się na ulicy, a 100 tys. straciło etaty.
Bezrobocie w BiH według danych oficjalnych sięga aż 44 procent. Realne jest, jak ocenia bank centralny, niższe - na poziomie 27,5 proc., ponieważ wiele osób pracuje na czarno. Równowartość przeciętnego wynagrodzenia to 420 euro. Jeden na pięciu mieszkańców żyje w ubóstwie.
Slaw/ PAP/ "Polskie Radio"
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/185116-goraco-na-ulicach-miast-bosni-i-hercegowiny-takich-zamieszek-nie-bylo-na-balkanach-od-rozpadu-jugoslawii
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.