Od klientelizmu i korupcji w dzisiejszym świecie - nawet w najfajniejszych demokracjach – ucieczki chyba nie ma (przynajmniej na razie). Rzecz jednak w proporcjach. Ukazuje je anegdota, którą jakieś 10 lat temu usłyszałem w środowisku badaczy korupcji.
Szybkie porównanie, szybki wgląd
Jak problem korupcji wygląda w Niemczech, w Polsce i w Rosji? Za Odrą, przetarg, np. na budowę wiaduktu ze środków publicznych, wygrywa firma, która ma najlepsze dojścia i najsprytniej przekazała łapówkę. Po czym zwykle wiadukt powstaje w terminie i spełnia wymogi techniczne. W Polsce wygrywa firma o najlepszych dojściach, która łapówki umiejętnie przekazała, ale konstrukcja powstaje z dużym opóźnieniem, a krótko po oddaniu wiaduktu do użytku potrzebny jest remont. W Rosji wszystko wygląda podobnie, z jedną różnicą: wiadukt nigdy nie powstaje.
Niektóre zjawiska korupcyjne są powszechne, występują w bardzo wielu krajach i ustrojach. Zawsze jednak funkcjonują w konkretnym, lokalnym kontekście – można powiedzie: w różnych reżimach techniczno - kulturowych. W Niemczech, nawet jeśli dałeś łapówkę, by wygrać przetarg, to musisz wywiązać się z zadania, bo działają również takie instytucje i procedury, których korupcja nie deformuje. Chcesz utrzyma się na rynku - twoja firma musi spełnia swe zobowiązania i dbać o reputację.
W Polsce kontrakt zostaje zrealizowany, ale stopień przyzwolenia na niedotrzymywanie zobowiązań jest znacznie większy. Najwyraźniej, mamy bardziej „rozmiękczoną” tkankę instytucji kontrolnych. W naszej kulturze bylejakość i gotowość do przymykania oczu na nieprzestrzeganie procedur jest bardziej zakorzeniona, jednak pewne mechanizmy nadzoru, chociaż często z opóźnieniem, działają. Amber Gold przez pewien czas grasował, ale po jakimś czasie został zdemaskowany (choć raczej nie do końca). Nie wszystko daje się „skręci” i utrzymać w tajemnicy w nieskończoność.
Inaczej jest na wschód od Polski. W Rosji, siła nieformalnych, pasożytniczych, zakotwiczonych kryminalnie i agenturalnie więzi jest znacznie większa niż naszym kraju– tam opłacona ze środków publicznych inwestycja wcale nie musi by zrealizowana. Tam pasożytnicze, AntyRozwojowe Grupy Interesu są w stanie podporządkować sobie całe otoczenie instytucjonalne.
Cywilizacyjne dystanse
Przytoczona na początku anegdota choć nieźle pokazuje cywilizacyjne różnice, to jednak w potocznym odbiorze, wariant rosyjski traktowany bywa z przymrużeniem oka. Jest tak skrajny, że aż mało wiarygodny… nawet w Rosji, a co dopiero w Polsce. Tymczasem…
Rozmawiałem niedawno z dziennikarzem, który Info-Aferze przygląda się z bliska. Zwrócił uwagę, że tu nie tylko mieliśmy do czynienia z bezczelną, hulającą na całego korupcją. Wskazał na „nową jakość”: oto przy projektach informatycznych, od których zależy jakość funkcjonowania ważnych ogniw naszego państwa, patologie osiągnęły taką skalę, że kluczowe rozwiązania nie zostały wprowadzone w życie do dziś.
Czy zatem Info-Afera nie pokazuje, dość dobitnie, w którą stronę zmierza TuskoKraj? Oto mamy standardy post-sowieckiego Wschodu: pieniądze przepompowane, projekty niezrealizowane. Wiaduktu - nad bagnami ku nowoczesności - nadal nie ma.
Oczywiście, warto by przeprowadzić systematyczną analizę różnych wskaźników socjologicznych i ekonomicznych, by sprawdzić i doprecyzować, jak bardzo przesunęliśmy się ku Rosji. Jednak już ogląd intuicyjny, na podstawie rzeczowego zapoznania się z materiałami prasowymi, podpowiada, że w pewnych wymiarach życia społecznego w Polsce nasiliły się bardzo negatywne tendencje. Wraz z Tuskowym przyzwoleniem na patologie pogłębiła się zinstytucjonalizowana nie-odpowiedzialność. Ministrowie Donalda Tuska: Grzegorz Schetyna, Jerzy Miller, Jacek Cichocki, Michał Boni – wszyscy w jakiejś mierze byli odpowiedzialni za jakość informatycznych procedur przetargowych. Czy ktoś domaga się ich rozliczenia za informatyczne „zaniedbania”?
Paradoks?
Ale rzecz ma jeszcze inny wymiar, który wygląda paradoksalnie. Tusk, któremu zarzuca się (nie całkiem bez podstawnie), iż jego rządy wkładają nas w futerał klienta wobec Berlina, przez swe zaniechania i przyzwolenia przybliżył działanie polskiego państwa ku wzorcom bliższym Moskwie. Co ciekawe, to korupcyjne przesunięcie standardów w stronę Wschodu nastąpiło na skutek uległości wobec korupcyjnych sztuczek wielkich amerykańskich koncernów informatycznych.
Oto owoc rządów polityki premiera Tuska: zamiast przyłożyć się do przeciągnięcia Ukrainy ku Zachodowi, Polskę zdryfował ku standardom Wschodu. Dzisiaj, by może, tylko państwo zdolne do podmiotowej gry międzynarodowej jest w stanie faktycznie wciela w życie wzorce państwa prawa wyłonione w cywilizacji Zachodu.
-----------------------------------------------------------------------------
-----------------------------------------------------------------------------
Siódmy numer miesięcznika"W Sieci Historii" cały czas do nabycia w naszym sklepie wSklepiku.pl.
W tym wydaniu dołączona została płyta DVD z filmem"Czarny Czwartek".POLECAMY!
Archiwalne numery miesięcznika"W Sieci Historii" do nabycia TYLKO wSklepiku.pl!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/184100-dryf-na-wschod-warto-sprawdzic-i-doprecyzowac-jak-bardzo-przesunelismy-sie-ku-rosji