Moje typy do komisji śledczej ws. WSI. Grożenie śmiercią własnemu ojcu, wyrok za pobicie kijem bejsbolowym, wymuszenie, to tylko kilka z ich dokonań

PAP/epa
PAP/epa

Kilkanaście dni temu politycy partii, której posłowie pielgrzymowali do ambasady rosyjskiej z przebłagalnym listem, wyskoczyli z pomysłem powołania komisji śledczej ds. rozwiązania WSI. Zamysł jest oczywisty: zemsta na Antonim Macierewiczu i Prawie i Sprawiedliwości za rozwiązanie tych służb.

Można się domyślać w jakiej stolicy i w jakich gremiach powstał ten pomysł. Wszak setki oficerów „długiego ramienia Moskwy”, ochoczo jeździło na szkolenia i kursy organizowane przez KGB i GRU.

Powstanie komisji śledczej zależy od decyzji PO, a w zasadzie Donalda Tuska. Wypowiedzi polityków PO sugerują, że partia ta poprze wniosek o powołanie komisji. Donald Tusk stwierdził dzisiaj, że decyzji jeszcze nie podjął i będzie się nad tym pomysłem zastanawiał.

Zgoda na powołanie komisji, byłaby osobistą zemstą Donalda Tuska na Antonim Macierewiczu za pokazywanie błędów obecnej władzy przed i po katastrofie smoleńskiej. Skoro powstanie komisji jest bardzo prawdopodobne, to pozwalam sobie zgłosić trójkę kandydatów, których przymioty moralne i doświadczenie z wymiarem sprawiedliwości predestynują do roli głównych śledczych moskiewskiej, o przepraszam sejmowej komisji śledczej ds. WSI. Grożenie śmiercią własnemu ojcu, wyrok więzienia za pobicie kijem bejsbolowym, grożenie bronią , wymuszenie, to tylko kilka z ich dokonań.

Oto te kandydatury z uzasadnieniem (obszerne fragmenty artykułów prasowych): Artur Dębski, Armand Ryfiński, Wojciech Penkalski. To między innymi z tymi panami Donald Tusk będzie tworzył komisję śledczą. Warto, żeby premier miał tego pełną świadomość. Z jednej strony Antoni Macierewicz, legenda opozycji antykomunistycznej, współtwórca Komitetu Obrony Robotników, z drugiej poniżsi panowie. Wybór do kogo mu bliżej należy do Donalda Tuska.


Artur Dębski:

(Newsweek, 22-03-2013, Artur Dębski: Człowiek ze szczęki.)

Dwa lata temu do hurtowni Portfex w podwarszawskich Jankach wpadli policjanci z wydziału przestępczości gospodarczej. Rekwirowali wszystko, co miało kratki Burberry i kwiatki Louisa Vuittona. Się tego uzbierało: 4670 kosmetyczek, 1287 kabur na telefony i 506 toreb na kółkach. Według policji zarekwirowany towar był wart 17 mln złotych, według posła znacznie mniej. O wyroku Dębski dowiedział się z listu wyjętego ze skrzynki pocztowej – szesnaście miesięcy prac społecznych i 390 tys. zł zwrotu kosztów postępowania.

Był już wiceprzewodniczącym Ruchu, więc sprawa stała się polityczna. W partii zawrzało. Wynajęci przez nią prawnicy uznali, że trzeba się odwoływać. W kwietniu 2012 r. biegły stwierdził, że kwiatki na produktach oferowanych przez Portfex nie przypominają wyrobów Louisa Vuittona, za to kratki są niepokojąco podobne do wzoru Burberry. Na tej podstawie prokurator oskarżył posła Dębskiego o naruszanie prawa własności, za co grozi pięć lat więzienia. Nie chronił go immunitet, bo sprawa zaczęła się, zanim wszedł do Sejmu. Akt oskarżenia trafił do sądu w Pruszkowie i tam ostatnio poseł się tłumaczył, że nie miał pojęcia, że kratka na torbie za 4,90 zł może być zastrzeżona.


Armand Ryfiński:

(Uważam Rze, 15-09-2013, Poseł, groźby i swastyki)

Armand Ryfiński, poseł Ruchu Palikota, groził śmiercią własnemu ojcu – wynika z akt sądowych, do których dotarliśmy.

Skurw..., zasłużyłeś na wyrok śmierci i ja go wykonam!"

– groził swojemu ojcu Armand Ryfiński, poseł Ruchu Palikota.

Jeden z najbardziej antyklerykalnych polityków szokuje po raz kolejny – 13 lat temu do Prokuratury Warszawa-Mokotów zgłosił się Zygmunt Ryfiński, ojciec obecnego posła, ze skargą na własnego syna w obawie o swoje życie. Po kilku latach procesu sąd dał wiarę zeznaniom pokrzywdzonego. „Uważam Rze" dotarło do akt tej sprawy. (Ryfiński zażądał 60 tys. zł w zamian za darowanie ojcu życia i wyprowadzenie się z domu rodzinnego).

W końcu października zajął całkowicie 3 pokoje, przywiózł łóżko i kilka małych szafek. Oświadczył, że będzie tu mieszkał ze swoją narzeczoną. 31 października polecił mi, abym zameldował ją na stałe. Kiedy kategorycznie odmówiłem, gdyż lokal należy do MSW, wtedy około 20 minut krzyczał, obrzucając mnie wyzwiskami, i oświadczył, cytuję: »Skurw..., zasłużyłeś na wyrok śmierci i ja go wykonam!«. Powtórzył to około 10 razy, ja stałem jak wryty, bałem się ruszyć, żeby go nie sprowokować"

– zeznał ojciec parlamentarzysty.

Na groźbach się nie skończyło. 3 listopada po kilku nieprzespanych nocach Zbigniew Ryfiński zasnął w fotelu. W pewnym momencie usłyszał słowa syna:

Co, k..., śpisz czy udajesz?", na co zerwał się i ruszył do wyjścia.

Wówczas Armand paznokciami i sprzączką od zegarka pokaleczył ojcu ręce do krwi, krzycząc:

K..., nie wyjdziesz stąd żywy.

Ze zwichniętym palcem Zbigniew Ryfiński pobiegł na policję. By osiągnąć zamierzony cel, Armand Ryfiński nie przebierał w środkach. Zaledwie kilka dni później zastał w mieszkaniu ojca z Angeliką. Wciąż wściekły rzucił w stronę ojca:

Zapamiętaj, skurw..., że twoje dni są policzone. Tu wykonam wyrok śmierci na tobie, to znaczy, że cię za kilka dni zapier...".

Następnie zwrócił się do siostry:

A tobie, k..., też nie podaruję.

Wtedy również zaproponował swojego rodzaju ugodę: jeśli otrzyma od Angeliki 60 tys. zł, daruje ojcu życie, zabierze resztę swoich rzeczy z mieszkania i się wymelduje. Angelika zgodziła się na wypłacenie 40 tys. zł tylko za to, by odwołał wyrok śmierci i dał im spokój. Armand dalej szantażował rodzinę i próbował wyłudzić 50 tys. zł bez pokwitowania.

Dnia 14 listopada wieczorem przyszedł Armand i roześmiany cynicznie pytał o moje zdrowie. Na moją odpowiedź, że czuję się bardzo dobrze, odparł: Nie przejmuj się, i tak zostało ci parę dni życia. Na moje pytanie, co to oznacza, odpowiedział, że po prostu kipnę, po czym wytłumaczył: Będziesz tu, k..., leżał zatłuczony. Chcesz się ze mną założyć?

Sąd uznał winę Armanda Ryfińskiego, jednak z uwagi na znikomą szkodliwość społeczną czynu i brak wcześniejszych konfliktów z prawem umorzył postępowanie na okres próby. Poseł Ruchu Palikota odmówił skomentowania sprawy.

(www.natemat.pl,  Poseł Armand Ryfiński interweniował, by wykupić taniej mieszkanie dla swojej matki.)

Parlamentarzysta Ruchu Palikota Armand Ryfiński posługując się legitymacją poselską interweniował w Urzędzie Dzielnicy Mokotów, by wykupić taniej mieszkanie dla swojej matki warte prawie 200 tys. złotych – ujawnił dziennikarz programu "Czarno na białym" TVN 24. Ryfiński ukarany został… rozmową, choć Wandę Nowicką podwójne standardy kosztowały miejsce w klubie.


Wojciech Penkalski:

(Wprost, 2011- 09-24, Palikot wystawił kandydata po resocjalizacji)

Jeden z liderów Ruchu Palikota i kandydat do Sejmu Wojciech Penkalski ma na swoim koncie dwuletnią odsiadkę w więzieniu – wynika z informacji „Wprost”. Był skazany, m.in. za pobicie kijem bejsbolowym, grożenie bronią i wymuszenie. Jego wyrok jest już zatarty, on sam zapewnia, że przeszedł resocjalizację.

W Polsce trudno być przyzwoitym człowiekiem i nie zaliczyć pudła!

– broni go Palikot.

„Wprost" dotarł do jego więziennej kartoteki. Wynika z niej, że Penkalski spędził w zakładzie karnym dwa lata i trzy miesiące. Był skazywany trzykrotnie. Po raz pierwszy za to, że „wspólnie i w porozumienie pobił człowieka kijem bejsbolowym i uderzał go nogami po całym ciele”. Po raz drugi za „grożenie świadkowi w celu zmiany zeznań”. I ostatni raz za „pobicie i grożenie bronią w celu wymuszenia rozporządzenia mieniem w wysokości 3 tys. zł”. Z więzienia wyszedł w marcu 2003 roku.

(Newsweek, 5-08-2013, Wojciech Penkalski-człowiek spod granicy)

 

Z sądowych akt posła Penkalskiego:

Oskarżony skierował pistolet do dołu, a lewą ręką przeładował go. Uniósł i skierował w kierunku mojej matki.

Wojciech Penkalski, lat 40. Jeden z najbliższych współpracowników Janusza Palikota. W klubie ma dbać o porządek, jest rzecznikiem partyjnej dyscypliny. W Sejmie zasiada w komisji spraw wewnętrznych, zajmuje się nowelizacją dwóch ustaw: o policji oraz o broni palnej. W każdej z tych spraw Penkalski dysponuje unikalnym doświadczeniem. Jeszcze kilkanaście lat temu biegał po Braniewie w ortalionowym dresie i wyrównywał rachunki za pomocą kija bejsbolowego i pistoletu.

(…) To wszystko nic w porównaniu z pobiciem Krzysztofa K., za które wymierzono Penkalskiemu rok więzienia. Według sądu było tak: Penkalski domagał się od K. 15 tysięcy haraczu. Gdy ten odmówił, wsiadł do należącego do niego malucha, obezwładnił K. i okładał kijem bejsbolowym po rękach i nogach. Potem wywiózł za miasto, wywlókł z auta, zepchnął ze skarpy, wymierzył kilka ciosów kijem w tułów i „kopał K. po całym ciele. Kilka razy kopnął go w głowę”. Uspokoił się dopiero wtedy, gdy K. przestał się ruszać. Potem nachodził swą ofiarę w szpitalu, żądając, by K. krył go przed policją.

W uzasadnieniu wyroku znalazł się fragment opinii lekarskiej. Wynika z niej, że Penkalski bił wystarczająco mocno, by „zdarzenie mogło skutkować zgonem lub spowodować trwałe niedowłady czy porażenia”. Brutalność czynów Penkalskiego sprawiła, że sędziowie zamówili opinie psychiatryczne. W pierwszej, sporządzonej w 1997 roku, lekarze stwierdzili, że oskarżony nie jest ani chory psychicznie, ani upośledzony, ale „wykazuje cechy osobowości psychopatycznej”. Ich zdaniem mogło to mieć związek z doznanym w młodości urazem głowy (we wspomnianej wcześniej bójce). Sam Penkalski oceniał swój charakter jako „porywczy, gwałtowny i nadpobudliwy”.

W drugiej opinii, z 1999 roku, czytamy, że przyznał się do brania narkotyków:

Odurza się od roku. Zaczął od amfetaminy, odurza się również kokainą (...). Odurza się codziennie.

Lekarze dopisali:

Afekt stępiały, wielomówny, łatwo napina się afektywnie (...). Odhamowany popędowo.

(Polska Agencja Prasowa, 2014-01-07 14:21 , Policja: poseł nie zatrzymał się do kontroli i groził; ten zaprzecza)

Poseł przekroczył o 49 km dozwoloną prędkość, nie zatrzymał się do kontroli, a interweniującemu policjantowi groził zwolnieniem z pracy - podała policja. Wojciech Penkalski (Twój Ruch) twierdzi, że nie zauważył ograniczenia prędkości i zaprzecza, by uciekał przed policją.

Funkcjonariusze przez kilka kilometrów ścigali kierowcę. Ten zatrzymał się dopiero przed przejazdem kolejowym, na który miał za chwilę wjechać pociąg. Policjant podszedł do samochodu, by wylegitymować kierowcę. Ten podał mu legitymację poselską, mówiąc, "że ten dokument powinien załatwić sprawę". Policjant poinformował posła, że sporządzi stosowaną dokumentację i o całej sprawie powiadomi marszałka Sejmu. Jak podkreśliła Klepacka, "wówczas kierowca zaczął wypowiadać pod adresem policjanta wulgarne słowa i grozić, że zwolni go z pracy".

 

 

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.