Hienę SDP dostał nie tylko Hajdarowicz. Nagrodzono także Ralpha Buechi, przewodniczącego Rady Nadzorczej Ringier Axel Springer Polska

Wiadomość o przyznaniu "nagrody" SDP  pod nazwą "Hiena Roku 2013" Grzegorzowi Hajdarowiczowi obiegła Polskę.

CZYTAJ TAKŻE: Hajdarowicz w gabinecie „premiera stulecia”. "Dotychczasowy dorobek Hajdarowicza nie może przejść niezauważony przez najwyższe Gremi (a) w państwie"

Warto jednak zauważyć, że razem z Hajdarowiczem tym wyróżnieniem - ex aequo - nagrodzono Ralpha Buechi, kierownika Działu Międzynarodowego Axel Springer AG i przewodniczącego Rady Nadzorczej Ringier Axel Springer Polska reprezentującego wydawcę czasopisma „Forbes Polska". Jak podano w uzasadnieniu:

za przykład niedopuszczalnego i kreującego mechanizm autocenzury ingerowania wydawcy w niezależność redakcji i dziennikarza towarzyszący publikacji artykułu pt. „Kadisz za milion dolarów”

Jaki jest kontekst tej sytuacji? Mówi o tym w rozmowie z "Super Expressem" Wojciech Surmacz, dziennikarz śledczy "Forbes Polska". Jak relacjonuje, Buechi został "wyróżniony" za przejaw "niedopuszczalnego i kreującego przykład autocenzury ingerowania wydawcy w niezależność redakcji i dziennikarza", co towarzyszyło publikacji artykułu "Kadisz za milion dolarów", którego Surmacz jest współautorem.

Dodatkowo - dodaje dziennikarz - Buechi wymusił na polskiej redakcji magazynu "Forbes Polska" publikację sprostowania oraz przeprosin za wyżej wspomniany tekst:

Afera była spora, bo gdy gościł w Polsce z okazji dziesięciolecia istnienia dziennika "Fakt", wydawanego przez Ringier Axel Springer, to podczas bankietu towarzyszącemu temu wydarzeniu publicznie krzyczał na mojego redaktora naczelnego.

Tekst Surmacza dotyczył kontrowersji dotyczących handlu nieruchomościami odzyskanymi od państwa polskiego, które przed wojną należały do żydowskich wspólnot wyznaniowych. Dziennikarz tak opisuje ów artykuł:

Nie używałem uogólnień, nie odnosiłem się do aspektów narodowościowych - typu "Żydzi robią to czy tamto" - lecz opisałem biznes, który rozkręciło kilka konkretnych osób. Natomiast moi adwersarze użyli oskarżenia o antysemityzm i budując taką narrację, zaalarmowali niemieckiego wydawcę, nastawiając go przeciwko nam.

Żonglowali pojęciami odnoszącymi się do zaszłości historycznych, Holocaustu i wojny. Tymczasem ja byłem bardzo ostrożny i pracując nad tekstem, opierałem się na mediach izraelskich i materiałach pochodzących od amerykańskich środowisk żydowskich. Poza tym współautorem tekstu jest Żyd Nissan Tzur. Rzecz w tym, że większość znanych mi Żydów potępia proceder, który opisaliśmy.

Mój przyjaciel Nissan Tzur legitymował tę pracę, bo ja wiedziałem, że padnie zarzut antysemityzmu. Myślę, że błąd pana Büchiego polegał na tym, że przyjął tę retorykę. Nie rozpatrywał tej sprawy w oparciu o argumenty merytoryczne, tylko dał się wmanewrować w emocje historyczne. Ale obecnie nie żywię do niego żadnych pretensji, ponieważ spotkaliśmy się i wyjaśniliśmy sobie wszystko.

Na pytanie, dlaczego Buechi w ogóle tak bardzo się przejął sporem toczącym się wewnątrz Polski, Surmacz odpowiada:

Ponieważ jedna ze stałych dyrektyw Ringier Axel Springer brzmi: "Działać na rzecz pojednania Żydów i Niemców oraz popierać podstawowe prawa Izraela". W Polsce na ten temat była cisza, ale na świecie sprawa nabrała ogromnego rozgłosu - szef Światowego Kongresu Żydów podczas oficjalnego wystąpienia nazwał nas antysemitami i pouczył, że takich tekstów nie wolno pisać.

 

- Kręgosłupem artykułu "Kadisz za milion dolarów" są liczby...

- No właśnie. I moi adwersarze żadnej z nich nie zakwestionowali! A to znaczy, że są prawdziwe.

 

- Czyli jest pan antysemitą, bo opisał pan zjawisko realnie istniejące.

- Na to wychodzi.

 

Surmacz powiada też "SE" na czym polegały jego ustalenia:

Natrafiłem na liczne przykłady odsprzedaży lub wynajmu na cele komercyjne obiektów wcześniej odzyskanych od państwa jako obiekty kultu religijnego. Te obiekty dla wyznawców judaizmu mają charakter święty i nie można nic z nimi zrobić bez zgody rabina. Piotr Pytlakowski na łamach "Polityki" w tekście "Dajcie nam zgodnego rabina" dowiódł, że Związek Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP z odzyskanym mieniem religijnym udaje się do naczelnego rabina Polski, który wyraża zgodę na komercyjne użytkowanie tych już, w takim wypadku, byłych obiektów kultu. Według ostrożnych szacunków mówimy o majątku rzędu miliarda złotych. Dochodzi do takich sytuacji jak w wypadku synagogi i mykwy w Otwocku, które po odzyskaniu zostały sprzedane deweloperowi, on je zburzył i zbudował apartamentowiec. Zrobiła się afera i wówczas ZGWŻ w RP uznał, że rozwiązaniem będzie postawienie pomnika upamiętniającego te obiekty.

Cały wywiad - na stronie "Super Expressu".

Sil

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych