Niemcy nie spieszą się do rozmów o zrabowanych w Polsce dziełach sztuki. Berlinkę wywieźliby zaraz. Kwaśniewski też był za

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/EPA
Fot. PAP/EPA

Coraz głośniej o zbiorach Pruskiej Biblioteki, które po wojnie trafiły do Krakowa, a ściślej do Biblioteki UJ. Prawie wszyscy piszą o zbiorach, choć w Krakowie znajduje się tylko niewielka ich część, ta wywieziona z Berlina przez samych Niemców w latach 1941 – 1945 do Krzeszowa i Książa na Dolnym Śląsku. Kulturalni Niemcy rabowali i niszczyli bez opamiętania materialne świadectwa kultury podbijanych krajów, ale o własne dbali nadzwyczaj precyzyjnie. Wywóz dzieł sztuki z zagrożonego nalotami aliantów Berlina był właśnie realizacją owej precyzji. Wówczas nie mieściło im się jeszcze w głowach, że Dolny Śląsk może wkrótce należeć do Polski.

O dziełach przebywających w Jagiellonce nie ma co pisać, bo rzecz jest powszechnie znana. Wiadomo – manuskrypty m. in. Beethovena, Bacha, Mozarta, Goethego, Boccaccia, Lutra, Bruna. Po prostu cuda stworzone przez największych w przeszłości. Niemcy od dawna, ale teraz coraz głośniej upominają się o nie, bo czują polską niestabilność w tej sprawie. Piszę o tym z powodu przypomnienia przez ministra Ujazdowskiego skłonności Jerzego Buzka do przekazania Niemcom kolekcji pochodzącej z Biblioteki Pruskiej.

Ów były premier w radosnej ekstazie podarował ówczesnemu kanclerzowi Schroederowi najstarszy okaz tłumaczenia Biblii, dokonanego przez Marcina Lutra. W rewanżu, zdaje się, Schroeder – już następnemu premierowi, Millerowi – podarował kufel pełen piwa i nagrodził go także wielokrotnym klepnięciem po ramieniu. Dokończył przyjazną ekstazę zostając szefem rady nadzorczej rosyjsko – niemieckiego konsorcjum załatwiającego Polskę bałtyckim rurociągiem, odcinającym także Świnoujście od szlaków wielkich okrętów.

Niesławną role odegrał też w tej sprawie były prezydent Aleksander Kwaśniewski, sygnalizując Niemcom, że jesteśmy gotowi do przekazania Berlinki. Pod wpływem tej wypowiedzi niemieccy politycy coraz natarczywiej zgłaszali się po cenne archiwalia przechowywane w Jagiellonce. Kiedyś było aż tak natarczywie, że rektor UJ musiał zareagować krańcowo. Wobec częstych pretensji, wyszczególniających wielką wartość manuskryptów zgromadzonych w bibliotece UJ, musiał zadać pytanie – a na ile wycenić trzeba życie krakowskich profesorów wywiezionych w czasie wojny? Zrobiła się cisza.

Nie podaję tu nazwiska Pana Rektora, ponieważ nie zostałem do tego upoważniony, ale wiem co piszę. Jest w Polsce pod dostatkiem zwolenników prędkiego oddania Berlinki do Berlina. Gdyby popatrzeć na listę nazwisk, to często są identyczne z listami stypendystów rozmaitych niemieckich fundacji, wcześniej i dziś. Wrzeszczą teraz jako samozwańczy eksperci.

Chroń nas przed nimi Panie Boże. Z niemieckimi pretensjami prędzej sobie poradzimy bez nich, ale łatwo nie będzie. Za Odrą wciąż nie chcą słyszeć o tysiącach zrabowanych w Polsce dzieł, bo…. Bo najczęściej znajdują się w prywatnych dłoniach i nikt nigdy nie starał się, by je jakoś zinwentaryzować.

A w Krakowie wszystko leży pięknie. Policzone, zważone, zadbane. Tylko wywieźć.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych