Milicja w Kijowie: my też służymy narodowi. Jak będzie rozkaz ataku, zaatakujemy

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP / EPA
fot. PAP / EPA

Milicjanci stojący w Kijowie naprzeciw demonstrantów są z reguły ze wschodu Ukrainy. Przyznają, że nie rozumieją ludzi na Majdanie. Uważają, że też służą ukraińskiemu narodowi i odpowiadają za porządek w stolicy. Dodają, że jeśli padnie rozkaz, to zaatakują.

Funkcjonariusze z wojsk wewnętrznych MSW nie są tak znienawidzeni jak specjalna jednostka milicji Berkut, ale to ich jest w Kijowie więcej. Stoją w kordonie na pierwszej linii na ul. Horoszewskiego, która prowadzi do dzielnicy rządowej, a także pod budynkiem administracji ukraińskiego prezydenta.

Szeregowi funkcjonariusze są młodzi, najczęściej w wieku dwudziestu kilku lat. Większość z nich przyjechała do Kijowa ze wschodniej Ukrainy. Milicjanci unikają kontaktów z dziennikarzami, kilku z nich zgodziło się jednak na nieoficjalną rozmowę, ale bez podawania imion.

Pierwszy z milicjantów, z którymi rozmawiała PAP, początkowo nie chciał nawet powiedzieć, skąd przyjechał. W końcu przyznał, że z Charkowa. Podkreśla, że siły milicji spełniają ważną rolę w Kijowie - są po to, by bronić w tym mieście porządku.

My też służymy narodowi. Jak będzie rozkaz do ataku, to będę atakował

- podkreślił.

Drugi z rozmówców PAP jest również z Charkowa. Liczy, że po rozgonieniu Majdanu milicjanci będą mogli wrócić do domów.

Musimy być w Kijowie tak długo, jak jest Majdan

- wyjaśnia. Pytany, jak długo może to jeszcze potrwać, odpowiedział: "może kilka dni".

Kolejny funkcjonariusz pochodzi z Chmielnickiego. Przyznaje, że nie rozumie ludzi, którzy stoją na Majdanie i opowiadają się za integracją Ukrainy z Unią Europejską, co było pierwotnym powodem protestów.

Nie potrzebna nam ani Unia ani Rosji. Ukraina powinna być samodzielna i niepodległa

- przekonuje.

W poniedziałek w godzinach popołudniowych do kordonu milicji, blokującej dostęp do budynków rządu na ul. Horoszewskiego, podeszła grupa kilkudziesięciu dziennikarzy. Zwrócili się oni do funkcjonariuszy z apelem, by nie strzelali do przedstawicieli mediów.

Funkcjonariusze nie reagowali na prośbę wezwania dowódcy. W końcu jeden ze starszych stopniem powiedział, że media z pytaniami powinny się zwracać do biura prasowego milicji.

To nie biuro prasowe do nas strzela

- odpowiedział jeden z dziennikarzy.

Ukraińscy dziennikarze opublikowali przed tygodniem nagrania wideo, z których wynikało, że funkcjonariusze oddziałów specjalnych milicji Berkut strzelali gumowymi pociskami do dziennikarzy, gdy ci relacjonowali zamieszki antyrządowe w Kijowie. Ucierpiało wówczas 12 przedstawicieli mediów.

 

PAP/mall

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych