Kolejne posiedzenie zespołu parlamentarnego ds. zbadania przyczyn katastrofy Tu-154M znów pod znakiem zapytania stawia rzetelność oficjalnego śledztwa. Tym razem swój raport zaprezentował duński ekspert - Glenn Joergensen.
Nasze spotkanie ma na celu szukanie prawdy i sprawiedliwości, aby walczyć o sprawiedliwość dla Polaków. Tak jak mój ojciec mówi, podążajmy za tymi którzy szukają prawdy i podążajmy za tymi, którzy ją znaleźli. Moim celem jest, abyśmy zrobili krok w kierunku prawdy i sprawiedliwości
- rozpoczął swoje wystąpienie duński ekspert. I dodał:
Postanowiłem się zaangażować w tę polemikę, kiedy próbowałem przekonać jednego z moich kolegów, czy wyjaśnienie podane przez MAK było spójne z prawami fizyki. (…) Nie mam żadnych krewnych w Polsce, ani nic szczególnego mnie z Polską nie wiąże. Sam finansuję własne badania i sam pokrywam koszty mojej podróży do Polski.
Po czym przeszedł do przedstawiania wyników swoich badań. Wielokrotnie odnosił się do raportu prof. Kowaleczki, przygotowanego dla tzw. zespołu Laska.
CZYTAJ WIĘCEJ: Podważył smoleńskie tezy inż. Jørgensena, ale odwagi na debatę nie starczyło? Prof. Kowaleczko uchyla się od rozmowy
Wszystkie badania doprowadziły do następującego wniosku:
Albo samolot byłby na wysokości 4-7 m w miejscu brzozy, ale wówczas rozbiłby się wcześniej, albo miejsce kontaktu z ziemią jest prawidłowe, ale wówczas samolot byłby o wiele wyżej w miejscu brzozy.
Joergensen stwierdził ponadto:
Dystans zderzenia z ziemią, który wynikałby z danych zaprezentowanych przez pana Kowaleczko, nie zgadza się z rzeczywistym miejscem zdarzenia. (…) Należałoby założyć, że większa część skrzydła odpadła. Także układ, położenie samolotu, które zaprezentował pan Kowaleczko, nie zgadza się z rzeczywistym układem samolotu.
Na koniec swojej prezentacji Joergensen sformułował następujące wnioski:
Na podstawie prac wielu innych naukowców, oraz modeli, które zaprezentowałem dzisiaj, widzimy, że całkowicie niezależne od siebie metody prowadzą do tych samych wyników. Potwierdzają, że niemożliwym było stwierdzenie takiego zachowania obrotowego, niemożliwym było wystąpienie rzeczywistej odległości pomiędzy zderzeniem skrzydła i ogonu z ziemią i nie było możliwe zaistnienie takich śladów na ziemi, jakie widzimy na dokumentacji, gdyby utracono tylko 5,6 m. skrzydła. Zastosowanie niezależnych od siebie metod pokazuje taką samą długość utraty skrzydła oraz taki samy kąt obrotu. To prowadzi do bardzo dobrej korelacji pomiędzy wszystkimi obserwacjami, takimi jak miejsce śladów na ziemi, a także wzory śladów na ziemi, a nawet miejsce w którym znaleziono niektóre fragmenty skrzydła. Również pozostałość skrzydła potwierdza tę hipotezę. Na podstawie tego bardzo dokładnego badania, a także innych, które zostały wykonane wcześniej, można bez cienia naukowej wątpliwości stwierdzić, że samolot nie utracił końcówki lewego skrzydła poprzez zderzenie z brzozą, tak jak twierdzą rządowe raporty.
Podczas posiedzenia zespołu wnioski ze swoich badań zaprezentował też prof. Binienda:
Mając tak dobry model materiałowy, możemy zbadać, jak się zachowuje duraluminium przy bardzo dużych prędkościach. (…) Do tego celu użyliśmy ciała gazowego w moim laboratorium i tzw. sabot, czyli puszki aluminiowej, o takiej samej grubości jak poszycie skrzydła. (…) Nawet przy prędkości 300 m/s, czyli prawie czterokrotnie większej od prędkości samolotu, ten materiał nie kruszy się, ale się zwija.
Ilość wielu małych odłamków jeszcze przed miejscem uderzenia w ziemię nie może być wytłumaczona kruchością poszycia samolotu. Przy uderzeniu samolotu w drzewa, z prędkością 80 m/s poszycie samolotu nie rozbija się jak szkło na odłamki.
Zniszczenia wewnętrzne skrzydła oraz wyrwane nity pokazują, że nie doszło do uderzenia skrzydłem w brzozę, a eksplozja może być przyczyną urwania końcówki skrzydła. Otwarcie ścian kadłuba na zewnątrz świadczy o wybuchu. Gdyby nie było wybuchu, to tylna część kadłuba oraz prawe skrzydło powinno być w całości, większość pasażerów środowej i tylnej części samolotu powinna przeżyć, a głęboki krater (…) powinien być widoczny na wrakowisku.
Uczestniczący w komisji połączyli się też z dr. Nowaczykiem, który w skrócie podsumował:
Przy samej brzozie znajdujemy szczątki skrzydła samolotu. Nie tylko przy brzozie, ale one wiszą na gałęziach brzozy. (...) To wszystko miało się zdarzyć przy prędkości 270 km/h, potężnym uderzeniu i upadku korony tej brzozy. Nie wytłumaczono, jakim sposobem te części mogły znaleźć się na gałęziach brzozy. Nie wytłumaczono, jakim sposobem duże części skrzydła zawisły na drzewach, nie wbiły się w ziemię, nie pozostawiły bruzd.
Mówi się cały czas w raportach o odpadnięciu skrzydła. Co innego mówi firma ATM, która twierdzi, że skrzydło odpadło kilkanaście metrów dalej
- stwierdził ekspert.
mc
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/184484-eksperci-zespolu-parlamentarnego-potwierdzaja-doniesienia-wsieci-prof-binienda-ilosc-wielu-malych-odlamkow-nie-moze-byc-wytlumaczona-kruchoscia-poszycia-samolotu