Ukraina: nasze zakłopotanie. Odruchy serca nie powinny wyłączać myślenia o polskim interesie narodowym

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/EPA
PAP/EPA

Wydarzenia na Ukrainie zaskakują. Nie tylko, co jest modnie (i wygodnie) powtarzać, elity polityczne, a już szczególnie te europejskie. Zaskakują też – trzeba to sobie szczerze powiedzieć - nas, zwykłych Polaków.

No bo przecież u nas nikt by nie wytrzymał dwóch miesięcy takiego, ulicznego, bądź co bądź, protestu, od kilku tygodni w warunkach zimowych. Nie chodzi o to, że obsada Majdanu nie zmienia się przez sześćdziesiąt kilka dni, wiadomo, że ludzie stoją tam, i walczą, rotacyjnie. Chodzi o to, że mimo kluczenia władz, obiecywania i straszenia na zmianę, a niekiedy mimo ostrego pałowania, strzelania i skrytobójstw, ludzie na Majdanie ciągle są. Więcej: ich determinacja raczej rośnie w miarę upływu czasu. To by się w Polsce raczej nie wydarzyło.

Zaskakuje nas też ewolucja sytuacji politycznej. Za każdym razem, kiedy władza rusza tam do ataku, wydaje się, że protestujący cofną się, a potem się okazuje, że się nie cofnęli, przeciwnie przechodzą do kontrofensywy. Dzisiaj, kiedy w wielu ukraińskich miastach, także we wschodniej Ukrainie, co znamienne, protestujący blokują, a potem przejmują urzędy państwowe, wygląda na to, że szala zaczyna przechylać się na stronę protestujących.

Napisałem „na stronę protestujących”, a nie „na stronę opozycji”, bo ta ostatnia ma wyraźny problem z panowaniem nad nastrojami ulicy. To rodzi kolejny dla nas kłopot: radykalizacja polityczna niekiedy przebiera formę powrotu do haseł i symboli nacjonalistycznych. To nas musi niepokoić, bo historia lat 40., była, jaka była. Możemy zrozumieć matnię polityczną, w jakiej byli wtedy Ukraińcy, nie możemy zapomnieć kilkudziesięciu tysięcy zamordowanych Polaków na Wołyniu.

Przychylność dla europejskich, czy choćby demokratycznych rewindykacji Ukraińców jest u nas dość duża. I dobrze: chcielibyśmy, żeby nasi sąsiedzi żyli w państwie bardziej cywilizowanym. Ale odruchy serca nie powinny wyłączać myślenia o polskim interesie narodowym.

Polska łamigłówka geopolityczna z Ukrainą jest taka: chcemy niepodległego państwa ukraińskiego, bo to jest bufor oddzielający nas od Rosji. Bufor taki ma dla nas witalne znaczenie, bo Rosja wraca, czy chce wracać, do swoich imperialnych zachowań, a dla nas to oznacza perspektywę powrotu do statusu guberni. Tego bardzo nie chcemy. Ale niepodległe państwo ukraińskie, może z łatwością stać się państwem o silnych tendencjach nacjonalistycznych. Tu nas boli.

Są dwa czynniki, które mogą temu przeciwdziałać: niepodległa Ukraina w Unii Europejskiej oraz niepodległa Ukraina niezredukowana do części zachodniej i środkowej, lecz wraz z jej wschodnimi regionami, gdzie historyczna wrogość do Polski nie występuje. Słabość tego drugiego argumentu: w Doniecku nie lubią pamięci UPA, ale za to lubią pamięć Lenina. Dlatego tak ważna jest ta swoista dekomunizacja świadomości historycznej wschodniej Ukrainy, którą właśnie też dochodzi do głosu.

 

 

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych