Donald Tusk znowu wziął się do roboty! Przed kamerami. Zapracowany niegdyś minister Nowak teraz trochę odpocznie...

PAP/Radek Pietruszka
PAP/Radek Pietruszka

Ależ ten premier haruje! Z jednej konferencji prasowej na drugą, od jednej kamery do następnej. Dzień bez mizdrzenia się do widowni jest dniem bezpowrotnie straconym. I tak będzie zapewne jeszcze długo. To jest chyba jedyne zajęcie, no, może oprócz haratania wiecie w co, które Donald Tusk naprawdę lubi.

Kocha opowiadać jak też to będzie za parę lat, byle tylko ktoś dał mu jeszcze szansę na dalsze robienie z narodu idiotów. Zagra w durnia z każdym, byle tylko ten ktoś był gotowy do słuchania bajdur o kwiecistej przyszłości. Wszystko jest przecież bardzo skomplikowane i trzeba przynajmniej trzech czteroletnich kadencji, by ogrom tych zadań poznać. Pytanie o ubiegłe lata mocno Tuska denerwują, nawet wówczas, gdy zadaje je przedstawiciel telewizji, która zwykle pyta tylko o stosunek do szkodzącej państwu postawy PiS. Jeden taki z TVN odważył się dziś i walnął prosto z mostu: panie premierze, dopiero teraz pan widzi ogromne kolejki do lekarzy, po sześciu latach? No i chłopina się doczekał. Otrzymał w zamian pouczenie, ileż to przygotowawczych działań trzeba było podjąć, aby wrogi choremu, a często umierającemu człowiekowi problem należycie rozpoznać. Rozpoznawał go Tusk przy pomocy niejakiej Kopacz, dziś za rozpoznawanie wziął się ponoć jakiś taki Arłukowicz.

Grzał stołek przez wiele miesięcy i partolił cały czas to, czego nie zdążyła spartolić Kopacz, chociaż zbyt wiele nie zostało. Teraz diagnozuje pobojowisko, które powstało w wyniku starań obojga. Arłukowicz wziął przykład z Tuska i z powodu własnej niekompetencji wywala co jakiś czas podwładnych. To wyleci jakiś wiceminister, to szefowa NFZ, to jeszcze ktoś inny, ale najdurniejszy wciąż w resorcie zostaje. I nadal nim rządzi. Coś jak w całym gabinecie figur. Żeby to choć woskowych. Tusk myśli, że Polska to on i jego zdemoralizowana do dna polityczna ferajna. Przecież gołym okiem widać, że gdyby nie strach i opieszałość prokuratorów, to znaczna część rezerwuaru rządzącego już dawno zostałaby skanalizowana i skierowana do obiektów zamkniętych. Za stocznie, za oszustwa, które próbowano kryć jakimiś mitycznymi Katarczykami, za omijanie, czyli kpienie z prawa przy organizacji lewych konkursów na intratne stanowiska. Nowak miałby liczne towarzystwo, dobrze sobie zresztą znane.

A miliony rozdawane swoim według oszukańczych dla państwa regulaminów?

Nastaw się więc ludu Warszawy i innych miast dużych i małych, także ludu rolniczego trudu na codzienne występy szefa ferajny. Jeśli nastąpi jakaś przerwa, to oznaczać to może tylko jedno – główny kreator przyszłości musiał właśnie udać się ze swą świtą, gdzieś do Kataru, by sprawdzić, czy nie czeka tam na niego jakiś kolejny inwestor. Albo do Berlina, by podziękować, zapewnić, ucałować, prosić o dalsze błogosławieństwo. Twardy facet. I – jak mawiał Nowak – genialny. Opiniodawcą jednak zainteresował się prokurator. I chyba nie jest to jego ostatnie słowo.

 

 

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych