Miękkie państwo. Instytucje państwa działają wtedy, gdy jest to korzystne dla potężnych, a nie działają, gdy potrzebują tego słabi

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
rys. Andrzej Krauze
rys. Andrzej Krauze

Nasz kraj jest dokładnie na tyle słaby, aby dać się wykorzystywać, i jednocześnie na tyle silny, aby można tu było utrzymać w miarę dobrą infrastrukturę i owo wykorzystywanie usprawnić.

Co miał na myśli były minister sportu Mirosław Drzewiecki, nazywając w słynnym wywiadzie Polskę dzikim krajem? Zapewne wiedział, co mówi. Zasiadał wszak w ławach poselskich od kilkunastu lat, a co bardziej istotne – był odnoszącym sukcesy biznesmenem, a także skarbnikiem PO w latach 2003–2009. Jako jeden z najbliższych współpracowników premiera Tuska Drzewiecki z pewnością należał do kręgu „tych, którzy wiedzą”. Za tym, że jego wyznanie może być szczere, przemawiają widoczne na nagraniu rozgoryczenie oraz symptomy „choroby filipińskiej”.

Czym jest miękkie państwo?

Być może w wywodzie Drzewieckiego faktycznie coś jest na rzeczy. Polska naturalnie nie przypomina obszarów naprawdę zapóźnionych cywilizacyjnie. W kranach jest czysta woda, na ulicach panuje względny porządek, nie rozsypują się domy i nie walą się mosty; a mimo to interesy „Mirów i Zbychów” też wciąż mają się dobrze. Wydaje się więc, że nasze państwo znacznie lepiej opisuje słowo „miękkie” niż „dzikie”.

Miękkie państwo to zaś takie, którego instytucje działają wtedy, gdy jest to korzystne dla potężnych, a nie działają, gdy potrzebują tego słabi. Kiedy w przestępstwo zamieszani są politycy, często giną akta, a nawet świadkowie. Zaś gdy inwalida skutecznie obroni się przed rabusiem, wówczas jest targany po komisariatach.

Miękkie państwo i jego agendy jest stanowcze i brutalne jedynie wobec słabych. Przed silnymi graczami jest usłużne i uległe. Nie ma silnej armii, nie ma ambicji kreowania faktów politycznych w innych państwach regionu. Miękkie państwo nie ma strategicznego interesu, dla niego istnieje tylko „bieżączka”.

Obywatele, przedsiębiorcy i naukowcy w miękkim państwie, jeśli osiągają sukces, to częściej pomimo niego, a nie dzięki jego pomocy. Na domiar złego miękkie państwo wcale nie jest małe i tanie. Lawinowo gromadzi dług i obrasta biurokracją.

Jeśli Polska jest istotnie państwem miękkim czy też, jak chce Drzewiecki, „dzikim,” to warto zastanowić się, komu może na takim stanie rzeczy zależeć. Jacy wpływowi gracze zdolni do wywarcia presji na rządzących mają interes w podtrzymywaniu naszego miękkiego status quo?

Słabość państwa nie oznacza bowiem jego całkowitej bezsilności czy anarchii. Podmiotom mającym w naszym kraju poważne interesy zależy na tym, żeby Polska była akurat na tyle słaba, by można było osiągać w niej nienależne korzyści, i jednocześnie na tyle silna, aby można tu było utrzymać infrastrukturę pozwalającą na bezpieczne i sprawne działanie.

Nasi dwaj najpotężniejsi sąsiedzi mają np. interes w tym, aby Polska nie mogła przeciwstawić się budowie gazociągu Nord Stream. Jednocześnie jednak obu krajom zależy na tym, by sytuacja społeczna, polityczna i gospodarcza w Polsce pozostały w miarę stabilne.

Niemcy nie chcą np., aby w Polsce zbytnio rozwinął się przemysł, jednocześnie jednak leży im na sercu przejezdność naszych dróg. Rosja z kolei ma interes w tym, aby polskie instytucje sektora bezpieczeństwa nie były zbyt silne. Jednocześnie jednak zależy jej na tym, aby pracownicy jej ambasady nie musieli bać się spłonięcia w nagłym pożarze.

Podobnie oligarchia biznesowa i zagraniczne korporacje mają interes w tym, aby organa ścigania i instytucje wymiaru sprawiedliwości nie były zbyt skuteczne w wykrywaniu i karaniu nadużyć gospodarczych. Jednakże prowadzenie interesów na jakimś terenie wymaga choćby tymczasowej osobistej tam obecności. Zagraniczni przedsiębiorcy nie chcieliby zaś zostać porwani czy napadnięci na ulicy przez pospolitych rabusiów.

Polska słabość wtedy i dziś

W odniesieniu do Polski określenie „miękki kraj” wprowadził opublikowany w 2000 r. na łamach „Polityki” artykuł Mirosławy Marody i Jerzego Hausnera. Tekst zawierał wnioski z raportu „Jakość rządzenia. Polska bliżej Unii Europejskiej”. Zdaniem Hausnera i Marody Polska posiadała ówcześnie cechy tzw. miękkiego państwa, czyli cechowała się:

Niskim poziomem dyscypliny społecznej, znacznymi niedostatkami w ustawodawstwie, nieskutecznością w egzekwowaniu prawa, rozpowszechnieniem korupcji, wykorzystywaniem władzy politycznej oraz gospodarczej do realizacji partykularnych interesów jednostek i małych grup, niską efektywnością wykorzystania funduszy publicznych, samowolą i niezdyscyplinowaniem urzędników oraz niską skutecznością we wprowadzaniu reform.

Autorzy raportu dodają także, iż na najogólniejszym poziomie w Polsce administruje się, a nie rządzi, zaś nieodpowiedzialność ma charakter trwały – zinstytucjonalizowany. Dziś po ponad trzynastu latach uderza fakt, że mimo akcesu do struktur europejskich, sanacyjnych rządów PiS 2005–2007 i kontrreformacji gabinetu PO po 2007 r. żadna z tez z „Miękkiego kraju” nie straciła na aktualności.

 

Sam termin „soft state” (można tłumaczyć zarówno jako państwo „słabe”, jak i „miękkie”) został wprowadzony w latach 60. przez Gunnara Myrdala, słynnego szwedzkiego ekonomistę i socjologa, laureata Nagrody Nobla.

 

W latach 50. jako sekretarz jednej z oenzetowskich komisji Myrdal odbył podróż badawczą po państwach Azji Południowo-Wschodniej. Jej efektem było trzytomowe studium zatytułowane „Dramat Azji, badania nad przyczynami ubóstwa narodów” (Asian Drama, an Inquiry into the Poverty of Nations). Sparodiowanie tytułu klasycznego dzieła Adama Smitha wyraźnie zdradzało reformatorskie ambicje socjaldemokraty Myrdala.

 

Szwedzki badacz określił kraje Azji Południowo-Wschodniej jako „miękkie” w opozycji do nowoczesnych państw Europy Zachodniej. „Miękkie państwo” według niego to takie, w którym obywatele nie mają względem jego instytucji wysokich oczekiwań. Polityka nie jest w nim prowadzona na poważnie.

 

Jedyna presja, z jaką spotykają się rządzący, to ta wywierana przez nastawione partykularystycznie silne grupy interesu, najczęściej powiązane z oligarchią, przestępcami czy zagranicznym kapitałem (oczywiście kategorie te nie są rozłączne). W „miękkim państwie” obecne jest prawo i działają instytucje, lecz kluczowe dziedziny życia regulowane są w nim przez mechanizmy nieformalne.

 

Myrdal twierdził przy tym, że przyczyną „miękkości” badanych przez niego krajów było zniszczenie przez władze kolonialne tradycyjnych ponadlokalnych ośrodków władzy i dyscypliny społecznej. Kluczowe znaczenie miał też dla niego fakt, że miękkość czy słabość państwa jest cechą samopodtrzymującą się. Próby reformy „miękkiego państwa” przy pomocy jego instytucji są z góry skazane na porażkę. „Miękkie państwo” pozbawione jest zdolności do twórczej autorefleksji i samonaprawy.

 

Czy to nam czegoś nie przypomina? W „Tygodniku Powszechnym” z 1 sierpnia 2010 r. można było przeczytać, że:

 

„Każda formacja polityczna próbująca przełamać słabości państwa – przez reformy, próby zmian w prawie bądź w gospodarce – ponosiła klęskę i w końcu znikała ze sceny. Rządzić w Polsce oznacza piekielny wybór: albo wyrzec się ambicji trwania przy władzy i podjąć aktywne działania, z oczywistym finałem w postaci spektakularnej przegranej, albo trwać, niczego nie ruszając, bo poruszenie dowolnej cegiełki systemu obarczone jest ryzykiem zawalenia się całości […]. Polityków w Polsce skazano więc na dylemat, który nie ma dobrego rozwiązania. PO jest pierwszą formacją, która zrozumiała naturę systemu polskiej polityczności […]. PO znalazła złoty klucz do utrzymywania władzy, nie dlatego że jest bez ambicji, ale dlatego że pierwsza potrafiła obrócić reguły (nie przez nią stworzone) na swoją korzyść”.

Autorem tej, zdaje się, trafnej diagnozy jest nie kto inny, jak tylko obecny minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz. Jak widać, on już swojego wyboru dokonał.

Mirosław Drzewiecki zaś słusznie zwrócił uwagę, że mimo pewnych oczywistych i widocznych symboli nowoczesności (autostrady, stadiony) nasz kraj pod jakimś istotnym względem pozostaje „dziki”. Dekada partycypacji w strukturach UE doprowadziła do jeszcze większego uzależnienia Polski od zewnętrznych stabilizatorów status quo. Jednocześnie dopływ unijnych funduszy i regulacji w żaden sposób nie sprzyja przełamaniu trwałej niezdolności naszego państwa do autonaprawy.

Autorzy raportu dodają także, iż na najogólniejszym poziomie w Polsce administruje się, a nie rządzi, zaś nieodpowiedzialność ma charakter trwały – zinstytucjonalizowany. Dziś po ponad trzynastu latach uderza fakt, że mimo akcesu do struktur europejskich, sanacyjnych rządów PiS 2005–2007 i kontrreformacji gabinetu PO po 2007 r. żadna z tez z „Miękkiego kraju” nie straciła na aktualności.

Sam termin „soft state” (można tłumaczyć zarówno jako państwo „słabe”, jak i „miękkie”) został wprowadzony w latach 60. przez Gunnara Myrdala, słynnego szwedzkiego ekonomistę i socjologa, laureata Nagrody Nobla.

W latach 50. jako sekretarz jednej z oenzetowskich komisji Myrdal odbył podróż badawczą po państwach Azji Południowo-Wschodniej. Jej efektem było trzytomowe studium zatytułowane „Dramat Azji, badania nad przyczynami ubóstwa narodów” (Asian Drama, an Inquiry into the Poverty of Nations). Sparodiowanie tytułu klasycznego dzieła Adama Smitha wyraźnie zdradzało reformatorskie ambicje socjaldemokraty Myrdala.

Szwedzki badacz określił kraje Azji Południowo-Wschodniej jako „miękkie” w opozycji do nowoczesnych państw Europy Zachodniej. „Miękkie państwo” według niego to takie, w którym obywatele nie mają względem jego instytucji wysokich oczekiwań. Polityka nie jest w nim prowadzona na poważnie.

Jedyna presja, z jaką spotykają się rządzący, to ta wywierana przez nastawione partykularystycznie silne grupy interesu, najczęściej powiązane z oligarchią, przestępcami czy zagranicznym kapitałem (oczywiście kategorie te nie są rozłączne). W „miękkim państwie” obecne jest prawo i działają instytucje, lecz kluczowe dziedziny życia regulowane są w nim przez mechanizmy nieformalne.

Myrdal twierdził przy tym, że przyczyną „miękkości” badanych przez niego krajów było zniszczenie przez władze kolonialne tradycyjnych ponadlokalnych ośrodków władzy i dyscypliny społecznej. Kluczowe znaczenie miał też dla niego fakt, że miękkość czy słabość państwa jest cechą samopodtrzymującą się. Próby reformy „miękkiego państwa” przy pomocy jego instytucji są z góry skazane na porażkę. „Miękkie państwo” pozbawione jest zdolności do twórczej autorefleksji i samonaprawy.

Czy to nam czegoś nie przypomina? W „Tygodniku Powszechnym” z 1 sierpnia 2010 r. można było przeczytać, że:

Każda formacja polityczna próbująca przełamać słabości państwa – przez reformy, próby zmian w prawie bądź w gospodarce – ponosiła klęskę i w końcu znikała ze sceny. Rządzić w Polsce oznacza piekielny wybór: albo wyrzec się ambicji trwania przy władzy i podjąć aktywne działania, z oczywistym finałem w postaci spektakularnej przegranej, albo trwać, niczego nie ruszając, bo poruszenie dowolnej cegiełki systemu obarczone jest ryzykiem zawalenia się całości […]. Polityków w Polsce skazano więc na dylemat, który nie ma dobrego rozwiązania. PO jest pierwszą formacją, która zrozumiała naturę systemu polskiej polityczności […]. PO znalazła złoty klucz do utrzymywania władzy, nie dlatego że jest bez ambicji, ale dlatego że pierwsza potrafiła obrócić reguły (nie przez nią stworzone) na swoją korzyść.

Autorem tej, zdaje się, trafnej diagnozy jest nie kto inny, jak tylko obecny minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz. Jak widać, on już swojego wyboru dokonał.

Mirosław Drzewiecki zaś słusznie zwrócił uwagę, że mimo pewnych oczywistych i widocznych symboli nowoczesności (autostrady, stadiony) nasz kraj pod jakimś istotnym względem pozostaje „dziki”. Dekada partycypacji w strukturach UE doprowadziła do jeszcze większego uzależnienia Polski od zewnętrznych stabilizatorów status quo. Jednocześnie dopływ unijnych funduszy i regulacji w żaden sposób nie sprzyja przełamaniu trwałej niezdolności naszego państwa do autonaprawy.

Maciej Gurtowski

Polecamy stronę internetową "Nowej Konfederacji".

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych