Odświeżam sobie właśnie klasykę polskiego kina. W ostatnich dniach na widelcu mam smakowite i wykwintne filmy Andrzeja Wajdy z czasów jego wielkości. Po fenomenalnie odnowionej wersji na Blu Ray absolutnego w każdym wymiarze arcydzieła „Ziemia obiecana”, wczoraj odpłynąłem w świat mojego ukochanego filmu Wajdy. „Danton” z wielkimi rolami Gerarda Depardieu, Wojciecha Pszoniaka ( Maximilian Robespierre), Bogusława Lindy ( „Anioł śmierci” Saint Just) czy zamarłego w kilka tygodni temu świetnego reżysera „Intymności” Patrica Chéreau (Camille Desmoulins), jest najbardziej przenikliwym filmem analizującym umysły architektów Rewolucji Francuskiej. Jest to o tyle istotny temat, że właśnie ta rewolucja dała początek czerwonemu pochodowi przez Europę, nadając mu najróżniejsze barwy ( od trójkolorowej na polach Wandei, przez brunatną i czerwoną). Dziś jej ducha czuć w rewolucji nowej lewicy, która jedynie zmieniła metody walki z odwiecznym wrogiem, nie porzucając swojego celu.
Andrzej Wajda w „Dantonie” skupia się na walce ( bądź co bądź, przepuszczonego przez propagandowe sito) Georgeasa Dantona z Maximilianem Robespierrem- „nieprzekupnym” ideologiem, który po przekuciu dusz Francuzów, zapragnął nawet zastąpić Boga swoją projekcją „opatrzności” ( skąd my to znamy?). Wojciech Pszoniak w doskonały sposób obnaża szaleństwo człowieka odpowiedzialnego za najgorsze lata terroru i ludobójstwa w imię „wolności, równości i braterstwa”. Szaleństwa, które doprowadziło do tego, że w imię „wyzwolenia” ludu, posyłano ten lud na gilotynę. Co spowodowało, że spokojny prawnik, przeciwnik kary śmierci i intelektualista dziś staje na jednej historycznej półce z Adolfem Hitlerem, Józefem Stalinem i Pol Potem? Napisano na ten temat tomiska analiz, i nie zamierzam wchodzić w króciutkim komentarzu w tą fascynującą kwestię. Zbrodniczość Rewolucji Francuskiej ma wiele aspektów i przyczyn, które wymagają szczególnej uwagi. Jedną z nich był szaleńczy antykatolicyzm, antyklerykalizm i nienawiść do krzyża ( w ciągu kilku lat Rewolucji zginęło o wiele więcej ludzi niż w ciągu kilku setek lat istnienia Inkwizycji) sączony przez lata przez „postępowych” ideologów takich jak Jean-Paul Marat. Rok 1789 był jedynie kropką nad i wieloletniego rozkładania starego porządku, i budowania świata bez Boga i wartości, które zbudowały naszą cywilizację.
U Wajdy jakobińska nienawiść jest skondensowana w postaci mrocznego Saint Justa doskonale zagranego przez Lindę. To on bez przerwy judzi, podszeptuje i w końcu burzy się na jakikolwiek przejaw człowieczeństwa Robespierra. Jest jak doskonały propagandysta komunistycznych i nazistowskich gazet z okresu dwóch postjakobińskich terrorów. Dzisiaj również coraz wyraźniej słyszymy to podszeptywanie, ciągłe judzenie przeciwko „brzuchatym biskupom”, „czarnym” etc. Niemal każdego dnia następcy ( wciąż kieszonkowi na szczęście) anioła śmierci upominają tych, którzy łamią dogmat o „rozdzieleniu państwa od Kościoła”, mający coraz częściej twarz jawnego rugowania z funkcji publicznych wyznawców Jezusa.
Gołym okiem widać, że interesy panstwa Watykan są w wielu punktach sprzeczne z interesem Polski - dlaczego więc nie postępujemy z Watykanem (…) Dlaczego więc polscy politycy nie poślą Watykanu - bezczelnego, aroganckiego, roszczeniowego obcego kraju, wykorzystującego Polskę i śmiejącego się jej w twarz, do wszystkich diabłów?
czytam właśnie na blogu gwiazdeczki niszowej telewizji i „intelektualistki” o poziomie intelektualnym biurka, na którym Jean Paul- Marat pisał swoje antykatolickie paszkwile. Wcześniej podobne rzeczy wygłaszał też prof. Jan Hartman, którego niestety nie można zbyć wzruszeniem ramion. Również w tekstach prof. Magdaleny Środy, osoby o sporej wiedzy i intelekcie, można przeczytać lepiej opakowaną propagandę o równie przerażającej wymowie. Oboje w przeciwieństwie do prostackich harcowników od nihilisty z Biłgoraja mają spoty wpływ na wykuwanie konkretnego stosunku do ludzi wierzących. Czy wielka fala neojakobińskiej propagandy, jakiej nasilenie obserwujemy w ostatnich latach zatrzymuje się jedynie na poziomie werbalnym? Zdumiewająca i zupełnie bezczelna nagonka na wiceministra Michała Królikowskiego, który ma czelność eksponować swoją wiarę, mająca miejsce w mediach bez przerwy przypominających o pluralizmie i poszanowaniu praw człowieka daje odpowiedź na to pytanie.
W filmie Wajdy jest fantastyczna scena, gdzie widzimy jak zwolennicy Dantona po jednym, głośniejszym i bardziej stanowczym wystąpieniu Robespierra, masowo odcinają się od przyjaciela i składają w żałosny sposób samokrytykę. Najdobitniejszym tego przykładem jest uległość Bourdon ( Andrzej Seweryn), który publicznie porzuca swoje wartości by przypodobać się „postępowcom” od Maximiliana. Patrząc na obrady Sejmu widzimy coraz więcej Bourdonów, którzy porzucają wiarę, wartości pod pręgierzem poprawności politycznej i laicyzmu. Czy my też staniemy się jak tchórze z otoczenia Ludwika XVI-ego, którzy otworzyli wrota dla rewolucyjnego szaleństwa? Czy zamykanie okiennic niczym średniowieczni „marranos” może przynieść jakikolwiek skutek? Pozwolę sobie zacytować fragment mojego tekstu, który pojawił się na tym portalu kilkanaście miesięcy temu i dotyczył jedynie uległości w kwestii rugowania symboli chrześcijańskich z miejsc publicznych. Wybitny żydowski prawnik Joseph H.H. Weiler, zauważył, że oddaliśmy jako chrześcijanie pole walki o nasze prawa i nawet w takiej warstwie jak zdejmowanie krzyża z miejsc publicznych poddaliśmy się bez walki. A władze, jak zauważa prawnik, które ogałacają ściany z krucyfiksów, nie zajmują żadnej „neutralne pozycji”, tylko w jasny sposób opowiadają się po stronie jednej ze stron konfliktu. Dlatego nie możemy poddać się dyktatowi współczesnych neojakobinów, którzy wynaleźli nowe metody ścinania na gilotynie. Ich osobowość naprawdę nie różni się znacząco od architektów terroru. Jeszcze raz zachęcam do seansu filmu Wajdy, który dziś nabiera nowego sensu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/182877-nie-mozemy-poddac-sie-dyktatowi-wspolczesnych-jakobinow-ktorzy-sacza-nienawisc-przeciwko-odwiecznym-wartosciom-lewica-zmienila-jedynie-metody-nie-porzucajac-swojego-celu