Ujawniona przez nasz tygodnik fotografia Donalda Tuska witającego się z Putinem "żółwikami" na lotnisku w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r. wywołała szok. Premier pytany o to zdjęcie uchylił się od odpowiedzi. Dlaczego? - pyta na łamach tygodnika "wSieci" (numer jeszcze w kioskach) Krzysztof Czabański.
W artykule pt. "Zdjęcie, kłamstwa i media" czytamy:
Zdjęcie z „żółwikami” nie spadło niczym grom z jasnego nieba. Mamy bowiem następujący ciąg zdarzeń. Wrzesień 2009 r., Putin przyjeżdża do Gdańska, przemawia na Westerplatte, gdzie przedstawia rosyjską wersję II wojny światowej. Gdyby nie przemówienie prezydenta Lecha Kaczyńskiego, na Westerplatte swoją interpretację 1 września 1939 r. przedstawiliby tylko ci, którzy Polskę napadli i zniewolili: Rosja oraz Niemcy (bo Merkel też tam przemawiała; inaczej zresztą niż Putin, z pewnym poczuciem winy). Podczas spaceru z Putinem na molo w Sopocie Tusk uwierzył, że porozumiał się politycznie z Rosją?
W następnych miesiącach polski premier stawał na głowie, by rozdzielić wizyty – swoją i prezydenta – w Katyniu w 70. rocznicę zbrodni. Podjął grę polityczną z Moskwą, żeby osłabić swoich rywali w kraju. Dlatego w momencie katastrofy tupolewa z prezydentem na pokładzie Tusk, rząd i cały establishment III RP stali się zakładnikami Rosji niezależnie od tego, jakie były przyczyny tej tragedii. Jeśli ktoś nie widzi kolosalnych korzyści politycznych dla Rosji w tej sytuacji, to znaczy, że jest ślepcem lub głupcem.
Są i inne fakty, które każą zdjęcie z „żółwikami” traktować poważniej niż tylko jako przypadkową, być może, migawkę niemającą większego znaczenia. Najważniejsze to oddanie śledztwa Rosjanom, mimo że prezydent Miedwiediew złożył ofertę wspólnego dochodzenia oraz wspólnej komisji. Śledztwo tylko rosyjskie preferował Putin, a Tusk od razu to przyjął. Nie ma w tej sprawie żadnych urzędowych notatek, żadnych narad ani ustaleń.
Tak, jakby chodziło o umówienie się na piwo. Tusk nigdy nie chciał odpowiadać na pytania, dlaczego postąpił tak, a nie inaczej. I dlaczego ważne decyzje w sprawie smoleńskiej zapadały w dziwnym, nieformalnym trybie. Gdy dziś nie chce odpowiadać na pytania o zdjęcie, kontynuuje po prostu swoją taktykę wobec mediów w sprawach dla niego niewygodnych. Nie interesuje go remont tupolewa w rosyjskich zakładach należących do zaufanego człowieka Putina, na parę miesięcy przed katastrofą. Nie interesuje, dlaczego dowodzenie w wieży kontroli lotów 10 kwietnia w Smoleńsku przejęli: generał służb specjalnych z Moskwy Benediktow i pułkownik tychże służb, który specjalnie zjawił się na lotnisku Krasnokutski. Nie interesuje go seryjny samobójca, który nawiedził wielu ludzi wiedzących coś o katastrofie. M.in. dyrektora z kancelarii premiera, który nadzorował remont tupolewa; chorążego z samolotu, który lądował krótko przed Tu- 154M; gen. Petelickiego, który próbował wyjaśnić, co robili politycy w sprawie smoleńskiej.
Cały artykuł - w tygodniku "wSieci". Polecamy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/182863-dlaczego-premier-nie-odniosl-sie-do-slynnego-juz-zdjecia-z-putinem-dlaczego-media-nie-pytaja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.