
Zbigniew Bujak radził dziś w radio TOK FM, by ukraińska opozycja dostrzegała realną siłę Rosji. Jak przekonywał, bez realnego spojrzenia na wschodnie mocarstwo i jego zawrotne możliwości, zwycięstwo nie jest możliwe. Wskazywał przy tym, że ukraiński Majdan stoi w obliczu starcia z silnym, wciąż relatywnie młodym i energicznym przywódcą (Putinem) - w przeciwieństwie do "Solidarności", która miała za przeciwnika starego Breżniewa i jego równie starych następców.
To zresztą stały ton polskich relacji z Kijowa. Korespondenci nawet najbardziej grzecznych mediów nie mają problemów z dostrzeżeniem rosyjskich wpływów i nacisków. Opisują - w kontekście ukraińskim - realną Rosję, a więc zaborczą, agresywną, bezwzględną. Problem w tym, że ten ton, ten realizm, kończą się na Bugu. Za Bugiem, po naszej stronie granicy, Rosja agresorem nie bywa nigdy. Tu, rzekomo, Rosja nic nie chce. Chce co najwyżej wyleczyć nas z rusofobii.
Tam, w Kijowie, nasi żurnaliści nie mają problemu ze zrozumieniem, że walka o wpływy przybiera bardzo różne formy. Widzą rękę Moskwy w działaniach Kijowa, widzą ofensywę na wielu polach, widzą brutalność skrywającą się za subtelnymi komunikatami. W Polsce - odwrotnie. Tu żaden gest w Warszawie nie wynika z powiązań z Moskwą. Nawet zaproszenie Jaruzelskiego do Belwederu nic im nie mówi - a przecież to był komunikat w kierunku Kremla. Komunikat prosty: waszych wpływów nie ruszymy.
Ręka Moskwy może więc rozgonić Majdan, może nawet zabijać opozycjonistów, ale tylko w Kijowie. Ręka Moskwy w Smoleńsku jest po prostu nie do wyobrażenia.
W Kijowie rozgrywa się rzecz dla nas fundamentalna. Jeżeli Janukowycz wygra i wprowadzi autorytaryzm na wzór rosyjsko-białoruski, będzie musiał pójść do Moskwy. Imperium będzie u bram. Broniąc Majdanu i jego naiwnej wiary w Unię Europejską, bronimy więc szansy ma ukraińską niepodległość.
Ale z Warszawy płyną komunikaty względnie spokojne. Władze są w stanie zdobyć się na działania ledwie rutynowe, takie jak telefony do Brukseli. Nie widać czerwonego alarmu, nie słychać tonu, który mógłby pobudzić resztę Europy. Europa - której flagami machają tak wytrwale Ukraińcy - jest prawdopodobnie na feriach, i nie pozwoli sobie zepsuć wypoczynku oporem Ukraińców. Ukraińcy tego nie wiedzą, ale my już wiemy - Europa realnie broni tylko silnych. Znaczy, nie broni tak naprawdę nikogo, bo silni bronią się sami.
Po Smoleńsku region nie ma lidera, nie ma odwagi. Ukraińcy są sami, podobnie jak sami zostaliśmy my. Proukraińskie uniesienie głównych polskich mediów tej prawdy nie zakrzyczy. Te media los Ukrainy przypieczętowały dawno temu. Najpierw przed 10 kwietnia, wspierając kurs rządu, który pozwolił na Smoleńsk, a następnie po Smoleńsku, udeptując pracowicie wszystkie tragiczne konsekwencje tragedii, spośród których na plan pierwszy wysuwa się wasalizacja Warszawy wobec Moskwy (i pośrednio Berlina). I także lekcja dla wszystkich w regionie: stawiasz się Moskwie, giniesz w błocie.
Dziś można się tylko moralnie unieść. Im większy upadek w Polsce, im więcej hańby w odniesieniu do naszej, polskiej sprawy, im więcej kłamstwa na ustach na co dzień, tym więcej uniesienia w sprawie ukraińskiej. Ruch zdaje się być wszystkim. Ale bez złudzeń: to już tylko wesołe miasteczko.
------------------------------------------------------------------------
------------------------------------------------------------------------
Polecamy wSklepiku.pl książkę:"Polacy" z filmem DVD
autorka:Maria Dłużewska
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/183785-polskie-media-w-uniesieniu-zapominaja-ze-smutny-los-ukrainy-jest-ich-zasluga-skoro-lider-regionu-zginal-w-smolensku-putin-moze-prawie-wszystko
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.