Prof. Legutko: Miejsca na filozofię w dzisiejszym systemie nie ma, bo resort nie wie co pożytecznego wniesie ona do produkcji masy źle wykształconych, lecz niezbędnych absolwentów

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Jaskinia Platona, Wikimedia Commons
Jaskinia Platona, Wikimedia Commons

Ogólna formacja umysłowa nie jest już celem polskich uczelni. Jest nim natomiast 
po pierwsze, produkowanie możliwie licznej rzeszy kiepskich absolwentów. 
A po drugie, produkowanie pewnej liczby specjalistów 
o dużych kompetencjach 
– pisze prof.Ryszard Legutko na łamach "Rzeczpospolitej".

Analizując kondycje nauczania filozofii na polskich uczelniach w II RP i czasach PRL naukowiec stwierdza:

W czasach II Rzeczpospolitej filozofia miała się dobrze, a nawet bardzo dobrze. Kłopoty, i to poważne, zaczęła mieć po drugiej wojnie wraz z powstaniem PRL. Dość szybko zabrano się do przeganiania najwybitniejszych filozofów z uczelni lub zmuszanie ich do upokarzających koncesji na rzecz nowej ideologii i nowego ustroju.

Jednak, jak zauważa, zamysł nowej władzy nie całkiem się powiódł:

Rzeczywistość okazała się jednak nie tak łatwa do opanowania, jak sądzili sternicy nowego ustroju. Po kilku latach starzy profesorowie wrócili na uczelnie, a chociaż niektórych z nich znowu szybko odsunięto (jak na przykład Izydorę Dąmbską), to przecież ta stara kadra sprawiła, że filozofia, mimo iż była na pierwszej linii ideologicznego frontu, nigdy nie upadła w PRL-u tak nisko jak na przykład ekonomia.

Jednak wykładowcy filozofii z ulgą przyjęli zmianę ustroju.

Gdy komunizm upadał, wielu uważało – w tym piszący te słowa – że wreszcie po trudnym okresie filozofia odzyska swoją pozycję, taką, jaką miała w II RP, i że nie będzie się musiała rozwijać wbrew państwu, ale pod jego troskliwą opieką. Początki były rzeczywiście obiecujące, lecz po kilku latach stało się jasne, że III RP nie darzy filozofii sympatią. Zaczęło się od problemu praktycznego. Kto ma płacić za nauczanie filozofii na wszystkich kierunkach i wydziałach?

Tymczasem rzeczywistość okazała się brutalna.

Rola historii filozofii, w kształceniu i w podejściu do problematyki filozoficznej, wyraźnie osłabła. Nauczanie filozofii zmieniło się w nauczanie pewnych konkretnych, dość ściśle oddzielonych od siebie wąskich dziedzin, a specjaliści od tych dziedzin już coraz mniej mieli sobie nawzajem do powiedzenia.

- pisze autor artykułu. I wyjaśnia:

Ostatnia reforma szkolnictwa wyższego przypieczętowała powyższe tendencje, zarówno dla filozofii, jak i dla wszystkich uczelni. Wprowadzona regulacja mówiąca o tym, że kto chce studiować filozofię jako drugi kierunek, ten musi zapłacić, jest logicznym następstwem ukrytego, ale kluczowego założenia dla całego systemu kształcenia. Założenie to mówi, że ogólna formacja umysłowa nie jest już celem polskich uczelni. A co jest tym celem? Cel – powtórzmy, bo nigdy dość tego powtarzać – jest podwójny. Po pierwsze, produkowanie możliwie licznej rzeszy kiepskich absolwentów, ponieważ ich możliwie wielka ilość zapewnia uczelni przetrwanie, a  możliwie wysoka jakość temu przetrwaniu zagraża. Po drugie, produkowanie pewnej ilości specjalistów o dużych kompetencjach. Na razie pierwszy cel został osiągnięty. Co do drugiego, to przyjdzie poczekać jeszcze na polskie Noble, ale na razie wszystko wskazuje, że ilość wybitnych akademików to mniej więcej stała proporcja niezależnie od desperackich ruchów kolejnych ministrów.

Miejsca na filozofię w tak funkcjonującym systemie nie ma, bo resortowi trudno odpowiedzieć na pytanie, co pożytecznego wniesie wzmocnienie roli filozofii do produkcji masy źle wykształconych, lecz niezbędnych w swej ilości absolwentów i do produkcji specjalistów. A jeśli nic nie wniesie lub wniesie rzecz dzisiaj tak śmiesznie ulotną i tak mało cenioną jak kultura umysłowa, to po co za taką ekstrawagancję płacić?

Na koniec zaś stawia retoryczne pytanie:

Czy zatem ostatnia akcja obywatelska obrony filozofii na uczelniach nie ma sensu? Wprost przeciwnie. Sens ma wielki, lecz jej szanse są znikome, o ile nie zmieni się u nas sposób myślenia o szkolnictwie wyższym. Obawiam się jednak, że to jest znacznie trudniejsze niż uratowanie filozofii w Białymstoku. Ale próbować trzeba.

- podsumowuje prof. Legutko.

ansa/ Rzeczpospolita

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych