Kaczyński contra Komorowski: perspektywa cohabitation. To jest najgorszy możliwy skutek owej domniemanej decyzji prezesa PiS, by rzucić rękawicę urzędującemu prezydentowi

fot. PAP/Paweł Topolski
fot. PAP/Paweł Topolski

Czytam, że Jarosław Kaczyński ma rzucić wyzwanie Bronisławowi Komorowskiemu i stanąć jeszcze raz do rywalizacji z nim w wyborach prezydenckich. Nie bardzo chce mi się w to wierzyć.

Byłaby to wiadomość zła dla Prawa i Sprawiedliwości, bo szanse prezesa PiS-u w tym starciu nie wydają się duże. Sondaż pracowni „Estymator” z grudnia dawał obu panom odpowiednio 50 i 20 proc. głosów. Badanie przeprowadzono na początku grudnia, kiedy jeszcze sondaże preferencji partyjnych dawały PiS-owi dużą przewagę nad PO, a mimo to szef  partii prowadzącej w sondażach, dostawał 2,5 raza mniej głosów niż urzędujący prezydent. To bardzo duża różnica, trudna do zniwelowania.

Po co byłaby Prawu i Sprawiedliwości tak prestiżowa porażka w przededniu wyborów parlamentarnych, w których jest – jak dotąd – faworytem? Skoro już kandydat PiS-u musi z Komorowskim przegrać, niech to będzie jakiś polityk mniejszego kalibru. Przegrana szefa partii, uderzałaby rykoszetem w samą partię i zmniejszałaby jej szanse wyborach parlamentarnych – trzy miesiące później.

Gdyby jednak Jarosław Kaczyński wygrał, otworzyłyby się dwa – rozbieżne - scenariusze: pierwszy taki, że PiS wzmacnia dzięki temu sukcesowi swoje notowania i wygrywa wyraźnie wybory do Sejmu; być może wygrywa z taką przewagą, że daje mu to możliwość utworzenia rządu. Jak wiadomo, w ostatnich miesiącach stratedzy PiS-u łamią sobie głowę, jak przerobić prawdopodobne zwycięstwo w wyborach sejmowych na mało prawdopodobne przejęcie władzy po tych – przecież zwycięskich – wyborach. Inaczej mówiąc, jak obejść ową sławetną niską zdolność koalicyjną. Bo skoro nikt z Kaczyńskim nie chciałby współrządzić (być może poza Piechocińskim i poza Gowinem, ale przekroczenie progu przez PSL i przez PRJG jest pod znakiem zapytania), to trzeba zrobić tak, żeby Kaczyński mógł rządzić sam. Czyli: stawka na efekt trampoliny.

Drugi scenariusz byłby taki, że mimo wcześniejszego sukcesu Kaczyńskiego, jego partii nie udaje się zdobyć takiej przewagi nad rywalami, żeby utworzyć rząd – samodzielnie, czy choćby pod swoim kierownictwem. Wtedy mamy powrót do sytuacji z lat 2007-2010 czyli do cohabitation. Ale, co gorsza, do cohabitation po polsku. I to jest najgorszy możliwy skutek owej domniemanej decyzji Jarosława Kaczyńskiego, by rzucić rękawicę  Bronisławowi Komorowskiemu.

Bo cohabitation jest z definicji sytuacją trudną i dla instytucji politycznych, i dla polityków, którzy w nich działają. Nawet we Francji, która poradziła sobie nieźle w sytuacji współwładzy Mitterrand – Chirac (1986-1988), a potem Chirac-Jospin (1997-2002), traktuje się taki układ sił jako niszczący dla państwa. I wielokrotnie w debatach używano perspektywy cohabitation jako straszaka. Generalna opinia jest więc taka, że to da się przeżyć, ale lepiej się na to nie narażać.

A w Polsce? W Polsce było dotąd pod tym względem gorzej, a prognozy na przyszłość są, moim zdaniem, złe. Lech Wałęsa jako prezydent uczynił z permanentnej wojny politycznej niemal regułę rządzenia. Ale było to jeszcze pod władzą konstytucji z 1952 r. (wprawdzie wielokrotnie nowelizowanej),  a potem Małej Konstytucji. Obecna Konstytucja jest pod tym względem bardziej klarowna, powierzając władzę w zasadzie premierowi. Ale jakieś luzy interpretacyjne zawsze powstają i od polityków zależy, jak je wykorzystają lub nie. Praktyka współwładzy Donalda Tuska jako premiera i Lecha Kaczyńskiego jako prezydenta była pożałowania godna. Pierwszy wykazywał się małostkowością wobec głowy państwa, drugi interpretował rozszerzająco swoje kompetencje. Nie było to widowisko, które by przynosiło Polsce chwałę.  A skoro tak, to czego się spodziewać, gdy brat Lecha Kaczyńskiego miałby jako prezydent do czynienia z premierem z PO, albo – nie daj Boże! – z samym Tuskiem. Strach się bać. Nie życzyłbym tego Polsce.

Rozumiem, że sensem pomysłu kandydowania prezesa PiS-u jest uzyskanie efektu trampoliny. Jednak prezes gra va banque. Jeśli przegra prezydenturę, tym bardziej PiS przegra wybory do Sejmu. Ale i wygrana najeżona jest niebezpieczeństwami. Jeśli wygra tak, że potem PiS utworzy rząd, zmieni się całkowicie faktyczna struktura władzy: szefem władzy wykonawczej będzie prezydent, a premier tylko jego pomocnikiem. Jeśli wygra nieprzekonująco, tak, że PO utrzyma się u władzy, Polska wejdzie w okres permanentnej wojny, przy której stan obecny to tylko zabawa w wojnę.

 

 

 

 

-------------------------------------------------------------------------

---------------------------------------

Polecamy wSklepiku.pl książkę:"Alfabet Braci Kaczyńskich"

autorzy:Jarosław Kaczyński, Michał Karnowski, Piotr Zaremba, Lech Kaczyński.

Alfabet Braci Kaczyńskich

"Alfabet Braci Kaczyńskich"to pasjonująca opowieść o życiu dwóch niezwykłych postaci: odważnych i mądrych polityków, kochających się braci i synów.

Ta książka to historia ich prywatnego i publicznego życia, przesiąkniętego codziennym patriotyzmem, poświęceniem Polsce.

 

 

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych